"F*cking Bornholm": Rzeź na skandynawskich piaskach [recenzja]

Kadr z filmu "Fucking Bornholm" /materiały prasowe

Anna Kazejak w osobistym filmie miała ambicje dokonać psychoanalizy małżeńskiej na poziomie komediodramatu "Rzeź" Polańskiego. Nie udało się, choć "Fucking Bornholm" jest intrygującym obrazem "kobiety na skraju załamania nerwowego" o twarzy magnetycznej Agnieszki Grochowskiej.

Szczęśliwe pary rozpadają się na oczach widzów

Kino lubi historie fasadowo szczęśliwych par, które rozpadają się na oczach widzów przez z pozoru niewinne wydarzenia, uruchamiające lawinę pretensji, kompleksów, win i złamanych oczekiwań. Od Ingmara Bergmana i jego "Scen z życia małżeńskiego", przez Woody'ego Allena i Stanley'a Kubricka aż po Noah Baumbacha - najwięksi filmowcy dokonywali wiwisekcji małżeństwa, nieraz ekshibicjonistycznie opierając się na własnych doświadczeniach. Tragikomedia Anny Kazejak wpisuje się w ten sam nurt, choć najbliżej jej do klimatu "Boga mordu" Yasminy Rezy, którą błyskotliwie zekranizował Roman Polański w filmie "Rzeź". Ambicje były więc ogromne. Niestety przygniotły twórców "Fucking Bornholm".

Reklama

Kazejak nie ukrywa, że oparty na jej audiobooku film jest osobistą opowieścią o życiu w potrzasku małżeństwa. Maja (Agnieszka Grochowska), jej mąż Hubert (Maciej Stuhr) oraz przyjaciel Dawid (Grzegorz Damięcki) znają się od czasu wspólnych studiów na wydziale prawa. Maja poświęciła karierę dla wychowywania dwóch synów. Dawid zdążył się rozwieść i związać ze studentką psychologii Niną (Jaśmina Polak). Trójka czterdziestoletnich przyjaciół i o połowę młodsza "dziewczyna z Tindera" udają się z dziećmi w swoje ulubione wakacyjne miejsce - na duńską wyspę Bornholm. Pierwszego dnia w namiocie chłopców dochodzi do absurdalnie szokującego zdarzenia.

Konflikt między dziećmi, który uruchamia lawinę skrywanych tajemnic u dorosłych, był punktem wyjścia opartej na sztuce Rezy "Rzezi" Romana Polańskiego. Nie porównuję scenariusza Kazejak i Filipa K. Kasperaszka do wybitnej sztuki Rezy. To zupełnie inna liga tekstu, który na dodatek w rękach mistrza od klaustrofobiczno-psychologicznego kina jest niedoścignionym, nawet dla wybitnych filmowców, wzorem. Problem w tym, że Kazejak wydaje się mieć podobne ambicje co Polański, ale nie udaje się jej wymieszać dramatu, komedii, groteski, skandynawskiej bergmanowskiej psychoanalizy i polskiej przaśności w bornholmskim tyglu. Do mniej więcej 40 minuty trzyma film w ryzach. Potem gubi wątki i gra znaczonymi kartami.

Agnieszka Grochowska zachwyca. Reszta jest tłem

Najlepiej napisaną i zagraną postacią jest tutaj Maja. Stłamszona przez narcystycznego męża i sfrustrowana tym, że pozwoliła się wsadzić w szufladkę z napisem "matka Polka", w pewnym momencie pęka. Przyznaje się przyjaciołom, że śni o zbliżeniu z nieznajomym w parku, nerwowo reaguje na widok, mającej przed sobą całe życie, wyzwolonej studentki Niny, ale zazdrości też Dawidowi, że wyzwolił się z toksycznego małżeństwa.

Agnieszka Grochowska równie wiarygodnie wypada jako matka broniąca pazurami swoje dzieci, jak i pełna uwodzenia i namiętności drapieżna kochanka. Szkoda, że reszta postaci jej dla niej tłem. Maciej Stuhr, który przecież stworzył niedawno wybitną rolę ojca alkoholika w przejmującym "Powrocie do tamtych dni" Konrada Aksinowicza, jest tutaj nie do końca spójnie rozciągnięty między pajaca, wprowadzającego do tej tragedii element komiczny, a nieznośnego "januszowatego" cwaniaczka o patriarchalnych zapędach.

Hubert przyjechał na duńską wyspę starą przyczepą kempingową odziedziczoną po ojcu. Dawid popisuje się nie tylko młodą partnerką, z którą żyje w otwartym związku, ale też nowoczesnym kamperem. Kazejak kreśli wątek klasowy pomiędzy przyjaciółmi, który jednak nie wybrzmiewa wystarczająco mocno. Ich wzajemne pretensje (Dawid był kiedyś związany z Mają i wciąż się w niej podkochuje, zaś Hubert nie odniósł wielkiego sukcesu zawodowego) prowadzą nawet do bójki, która jest jednak pozbawiona napięcia i wiarygodnej motywacji bohaterów. Naskórkowo jest też potraktowana różnica w podejściu do kontaktów damsko-męskich 40-letniego rozwodnika i wychowanej w hedonistycznej rzeczywistości studentki. Wiele w niej przyczynkowości i powierzchowności. Absurdalność, w jakiej znalazły się patrzące na kompromitujących się rodziców dzieci, jest zaledwie muśnięta.

Kazejak na dodatek nie łamie żadnego tabu, co przecież sugeruje nawet prowokujący tytuł filmu. Zachowania bohaterów "Fucking Bornholm" mogłyby budzić kontrowersję 20 lat temu, gdy Kubrick penetrował kobiecą atrakcyjność fizyczną "szeroko zamykając" nasze oczy. Dziś - wychowane ze smartfonem w ręku dziecko przyłapujące ojca na oglądaniu filmów z oznaczeniem X, przykładna polska żona w ramionach "randomowego" brodatego Duńczyka poznanego w barze i otwarty związek starzejącego się rogacza z przemądrzałą siksą - mogą tylko wzbudzać wzruszenie ramionami. Podobnie czułem się podczas seansu innego filmu Kazejak, czyli "Obietnicy" (2014), która miała szokować widza wizerunkiem polskich nastolatków. Wzbudziła najwyżej ziew.  

Nie zmienia to wszystko jednak faktu, że Kazejak wygrywa na jednej płaszczyźnie - "Fucking Bornholm" daje nam ciekawy obraz polskiej kobiety "na skraju załamania nerwowego", która w ujęciu charyzmatycznej Grochowskiej przykrywa niedoskonałości reszty filmu. Jest to postać napisana z sercem, co nie powinno dziwić, skoro ma w sobie tyle autobiograficznych elementów, które na dodatek wzbudzają emocje w intrygująco niejednoznacznie otwartym finale.

6/10

"Fucking Bornholm", reż. Anna Kazejak, Polska 2022, dystrybutor: Next Film, premiera kinowa: 6 maja 2022 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Fucking Bornholm | Anna Kazejak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy