"Małpa" to szalony rollercoaster, od którego trudno się oderwać

Kadr z filmu "Małpa" /Atomic Monster - Black Bear Inte/Collection Christophel/East News /East News

Czekałem bardzo na horror tego trio. Reżyser "Kodu zła” Oz Perkins, producent "Obecności” James Wan oraz mistrz grozy Stephen King. Czy to mogło się nie udać? Mogło, bo przecież nie takie nazwiska psuły opowiadania Kinga.


Nie będę budował napięcia jak Alfred Hitchock oraz jego najwybitniejszy naśladowca Brian De Palma, który swoją drogą jest reżyserem najwybitniejszej ekranizacji Kinga, czyli "Carrie" i od razu napiszę, że się udało"Małpa" nie jest horrorem tak znakomitym jak zeszłoroczny "Kod zła" Perkinsa, ale też materiał Kinga uderza w zupełnie inne tony. Bardzo Kingowskie, co jednak nie dziwi, skoro opowiadanie powstało w latach 80., gdy King lubował się w lustracji reaganowskiej Ameryki. Mała mieścina w stanie Maine, dzieciaki, które przez całe życie muszą mierzyć się ze swoimi lękami i potwór (tym razem zabawkowa małpa) symbolizująca nasz lęk pierwotny. Równie dobrze mogłaby ta małpa mieć maskę Pennywise z "To" albo być samochodem 1958 Playmouth Fury z "Christine". Tyle, że materiał w swoje ręce wziął jeden z najciekawszych współczesnych reżyserów horroru Osgood Perkins.

Reklama

Perkins nie zbudował "Małpy" tak jak swoich poprzednich gęstych i pełny symboli horrorów. Gdybym nie wiedział, kto reżyseruje tę adaptację Kinga, nie zgadłbym, że to autor "Zło we mnie" i "I Am the Pretty Thing That Lives in the House". "To zupełnie szalone!"- mówił o "Małpie" jeszcze przed premierą sam Stephen King. Zgadzam się. Perkins zaprosił nas na krwawy, zabawny i pokręcony rollercoaster, w którym klasyczne uniwersum Kinga spotyka pomysłowość zgonów z serii "Oszukać przeznaczenie" i bezczelność "Marwicy mózgu" Petera Jacksona.

Perkins szybko pokazuje nam, jaki klimat dostaniemy. Najpierw pojawiają się napisy jak z kina Grindhouse, a potem jest pierwsza śmierć rodem z horroru gore. Mężczyzna (Adam Scott), przynosi do sklepu grającą na talerzach małpę zabawkę, która w jego mniemaniu jest demoniczna i zabójcza. Sprzedawca oczywiście zabawki przyjąć nie chce i oczywiście szybko przypłaca to stratą bebechów. Małpa zostaje spalona miotaczem ognia użytego z pasją, jakiej nie powstydziłby się Rick Dalton w "Pewnego razu w Hollywood" Tarantino. Zgadliście - małpa nie ginie od ognia. Zabawka trafia więc w ręce braci bliźniaków Hala i Billa (Christian Convery). Chłopcy są nią zafascynowani, bo została znaleziona na strychu w rzeczach ich nieobecnego ojca. Szybko jednak przekonują się o mrocznym wymiarze zabawki, gdy ginie najpierw ich opiekunka, a potem kolejne osoby. 25 lat później skonfliktowani ze sobą Bill i Hall (Theo James) oraz syn tego Halla, Petey (Colin O’Brien) muszą ostatecznie (?) stawić czoła grającej śmiertelne nuty małpce.

"Każdy umiera. Takie jest życie"- słyszymy kilka razy na ekranie. Melancholijne zdanie? Może u Kinga tak, ale tutaj ważne jest raczej jak się umiera. Perkins porzuca swoją powagę z "Kodu zła" i bawi się (a my razem z nim) różnymi rodzajami wymyślnymi rodzajami śmierci. Nie jest to odjazd jak w serialowej wersji "Martwego zła" ani tym bardziej z serii "Terrifier", ale piątkę z twórcami "Koszmaru z ulicy wiązów 3" syn odtwórcy Normana Batesa w "Psychozie" może sobie przybić. Perkins pakuje do "Małpy" sporo humoru i odbija od typowej dla Kinga refleksji nad amerykańskością. W "Małpie" chodzi o czystą zabawę, która jednak nie wynika z infantylizmu samego Perkinsa. Jego mama, aktorka Berry Berenson była pasażerką samolotu American Airlines Flight 11, który 11 września 2001 roku wbił się w północną wieżę World Trade Center. Perkins przeżył mocno jej śmierć, co może tłumaczyć specyficzną konstrukcję postaci matki Halla i Billa graną przez Tatianę Maslany. Ojciec zmarł przedwcześnie na AIDS.

"Każdy umiera. Takie jest życie" - Perkins rozumie te słowa bardzo dobrze. Może więc jego krwawe Toy Story, gdzie swoją drogą grająca na talerzach małpa też była trochę upiorna, jest formą katharsis? Może. Disney zresztą wymógł na twórcach "Małpy" by ich Musical Jolly Chimp grał na perkusji, a nie talerzach. Pomogło? Nie bardzo bo, ja od teraz na każdą grającą mechaniczną małpę (miałem taką w dzieciństwie, brrr...) będę patrzył oczami Perkinsa. To jest właśnie największe zwycięstwo jego filmu. Małpa już teraz weszła do hall of fame demonicznych zabawek. Czekam na jakiś crossover z laleczką Chucky, ale czekam też na kolejny poważny horror reżysera "Longlegs". Dobrze jednak wiedzieć, że rozrywkową głupotę też potrafi nakręcić w najlepszym stylu.

Ocena: 7,5/10.

"Małpa": reż. Oz Perkins, USA 2025, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa 7 marca 2025.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Łukasz Adamski | Małpa (2025) | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy