Oscary 2022: "CODA" będzie "Rockym" tegorocznej ceremonii?
"CODA" - skromny film, który wszedł w Polsce kilka miesięcy temu na platformę streamingową, stał się w ostatnich dniach jednym z głównych oscarowych faworytów. Czy monumentalna "Diuna" i przewrotne "Psie pazury" padną pod ciosem prostej opowieści o głuchoniemych rybakach z małego amerykańskiego miasta w stanie Massachusetts?
"Psie pazury" Jane Campion, "Diuna" Dennisa Villeneueve'a, "Belfast" Kennetha Branagha czy "Król Richard. Zwycięska rodzina" Reinaldo Marcus Greena. Między tymi filmami miał się rozegrać główny bój o najważniejsze Oscary. Szczególnie netfliksowy antywestern Campion był wymieniany jako pewniak gali.
Nic dziwnego, skoro dzieło australijskiej reżyserki reprezentuje wszystko, co Akademia w ostatnich latach kocha. Dekonstruuje najważniejszy amerykański mit Dzikiego Zachodu na tyle radykalnie, że jedna z ikon westernu - Sam Elliot nazwał go "gównianym filmem", dotyka kwestii mniejszości seksualnych i do tego reżyseruje go kobieta. To bardzo poruszające i głębokie kino, które zasługuje na nagrody, choć moje serce w tym roku leży bliżej autobiograficznego "Belfastu" i "Licorice Pizza" wiecznie pomijanego na Oscarach wybitnego reżysera Paula Thomasa Andersona.
Ostatnie dni zrewidowały pewniaki u bukmacherów. Podczas gali 33. nagród Amerykańskiej Gildii Producentów Filmowych najważniejszą nagrodę zgarnęła bowiem "CODA" Sian Heder, dostępna na Apple TV+. Jest to pierwsza nagroda dla filmu z platformy streamingowej w historii Gildii. Szanse skromnego filmu Heder na Oscara w głównej kategorii momentalnie wzrosły. Od 1990 roku aż 22 filmy nagrodzone główną nagrodą od producentów zdobywały później Oscara dla najlepszego filmu.
"CODA" ma trzy nominacje do Oscara: dla najlepszego filmu, za scenariusz adaptowany i drugoplanową rolę męską Troya Kotsura. W porównaniu do dwunastu nominacji dla "Psich pazurów" czy dziesięciu nominacji dla "Diuny" to niewiele. Akademia w przeszłości lubiła jednak robić niespodzianki. W 1977 roku skromny, napisany przez nieznanego szerzej aktora Sylvestra Stallone "Rocky" pokonał w najważniejszych kategoriach (film, reżyser) takich pewniaków jak "Taksówkarz" Scorsesego, "Wszyscy ludzie prezydenta" Paculi czy "Sieć" Lumeta. Czy "CODA" będzie "Rockym" 2022 roku?
Oscary 2022: Sprawdź pełną listę nominowanych!
"CODA" jest remakiem francuskiego filmu "Rozumiemy się bez słów" z 2014 roku. Nawet to nie musi mu przeszkodzić w oscarowym triumfie. Martin Scorsese w 2006 roku przetarł szlak, odbierając Oscara za najlepszy film dla "Infiltracji", będącej remakiem azjatyckiego "Infernal Affairs" z 2002 roku.
"CODA" jednoznacznie wpisuje się na dodatek w modę na kino dotykające niepełnosprawności. Nie tylko tak głębokiej, jak w "Mojej lewej stopie" Jima Sheridana, za którą swojego pierwszego Oscara dostał Daniel Day Lewis, ale niepełnosprawności bardziej powszechnej i widocznej w przestrzeni publicznej.
Nominowana do Oscara za krótki metraż "Sukienka" Tadeusza Łysiaka ma w moim przekonaniu szansę na statuetkę nie tylko dlatego, że jest drapieżnym i jednocześnie bardzo empatycznym filmem, ale również dzięki temu, że niskorosła Anna Dzieduszycka gra główną rolę. W czasie, gdy w Hollywood kładzie się nacisk na to, by jak najszerzej obsadzać w rolach niepełnosprawnych ludzi aktorów dotkniętych tymi samymi przypadłościami, szansę "CODY" znacząco rosną.
W zeszłym roku Anthony Hopkins zdobył Oscara za rolę chorego na demencję w "Ojcu", co przykryło fakt, że bardzo ważne oscarowe nominacje dostał "Sound of Metal" Dariusa Mardera. Jego film w przejmujący i obrazowy sposób dotykał tematu utraty słuchu. Bohater filmu jest muzykiem, który traci słuch i musi pogodzić się z zupełnie nową egzystencją. "CODA" opowiada o ludziach głuchych od zawsze. Jedynym ich łącznikiem ze światem dźwięku jest Ruby (Olivia Cooke), która urodziła się bez wady słuchu.
