"Boscy" to uszczypliwa satyra na branżę filmową ze smacznym pojedynkiem aktorskim Penélope Cruz, Antonia Banderasa i Oscara Martíneza.
Bardzo chciałbym się dowiedzieć, ile w filmie "Boscy" jest cytatów zaczerpniętych przez twórców z ich własnego życia. W czasach, w których komedie są ugrzecznione, a ostrze dowcipów stępione, bo jeszcze - zachowaj losie! - ktoś się obrazi, Argentyńczycy Mariano Cohn i Gastón Duprat jadą po bandzie. Naigrawają się z pretensjonalnych artystów, próżności gwiazd i niespełnienia ludzi antysystemowych, którzy gardzą komercją i popularnością.
Sukces filmu bierze się z tego, że pokazani bohaterowie uważają się za lepszych, a jednocześnie zazdroszczą kolegom obranej drogi życiowej. Niby są spełnieni w tym, co robią, ale zderzenie z reprezentantem innej drogi zawodowej wywołuje w nich poczucie, że jednak coś stracili i mają jakieś braki. Mogliby po prostu pogodzić się z tym, że w branży jest miejsce dla wszystkich, ale ich egoistyczne charaktery im na to nie pozwalają. A kompleksy, jak wiadomo, prowadzą do szaleństwa. I to szaleństwo w "Boskich" dotyka wszystkich. Twórcy za nikim nie obstają, śmieją się ze wszystkich po równo.
Félix Rivero (autoironiczny Banderas) jest bożyszczem tłumów, który poza rodzimą Hiszpanią robi karierę w USA. Iván Torres (zasadniczy Martínez) jest wierny sztuce przez duże S. Gdy gra postać, musi poznać jej biografię, wejść w jej buty i znać odpowiedzi na pytania, które nijak mają się do scenariusza. Kariera poza ojczyzną go nie interesuje. I - jak przekonuje - bynajmniej nie dlatego, że słowa nie mówi po angielsku. On po prostu nie jest zainteresowany produkcjami dla gawiedzi.
Tych dwoje zderza w reżyserowanym przez siebie filmie Lola Cuevas (Penélope Cruz w odjechanych perukach i strojach), artystka totalna, zadeklarowana lesbijka, która korzysta z nieoczywistych stymulacji artystycznych. Żeby wywołać w aktorach skrajne emocje, sadza ich pod gigantycznym głazem zawieszonym na żurawiu. A żeby uderzyć w ich ego, niszczy w zgniatarce metalu ich nagrody - zarówno drogocenne laury z Wenecji, jak i te symboliczne, przyznane i własnoręcznie wykonane przez dzieciaki z niepełnosprawnościami.
Ta zwariowana satyra na branżę filmową jest ironicznym komentarzem do rozpieszczenia ludzi uprzywilejowanych, gwiazd świecących na ekranie, jak i tych stających za kamerą. Pokazaną tu ekipę nie interesują problemy zwykłych ludzi, a tylko oni sami - ich metoda aktorska czy przekaz filmu, który robią. Świetnym podsumowaniem staje się konferencja prasowa na jednym z festiwali filmowych, która wygląda jeden do jednego jak konferencje w Cannes czy Wenecji. Artyści robią show: każdą okazję wykorzystują, by mówić o sobie i swoich emocjach, a niewygodne pytania zbywają jednym słowem. Bo przecież im wolno.
"Boscy" imponują także sposobem realizacji. Nie chodziło tylko o to, by pośmiać z filmowców, ale też pokazać ich w ironicznym anturażu. Zdjęcia kręcone są w modernistycznych wnętrzach, bo gdzieżby nasi bohaterowie chodzili po zwykłych przestrzeniach. Ich styl, sposób mówienia i zachowania też jest odpowiednio manieryczny. To wszystko stapia się ze sobą w spójną całość, dając dowód na to, że twórcy chcieli nie tylko pośmiać się z kolegów, co przede wszystkim zrobić dobry film.
7/10
"Boscy", reż. Mariano Cohn i Gaston Duprat, Hiszpania 2021, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 13 maja 2022 roku.
Zobacz również:
"Doktor Strange w multiwersum obłędu": Wyczaruj mi horror [recenzja]
"Fucking Bornholm": Rzeź na skandynawskich piaskach [recenzja]
"365 dni: Ten dzień": Ludzie, tu nic nie ma! [recenzja]
"Nieznośny ciężar wielkiego talentu": Nicolas Cage jest cholerną legendą! [recenzja]
"Fantastyczne zwierzęta: Tajemnice Dumbledore'a": Prawo (nie najlepszej) serii [recenzja]
Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.