Nie żyje Val Kilmer, legendarny hollywoodzki aktor, znany z ról w takich filmach, jak "Top Gun", "Batman Forever", "Gorączka", "The Doors" czy "Willow". Miał 65 lat. O śmierci artysty poinformował dziennik "New York Times".
Przyczyną śmierci Vala Kilmera było zapalenie płuc - podał "New York Times", powołując się na córkę aktora, Mercedes Kilmer.
Val Kilmer był zaliczany do grona największych gwiazd kina lat 80. i 90. XX wieku. W czasie trwającej niemal cztery dekady kariery stworzył na ekranie szereg niezapomnianych kreacji - w 1986 roku skradł serca widzów rolą Toma "Icemana" Kazansky’ego, niepokornego pilota z filmu "Top Gun", a pięć lat później zachwycił fanów zespołu The Doors, z sukcesem wcielając się w legendarnego Jima Morrisona. W 1995 roku sportretował zaś słynnego komiksowego superbohatera w filmie "Batman Forever", czym przypieczętował swój gwiazdorski status.
Val Kilmer aktorstwem zainteresował się już w szkole średniej. Mając zaledwie 17 lat, został przyjęty do słynnej Julliard School w Nowym Jorku, gdzie kontynuował naukę właśnie w tym kierunku. Na dużym ekranie zadebiutował rolą gwiazdora rocka wplątanego w szpiegowską aferę w sensacyjnej komedii "Ściśle tajne" (1984). Niedługo potem zagrał postać zdolnego naukowca usiłującego nie dopuścić do wykorzystania swojej pracy przez CIA w komedii science-fiction "Prawdziwy geniusz" (1985). Międzynarodową sławę przyniósł mu jednak "dopiero" trzeci film, w którym wystąpił. W produkcji "Top Gun" Tony'ego Scotta, który okazał się jednym z największych hitów lat 80., zabłysnął jako cwaniakowaty i pewny siebie pilot Tom "Iceman" Kazansky, największy rywal głównego bohatera, Pete'a "Mavericka" Mitchella, granego przez Toma Cruise'a.
Następnie artysta pojawił się ponownie na małym ekranie (wcześniej wystąpił w kryminale "Zabójstwa przy Rue Morgue") w biograficznym dramacie HBO "Człowiek, który zerwał 1000 łańcuchów" (1987) w roli weterana II wojny światowej, uciekiniera z więzienia w Georgii, który rozpoczyna nowe życie w Chicago. Bardziej zapadła jednak w pamięci widzów rola odważnego rycerza i awanturnika w przygodowym filmie fantasy Rona Howarda "Willow" (1988).
Po występie w roli prywatnego detektywa wplątanego w sfingowanie śmierci swojej klientki w thrillerze kryminalnym "Zabij mnie jeszcze raz" (1989), w którym zagrał ze swoją ówczesną żoną - Joanne Whalley, wielkim sukcesem artystycznym okazała się kreacja Jima Morrisona, jednej z ikon rocka, lidera i wokalisty tytułowej grupy w biograficznym dramacie Olivera Stone'a "The Doors" (1991).
W 1993 roku wystąpił aż w trzech popularnych filmach. W sensacyjnym obrazie Tony'ego Scotta, z którym pracował już przy "Top Gun" - zatytułowanym "Prawdziwy romans", na podstawie scenariusza Quentina Tarantino, pojawił się jako duch Elvisa Presleya - swego rodzaju mentor głównego bohatera. W nakręconym z rozmachem westernie "Tombstone" wystąpił w roli umierającego na gruźlicę rewolwerowca Doca Hollidaya, a w produkcji "Niesamowita McCoy" pomagał tytułowej włamywaczce granej przez Kim Basinger.
Ogromną popularność przyniosła aktorowi postać Batmana, w którego wcielił się w filmie "Batman Forever" (1995) Joela Schumachera. Innymi gwiazdami produkcji byli: Nicole Kidman, Jim Carrey, Tommy Lee Jones, Drew Barrymore oraz Chris O'Donnell. I choć obraz nie zdobył zbyt wielu dobrych recenzji, to Kilmer i tak był na ustach wszystkich.
W tym samym roku artystę mogliśmy również podziwiać w roli Chrisa Shiherlisa w "Gorączce" Michaela Manna - jednym z najlepszych filmów akcji lat 90. Aktor wcielił się w gangstera, który nie jest w stanie pogodzić swojej profesji i roli głowy rodziny. Na ekranie dane mu było mu pracować z Robertem De Niro i Alem Pacino.
Za kolejne role - pomocnika tytułowego bohatera w remake'u horroru "Wyspa doktora Moreau" (1996) z Marlonem Brando w roli głównej, oraz irlandzkiego inżyniera w przygodowym filmie sensacyjnym "Duch i Mrok" (1996), w którym na ekranie partnerował mu Michael Douglas, otrzymał pierwsze w swojej karierze nominacje do Złotych Malin. To "osiągnięcie" powtórzył m.in. przy okazji kreacji Filipa II w "Aleksandrze" (2004) Olivera Stone'a.