"CODA" jest kapitalnie napisanym komediodramatem, o czymś więcej niż życiu głuchych osób. Jest to bardzo uniwersalna i zupełnie bezpretensjonalna opowieść o dorastaniu, dojrzewaniu i cenie, jaką płaci się za realizację własnych marzeń. Emilia Jones wciela się w 17-letnią dziewczynę z rybackiego miasta Gloucester w stanie Massachusetts. Jej życie jest rozciągnięte między normalną egzystencje eksperymentującej nastolatki, która marzy o karierze muzycznej w Bostonie i los odpowiedzialnej za los ciężko pracującej na morzu rodzinie.
Każdego dnia przed szkołą pomaga rodzicom (Troy Kotsur, Marlee Matlin) i bratu (Daniel Durant) w ciężkiej fizycznej pracy na łodzi. Jest ich oknem na świat. Jako jedyna słysząca w rodzinie osoba pomaga zarówno w sprawach urzędowych jak i relacjach z resztą nadmorskiej społeczności. Nie prosiła o taki los. Został jej narzucony odgórnie. Urodziła się w pełni zdrowia i całe życie musiała płacić za dar, którego pozbawieni są najbliższe jej osoby. Dzięki nauczycielowi muzyki (Eugenio Derbez), który odkrywa jej wielki talent, inaczej patrzy na swoje poświęcenie dla rodziny i istotę miłości do nich. Czy miłość zawsze polega na bezwarunkowym poświęceniu?
Ma ten film w sobie ducha "feel good movie", który tak lubi widownia festiwalu Sundance, gdzie"CODA" zdobyła główną nagrodę jury oraz nagrodę publiczności. Rodzice Ruby są wyluzowanymi i wyzwolonymi seksualnie przedstawicielami klasy robotniczej. Wymykają się schematom i ramom społecznym. A jednak nie dostrzegają, jak przyspawali do siebie Ruby, która ma przecież prawo do własnej drogi życiowej. Boją się jej wyfrunięcia z domu.
O wielkości tego filmu nie świadczy jednak tylko nominowany do Oscara scenariusz, który jest zbudowany z mniejszych lub większych schematów kina o dojrzewaniu. Siłą "CODY" jest aktorski koncert trójki głuchych aktorów i słyszącej Jones. Grająca matkę Marlee Matlin w 1987 roku zdobyła Oscara za drugoplanową role głuchej dziewczyny w "Dzieciach gorszego Boga" Randy Haines. Jest do tej pory jedyną głuchą aktorką z Oscarem na koncie. Grający jej męża Troy Kotsur, już zgarnął za swoją rolę statuetki BAFTA, Critics Choice i nagrodę Amerykańskich Gildii Aktorów Filmowych. Oscar jest w tym wypadku niemal pewny. We francuskim oryginale wszystkie role grali słyszący aktorzy. Heder poszła w zupełny realizm, zaspokajając przy tym postulaty obsadzania niepełnosprawnych aktorów, co może się opłacić podczas oscarowego wieczoru.
"CODA" mimo swojego lekkiego tonu, wchodzi te w mroczniejsze rejony, nie bojąc się wybijać z przyjemnego rytmu widza. Ruby pyta w jednej scenie matkę: "Czy kiedykolwiek wolałaś, bym była głucha?". Mama odpowiada, że gdy lekarze w szpitalu robili dziecku test słuchu, modliła się, by Ruby nie słyszała. Zupełnie niehollywoodzka odpowiedź, nieprawdaż? Bardzo ludzka, bo naznaczona indywidualnym strachem i niepewnością o własną bezpieczną przestrzeń. Dla tej jednej przejmującej sceny przyznałbym "CODZIE" najważniejszą statuetkę. Za dotykanie bolesnej prawdy i brak lukru, mimo zachowania amerykańskiego mitu, który burzy choćby Campion.
W 1977 roku na gali triumfował film o biednym, zepchniętym na margines i snującym się po filadelfijskich "ulicach nędzy" włoskim kopciuszku w rękawicach bokserskich, który rzucił wyzwanie światu i podbił go, mając oko tygrysa. Ruby rzuca wyzwanie z nie mniejszym sercem.
Zobacz też:
Oscary 2022: Mocny sprzeciw twórców
Wychowywał go głównie ojciec. Kim dzisiaj jest syn polskiej seksbomby?
Gwiazda odchodzi z show-biznesu! Co będzie robiła?
Filmy o Ukrainie, które pozwolą lepiej zrozumieć sytuację za wschodnią granicą!
Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film