Osgood Perkins i Theo James: Twórca filmowy musi podejmować ryzyko

Theo James i Osgood Perkins na premierze filmu "Małpa" (2025) /Olivia Wong/FilmMagic /Getty Images

- Kiedy po raz pierwszy dostałem propozycję wyreżyserowania opowiadania "Małpa" Stephena Kinga, poczułem ekscytację - mówi w rozmowie z Interią Osgood Perkins. - Twórca filmowy musi podejmować ryzyko. Jeżeli za bardzo się przejmujemy tym, co ludzie pomyślą, to przestajemy być wierni swoim ideom i koncepcjom - dodaje Theo James, który we wspomnianym horrorze gra podwójną rolę.

Czy zabawka może być źródłem strachu? Zapewne tak. A czy zabawka może być źródłem śmierci? Reżyser Osgood Perkins przekonuje, że jest to możliwe. Przynajmniej na ekranie. Jego najnowszy film "Małpa" to horror na podstawie opowiadania Stephena Kinga, w którym niepozorna małpka sieje grozę i śmierć. To horror nie tylko o morderczej zabawce, ale także o dziedziczeniu strachu, mrocznych rodzinnych tajemnicach i tym, co naprawdę przeraża nas od dzieciństwa. W podwójnej roli na ekranie pojawia się Theo James.

W rozmowie z Interią Perkins i James zdradzają, co ich najbardziej przeraża, jak wyglądało przenoszenie literackiego koszmaru na ekran i dlaczego czasem największa groza kryje się nie w potworach, lecz w naszych własnych rodzinnych historiach.

Reklama

- Nie jestem osobą religijną, ale zawsze przerażał mnie mrok - mówi Theo James. - Ja z kolei miałem problem z mętnymi zbiornikami wodnymi - uzupełnia Osgood Perkins.

Artur Zaborski: Przerażająca małpa-zabawka zabija wszystkich ludzi, którzy staną na jej drodze. Jaka była wasza reakcja, kiedy pierwszy raz przeczytaliście opowiadanie Stephena Kinga?

Theo James: - Przeczytałem sporo utworów Stephena Kinga, ale nie znałem tego opowiadania. Zapoznałem się z nim dopiero po lekturze scenariusza Oza (ekipa na reżysera Osgooda Perkinsa mówi "Oz" - przyp. red.). Jako że on siedzi obok, to muszę się podlizać: to był naprawdę dobry scenariusz, zabawny! Było bardzo "kingowski", ale jednocześnie bardzo "ozowski". Spodobał mi się od pierwszego czytania. Kiedy w końcu sięgnąłem po oryginalne opowiadanie Stephena Kinga, poczułem, że miało dokładnie to samo DNA. Oz rozwinął je w większą historię i dostosował do formatu pełnometrażowego filmu. Ale też wstrzyknął w nie humor, co według mnie było jedną z największych zalet scenariusza.

Osgood Perkins: - Kiedy po raz pierwszy dostałem propozycję wyreżyserowania "Małpy", poczułem ekscytację. Jest kilka rzeczy na tym świecie, na które ludzie reagują instynktownie. I z jakiegoś powodu zabawka-małpa, z tym swoim uśmiechem i wyłupiastymi oczami, jest dla nas czymś dziwnym i niepokojącym. Wywołuje w nas silną reakcję. Mogłem od razu wyobrazić sobie plakat tego filmu, poczuć energię, jaka z niego emanuje. W zbiorowej podświadomości ta małpa czai się na każdego z nas gdzieś w cieniu.

Theo James: - Co sprawia, że nieożywione przedmioty budzą w nas emocje?

Osgood Perkins: - Małpy są bliskie ludziom, ale jednocześnie - zupełnie inne. Jest w nich coś dziwnego, niepokojącego - to trochę jak z brudnym, małym dzieckiem, które przypomina taką odpychającą małpę: niby jest człowiekiem, ale jednak nim nie jest.

Czego baliście się jako dzieci?

