Nowe Horyzonty wróciły na dobre. Dwa lata temu, w szczycie drugiej fali koronawirusa, musieliśmy zadowolić się edycją online, a w 2021 roku festiwal odbywał się w sanitarnym rygorze - przerwy między seansami były odpowiednio dłuższe, maseczki wszechobecne, a klub w Arsenale, w którym uczestnicy wydarzenia zwykli bawić się po całym dniu kinowych wrażeń, nie został otwarty. 22. edycja to swego rodzaju powrót do starej formuły, a jej hasło przewodnie - kino przesilenia - okazało się niezwykle trafne.
Międzynarodowy Festiwal Filmowy Nowych Horyzontów 2022 odbył się we Wrocławiu w dniach 21-31 lipca. Część z bogatego programu wydarzenia jest dostępna online do 7 sierpnia. Przeniesienie się festiwalu do internetu, dwa lata temu wymuszone pandemią, stało się stałym punktem imprezy, będącej świętem kinomanów i miłośników kina artystycznego w Polsce. Nawet ze świadomością, że niektóre filmy można później nadrobić w domowym zaciszu, codzienne planowanie seansów było nie lada wyzwaniem. Organizatorzy przygotowali 271 filmów - hity z Berlina, Cannes i Wenecji, retrospektywy uznanych twórców (w tym roku byli to Agnieszka Holland, Jonas Mekas, Joanna Hogg oraz Lucile Hadžihalilović), a także perełki z całego świata, należące do kategorii "jak nie obejrzysz tu i teraz, to nie obejrzysz nigdy". Nie sposób zobaczyć wszystkich interesujących nas produkcji, a nawet najwytrwalsi zawodnicy w dziesiątym dniu wydarzenia odczuwają zmęczenie. Przesilenie zawsze było odczuciem tożsamym z Nowymi Horyzontami.
Obcowanie z programem festiwalu zawsze bywało swego rodzaju loterią, nie brakuje w nim dzieł wybitnych, kontrowersyjnych, ale też zupełnie nieudanych. Na szczęście w tym roku przeważała pierwsza grupa - zarówno wśród wyczekiwanych pokazów galowych, sekcji "Mistrzowie, Mistrzynie", jak i tych mniej znanych tytułów. Pierwszym ulubieńcem festiwalowej publiczności zostało "Blisko" Lukasa Dhonta, które w maju zdobyło Grand Prix w Cannes. Twórca "Girl" opowiada o relacji dwóch nastoletnich chłopców. Leo i Remi są przyjaciółmi od wczesnego dzieciństwa. Obaj są ze sobą niezwykle blisko, co często jest opacznie odczytywane przez ich rówieśników. Leo postanawia dać kres plotkom, rozluźniając kontakty z przyjacielem. Przez sporą część seansu "Blisko" opowiada o rozpadzie zażyłej kiedyś relacji. Dhont, podobnie jak w "Girl", obserwuje swych bohaterów z empatią i bez prób oceny ich zachowania. Jednocześnie pozwala sobie na subtelny melodramatyzm. O ile takowy wydawał się zgrzytem w finale jego poprzedniego filmu, w "Blisko" zmienia zupełnie kierunek historii. Wolta ta zostaje bardzo dobrze rozegrana, a Dhont dowodzi swojej dojrzałości jako autor. Wnioski z jego filmu są tyleż proste, co wzruszające - pod koniec seansu wielu widzów nie ukrywało łez.