Szansę na Złotą Malinę miał też za sprawą kreacji Simona Templara w sensacyjnym obrazie Phillipa Noyce'a "Święty" (1997), filmowej wersji popularnego serialu z Rogerem Moorem w roli tytułowej. Kilmer nie spodobał się jako inteligentny włamywacz, który potrafi błyskawicznie zmieniać swoją tożsamość.
Niepowodzeniem okazała się też wysokobudżetowa produkcja z gatunku science-fiction "Czerwona planeta" (2000), w której wcielił się w astronautę wysłanego na Marsa w większej grupie (m.in. Carrie-Anne Moss, Tom Sizemore, Benjamin Bratt, Simon Baker) w celu kolonizacji planety.
Z perspektywy czasu można z całą pewnością stwierdzić, że druga połowa lat 80. i pierwsza połowa lat 90. okazała się najlepszym okresem w karierze Vala Kilmera. Po roku 2000 ciekawych ról dla niego było jak na lekarstwo, przez co aktor zaczął przyjmować propozycje udziału w coraz mniej perspektywicznych projektach. Z każdym kolejnym rokiem rosła też masa jego ciała, w efekcie pewnych kreacji nie można już mu było powierzać. Jednym z wyjątków od tej reguły był sensacyjny "Spartan" (2004) Davida Mameta.
Jedną z ostatnich udanych ról filmowych zaliczył Kilmer w komedii sensacyjnej "Kiss Kiss Bang Bang" (2005) Shane'a Blacka, w której jego bohater, twardy detektyw, uczył fachu złodziejaszka udającego aktora - wcielał się w niego Robert Downey Jr.
"Letnia miłość", "Skazaniec", "Fatalny skok", "Fałszywa tożsamość", "Śmiertelna odwilż", "Ulice we krwi", "MacGruber" - czy te tytuły coś wam mówią? W takich produkcjach grywał w latach 2006-2010 Val Kilmer. Co ciekawe, w wypadku tego aktora jakość zamieniła się w ilość. Niegdysiejszy "Iceman" pojawiał się w 4-5 filmach rocznie, ale ich wartość artystyczna była zerowa, zazwyczaj nie wchodziły nawet do kin. Co prawda Kilmer załapał się do obsady pokazywanego na festiwalu w Wenecji w 2009 roku "Złego porucznika" Wernera Herzoga, remake'u filmu Abla Ferrary, ale o słabości tego projektu najwięcej mówi obsadzenie w głównej roli Nicolasa Cage'a, innej z niegdysiejszych gwiazd, która jakość zamieniła w ilość.
Jednym z nieco bardziej znanych filmów, w jakich polska publiczność mogła oglądać na dużym ekranie Vala Kilmera w tamtym czasie, był obraz "5 dni wojny" Renny'ego Harlina z 2010 roku. Już wówczas dał się zauważyć spory skok wagi u aktora.
W kolejnych latach kariera Kilmera całkowicie przyhamowała za sprawą poważnych problemów zdrowotnych - gwiazdor zmagał się bowiem z nowotworem gardła. W 2014 roku przeszedł zabieg tracheotomii, na skutek którego niemal całkowicie stracił głos.
Kilmer publicznie przyznał do walki z chorobą dopiero w 2017 roku. Długo unikał jednak komentarzy na ten temat i nie zdradzał żadnych szczegółów. Po raz pierwszy opisał swoją walkę z rakiem w książce zatytułowanej "I'm Your Huckleberry". W swoich pamiętnikach wrócił pamięcią do momentu, w którym stan jego zdrowia zaczął się pogarszać.
"Pewnej nocy niespodziewanie obudziłem się, wymiotując krwią. Całe łóżko było nią pokryte niczym w słynnej scenie z 'Ojca chrzestnego'. Zacząłem się modlić, a potem zadzwoniłem pod 911. Później zawiadomiłem Cher, w której domu przebywałem" - wspominał aktor w książce, cytowanej przez magazyn "People".
"Nawet będąc o krok od śmierci zauważyłem, jak Cher obcina wzrokiem jednego z lekarzy, którzy pojawili się na miejscu. Był przystojny niczym Gregory Peck. Takie rzeczy tylko w Hollywood, co nie? (...) Zaczęliśmy żartować o pięknie i pożądaniu, choć wyglądałem jak kaskader z 'Wściekłych psów' Tarantino, a moje życie było w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Śmialiśmy się do rozpuku, zanim sprawdzili moje funkcje życiowe i zamknęli mi buzię maską tlenową" - napisał Kilmer.
O swojej walce z chorobą aktor opowiedział również w poświęconym jego życiu i karierze filmie dokumentalnym "Val", który miał swoją światową premierę na festiwalu filmowym w Cannes.