Theo James: - Nie jestem osobą religijną, ale zawsze przerażała mnie ciemność. I metaforycznie - na przykład satanizm - i dosłownie: brak światła też budził mój strach. Najbardziej jednak przerażało mnie opętanie. Myśląc o tym, że mógłbym zostać opętany i stracić kontrolę nad sobą, wariowałem. Idea rzezi piłą mechaniczną, jak w "Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną", nie była dla mnie tak przerażająca, jak niekontrolowanie siebie samego.

Osgood Perkins: - Ja z kolei miałem problem z mętnymi zbiornikami wodnymi. Jeśli znasz dawne Los Angeles, to wiesz, że Chalet Gourmet na rogu Fairfax i Sunset Boulevard miało akwarium. Wyglądało jak zbiornik na homary: było ciemne, zielonkawe, kiepsko oświetlone, z tymi śliskimi skorupiakami na dnie. Funkcjonowało też muzeum morskie na Cape Cod, gdzie były takie stare, brudne akwaria z falującymi, szarozielonymi wodorostami. Nie żartuję, mówiąc, że one wszystkie mnie przerażały, kiedy byłem dzieckiem. Teraz już się ich nie boję, już to jakoś opanowałem.

Jakie elementy sprawiają, że wasz film jest jednocześnie "kingowski" i "ozowski"?

Osgood Perkins: - Zależało mi na tym, żeby oddać hołd panu Kingowi, bo rzadko dostaje się możliwość pracy z tekstem kogoś, kto jest tytanem w swojej dziedzinie. Najbardziej zależało mi na odtworzeniu uczucia, które towarzyszyło mi, gdy jako dzieciak trzymałem w rękach starą, sfatygowaną książkę "Smętarz dla zwierzaków" mojego ojca, z tym źle napisanym tytułem na okładce, czy gdy czytałem serię "Creepshow". Byłem całkowicie pochłonięty wykreowanymi w tych utworach światami. Dla mnie w twórczości Stephena Kinga jest mnóstwo inteligentnego humoru. Jeśli udało mi się wydobyć tę radość i ten surrealistyczny intelekt z zabawki-małpy, to uznaję to za najwyższy rangą komplement. Nie chciałem robić ponurego, przesadnie poważnego filmu. Chciałem czegoś, co będzie miało w sobie i uśmieszek, i pewnego rodzaju urok.

Theo James: - Czy zanim "Małpa" trafiła do ciebie, było jakieś dzieło Stephena Kinga, którym byłeś zafascynowany?

Osgood Perkins: - Kochałem właśnie "Creepshow". Uwielbiam to, że Stephen King potrafi się odnaleźć nawet w konwencji krótkich opowiadań.

Film opowiada również o dziedziczeniu niepokojów. Dostaliście coś takiego od swoich rodzin?

Osgood Perkins: - Jeśli coś dostałem od mojego ojca, to raczej tę ideę określającą, jak być tajemniczym. Mój "stary" był skomplikowanym facetem. Miał złożoną osobowość w czasach, kiedy w Hollywood nie można było być oficjalnie homoseksualnym mężczyzną. Dzisiaj przynajmniej możemy o tym otwarcie porozmawiać. Jako dzieciak miałem do czynienia z bardzo trudnym do zrozumienia człowiekiem, kimś, kto przypominał mi lustro bez odbicia. I z tym się zmagam do dzisiaj - z próbą dogonienia ojca, który nigdy nie był w moim życiu obecny tak naprawdę. Pewnie dlatego od zawsze fascynuje mnie Darth Vader. Ciągle o tym mówię.

Theo James: - Nie wiem, czy można to nazwać "odziedziczoną grozą", ale w mojej rodzinie było sporo śmierci. Świadomość własnej śmiertelności była czymś, co mi przekazano. Myślę, że ostatecznie to dobra rzecz, ale wszystko zależy od momentu, w którym się taki "podarunek" dostaje, bo przecież dzieci powinny myśleć, że będą żyć wiecznie. Ja tak nie miałem.

To odwróćmy to pytanie: co było najcenniejszą rzeczą, którą odziedziczyliście po swoich rodzicach lub dziadkach?