"Teraz, kiedy trudniej jest mówić, chcę opowiedzieć swoją historię bardziej niż kiedykolwiek" - powiedział w filmie Kilmer. I dodał, że choć jego życie po chorobie nowotworowej nigdy już nie wróci na dawne tory, to nie jest ono tak złe, jak wydaje się osobom postronnym. "Oczywiście, brzmię o wiele gorzej, niż naprawdę się czuję" - stwierdził w dokumencie aktor. Kilmer zdradził, że największym problemem dla niego jest to, że z powodu otworu po tracheotomii nie może jednocześnie jeść i oddychać. "Nie mogę mówić bez zatkania tej dziury gardle. Muszę też podjąć decyzję, czy będę oddychać, czy jeść" - powiedział gwiazdor.
Aktor nie traktował jednak zmian, jakie przeszły w jego ciele, jako przekleństwa. "Zachowywałem się dziwnie dla niektórych. Niczemu nie zaprzeczam i niczego nie żałuję, ponieważ straciłem i znalazłem takie części swojej osobowości, o których istnieniu nigdy nie wiedziałem" - wyznał w filmie.
Na ratunek aktorowi ruszyła wówczas londyńska firma Sonantic zajmująca się sztuczną inteligencją. Wykorzystując cyfrowo oczyszczone archiwalne nagrania Kilmera, odtworzono jego głos za pośrednictwem narzędzia zwanego "Photoshopem dla głosu". Miało ono pomóc gwiazdorowi komunikować się z innymi w codziennym życiu, a także ułatwić powrót do zawodu.
"Chcieliśmy podarować mu coś, co pozwoli mu nadal tworzyć i się rozwijać. Kiedy zaprezentowaliśmy efekty naszej pracy synowi Vala, był niesamowicie poruszony tym, że po raz pierwszy od lat usłyszał głos swojego taty" - skomentował projekt w rozmowie z "Daily Mail" John Flynn, współzałożyciel firmy Sonantic.
"Jestem wdzięczny całemu zespołowi, który w mistrzowski sposób przywrócił mi głos. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że to będzie możliwe. Dla nas, istot ludzkich, umiejętność komunikowania się jest podstawą egzystencji. Skutki uboczne walki z rakiem gardła odebrały mi tę umiejętność, utrudniając innym zrozumienie mnie. Możliwość opowiedzenia swojej historii głosem, który wydaje się autentyczny i znajomy, to wyjątkowy prezent" - skomentował aktor w oświadczeniu.
Kiedy tylko pojawiła się informacja o tym, że powstanie druga część filmu "Top Gun", Val Kilmer chciał dołączyć do obsady. Trudno się zresztą dziwić, był przecież jednym z głównych bohaterów produkcji Tony'ego Scotta. W pamiętnikach gwiazdor zdradził, że musiał błagać o rolę w "Mavericku".
We wspomnianej książce "I'm Your Huckleberry" Kilmer napisał: "Tak jak śpiewali Temptations w czasach świetności wytwórni Motown: 'Nie jestem zbyt dumny, by błagać'. Producenci poszli na to. Tom Cruise poszedł na to. Cruise nie mógł zachować się lepiej. Tom i ja zaczęliśmy tam, gdzie kiedyś skończyliśmy i nasze ponowne spotkanie wypadło świetnie".
Błaganie o rolę w filmie "Top Gun: Maverick" to prawdziwy chichot losu. Zupełnie inaczej wyglądała bowiem sytuacja w przypadku pierwszej części filmu. Kilmer nie był zainteresowany rolą pilota Toma "Icemana" Kazansky'ego. "Nie chciałem tej roli. Miałem gdzieś cały ten film. Opowiadana w nim historia mnie nie interesowała" - przyznał szczerze aktor w swoich pamiętnikach.
Do wzięcia udziału w przesłuchaniach do roli przekonał go jego agent. "Pojawiłem się tam, wyglądając jak kretyn albo jakiś oprych. Założyłem za duże australijskie szorty w kolorze zgniłej zieleni. Myliłem się w kwestiach. Ku mojemu zdumieniu - dostałem tę rolę" - wspominał Kilmer.
W drugiej części "Top Guna" Tom "Iceman" Kazansky jest admirałem i dowódcą Floty Pacyfiku. Scenariusz oddał rzeczywistość, ponieważ, podobnie jak kiedyś Kilmer, zmaga się ze śmiertelną chorobą. I również ma problemy z mówieniem. Na początku kontaktuje się z Maverickiem tylko poprzez wiadomości tekstowe.
W końcu jednak dochodzi do spotkania "Icemana" z "Maverickiem" podczas którego ten pierwszy przemawia - wygenerowana przez sztuczną inteligencję kwestia została podłożona w post-produkcji.
"Teraz, kiedy ma swój głos, może bez problemu podejmować więcej projektów" - stwierdziła wówczas w wywiadzie córka Vala Kilmera, Mercedes. Kreacja w "Mavericku" okazała się jednak ostatnią rolą wielkiego gwiazdora.