Osgood Perkins: - Pochodzę z rodziny wpływowych artystów. Moja prababcia to Elsa Schiaparelli, a mój ojciec był, kim był - a to tylko dwie osoby. Dorastanie wśród ikon swoich czasów sprawia, że czuję - nie chcę powiedzieć "nacisk" czy "oczekiwania", ale nie znajduję innego słowa. To mnie na pewno mobilizuje. Ostatnie kilka lat było dla mnie dobre pod kątem rozwijania się twórczo. Boję się, że teraz może być tylko gorzej.

Theo James: - Mój dziadek miał dość burzliwe, ale ciekawe życie. Uciekł z Aten, kiedy Niemcy wkroczyli do Grecji. Musiał udawać rybaka, żeby przeprawić się przez Morze Egejskie. Przeżył długi czas na morzu, raz nawet zagubiła się jego łódź. Ostatecznie osiedlił się w Damaszku, ale zanim tam dotarł, musiał przebyć drogę lądową przez Europę w bardzo burzliwym okresie. Miał pamiętnik, który odziedziczyłem. Nie był to typowy dziennik z wpisami typu "drogi pamiętniczku". Były w nim raczej egzystencjalne refleksje. Lektura była fascynująca zarówno ze względu na historię mojej rodziny, jak i ze względu na okres, w którym się rozgrywała.

Z jakimi wyzwaniami wiązała się dla was praca nad "Małpą"?

Osgood Perkins: - Nie wiedziałem, czy moje poczucie humoru trafi do szerokiej publiczności. Nie byłem pewien, czy to, co uważam za zabawne, będzie śmieszne w Peorii, Illinois czy w greckich Atenach. Dysponuję pewną wrażliwością, która wydaje mi się trochę nietypowa czy może nawet dziwna. W tej produkcji starałem się być naturalnie zabawny i cieszy mnie, że ludzie naprawdę uznali to za śmieszne.

Theo James: - Dla mnie jako aktora kluczowe było znalezienie sobie miejsca, w którym mogę podejmować ryzyko. Oz dał mi taką przestrzeń - przy nim mogłem próbować różnych rzeczy bez obawy, że coś nie wyjdzie. Z Ozem jest tak, że jeśli słyszysz, jak się śmieje za monitorem, to znaczy, że jest dobrze. Ale jeśli się nie śmieje, to myślisz: "Cholera, to, co zrobiłem, nie było śmieszne".

Nie mieliście obaw, że w czasach, kiedy wszystko nas triggeruje, wasz film może dla widzów o pewnym poziomie wrażliwości na przemoc okazać się cokolwiek kontrowersyjny?

Osgood Perkins: - Pokazałem na ekranie śmierć nierealistycznie. Nie da się zginąć tak, jak nasi bohaterowie. Woda i elektryczność nie doprowadzają do takiego efektu, jak u nas na ekranie. Nożem hibachi nie da się zaś nikomu odciąć głowy. Kręcąc "Małpę", moim punktem odniesienia był "Struś Pędziwiatr". On w każdym odcinku umiera po dziesięć razy, biedny gość. Ale zaraz po tym, jak zginie, wraca na ekran i wszystko jest znów okej. Idea była taka, żeby pokazać śmierci, które są makabryczne, które szokują, ale jednocześnie nie mogą się wydarzyć w prawdziwym życiu. Jeśli ktoś by się oburzył, że czuje się urażony, bo jego ciocia eksplodowała w basenie w podobny sposób, co jedna z naszych bohaterek, to wiemy, że nie mówi prawdy, bo to niemożliwe.

Theo James: - Twórca filmowy musi podejmować ryzyko. Jeżeli za bardzo się przejmujemy tym, co ludzie pomyślą, to przestajemy być wierni swoim ideom i koncepcjom. Wchodzimy wtedy na niebezpieczny teren. Zwłaszcza w gatunku horroru trzeba podejmować ryzyko. I Oz to zrobił. Czasami myślałem na planie: "Wow, to naprawdę odważny ruch". Ale oglądając film, widzę, że każdy z tych ruchów zadziałał.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Małpa (2025) | Oz Perkins | Theo James
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy