Reklama

Przeklęty plan filmowy? Polska aktorka ujawnia zaskakujące kulisy "Klątwy"

Z okazji premiery "Klątwy" Martyna Janasik rozmawia dla Interii z Agnieszką Więdłochą, znaną choćby z "Planety singli" i "Czasu honoru", nie tylko o przesądach na planie. Jest także o sile kobiet w filmie i o tym, jak wygląda kobieca solidarność w polskim aktorstwie oraz co wciąż wymaga zmiany.

Agnieszka Więdłocha powraca z nowym filmem. Oto "Klątwa"

Agnieszka Więdłocha, jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorek, znana z ról w takich produkcjach jak "Czas honoru", "Lekarze", "Miłość jak miód" czy kultowa seria "Planeta singli", powraca na wielki ekran w nowej komedii "Klątwa". Tym razem wciela się w bohaterkę, która staje przed nietypowym wyzwaniem - musi zdjąć ciążącą na jej rodzinie od 16 pokoleń klątwę. Pełna humoru i zaskakujących zwrotów akcji historia to idealna propozycja dla widzów spragnionych zarówno śmiechu, jak i nuty tajemnicy.

"Klątwa" jest już na kanale Viaplay Filmy i Seriale, dostępnym w serwisie Prime Video. My zapraszamy na wywiad  jedną z gwiazd tej komedii - Agnieszką Więdłochą. 

Reklama

Klątwa w filmie i na planie?! Agnieszka Więdłocha o "Klątwie", przesądach i sile kobiecej solidarności

Martyna Janasik, Interia: Zacznijmy od tego, że wywiad z tobą chyba był mi zapisany w gwiazdach.

Agnieszka Więdłocha: - Czyli to nie klątwa, tylko przeznaczenie, tak?

Miałyśmy współpracować w styczniu przy projekcie łódzkiej kliniki, ale przejęła go moja znajoma, ponieważ trudno było nam zgrać grafiki. Najwyraźniej było nam pisane spotkać się w tych właściwych rolach - aktorki i dziennikarki. Czy to przeznaczenie? Tak. W końcu rozmowa dotyczy filmu "Klątwa", a klątwa jest swego rodzaju przeznaczeniem. Przypomina mi to czasy, kiedy tańczyłam w balecie, i jak wówczas wierzyliśmy w różne przesądy - choćby ten o zakazie wchodzenia na scenę z kawą. Czy w aktorstwie macie podobne reguły?

- Nie móc wejść na scenę z kawą? Koszmar! Na każdej próbie jestem z kawą na scenie. Także ten przesad nie dla mnie. Są drobne rzeczy, których oczywiście przestrzegam, choć uważam się za osobę twardo stąpającą po ziemi. Wierzę jednak w jakąś energię, połączenia, ponieważ tak naprawdę mało wiemy o świecie i sobie samych. A co do przesądów to na planie czy w teatrze, nie podnoszę scenariusza, który przypadkowo spadnie, dopóki go nie przydepnę. Ponoć inaczej scena się nie uda. Możesz więc sobie wyobrazić, jak wyglądają moje scenariusze - całe podepatne, w śladach po butach, różnych (śmiech). Druga rzecz ma związek z nitką. Kiedy popruje się kostium lub odpadnie od niego guzik, nie należy robić poprawek krawieckich na aktorze. To ponoć rzuca urok na jego talent, zszywa mu się zdolności, zaszywa rozum (śmiech). Żeby to odczarować, trzeba przygryźć nitkę. Ponieważ na planach zazwyczaj nie ma czasu na ściągnięcie stroju, kiedy zbliża się do mnie kostiumografka, tak dla bezpieczeństwa… proszę o nitkę. Czy ja mówiłam przed chwilą, że twardo stąpam po ziemi…? Pech, klątwa, urok.

To fascynujące! Czy podczas pracy nad "Klątwą" unikałyście jakichś szczególnych działań, czy to był jeden z najszczęśliwszych planów, na jakich byłaś?

- Był to plan bez niezapowiedzianych katastrof, bez pecha, bez wiszącej nad nim klątwy, szczęśliwy i pełen śmiechu. Mieliśmy wręcz szczęście, że udało się kręcić, mimo że zaczęliśmy w czasie pandemii. Choć na początku zebrały się ciemne chmury nad całym planem z powodu covidu. Najpierw zachorował drugi reżyser, później dźwiękowiec, potem kolejny, następny był rekwizytor. Kiedy choroba dopadła również charakteryzatorkę, byłyśmy przekonane z Danutą Stenką, Vanessą Aleksander i Danutą Nehrebecką, że podzielimy jej los i koniec ze zdjęciami na dłuższy czas.

Brzmi to jak klątwa (śmiech).

- Może trochę. Na szczęście przetrwałyśmy! Gdyby zaraziła się główna obsada, zdjęcia by stanęły. Jednak to nas ominęło, choć może rzeczywiście coś cały czas krążyło nad filmem. Łącznie z tym, że dopiero teraz pojawi się w Polsce. Bardzo się cieszę, że w końcu mogą go zobaczyć również polscy widzowie.

Z tego, co mówisz, klątwa na planie była obecna, ale omijała Was w kluczowych momentach. To piękna metafora życia i pracy aktora, gdzie rzeczywistość przeplata się z fikcją.

- To prawda!

Ten film nie jest pierwszą lepszą komedia. Uważam, że pojawia się w idealnym momencie dla naszej kultury i społeczeństwa. Coraz częściej mówi się o tym, że źródłem wielu naszych problemów są doświadczenia wyniesione z domu - zarówno te, które przeżyliśmy osobiście, jak i te przekazywane nam z pokolenia na pokolenie. W psychologii coraz więcej uwagi poświęca się tematyce dziedziczenia traum. W tym przypadku mamy do czynienia z klątwą, która dosięga całą rodzinę. To ciekawy wątek, ponieważ tego rodzaju obciążenia mogą jednocześnie dzielić i scalać bliskich. Mam wrażenie, że "Klątwa" pokazuje siłę, jaka tkwi w grupie, szczególnie w kobietach. Nie warto ze sobą walczyć - lepiej się wspierać i działać razem, ponieważ w kobietach i ich współpracy jest siła. To jest lekcja, którą ja wynoszę z seansu "Klątwy". Czy właśnie to chciałyście przekazać widzom?

- Poruszyłaś wiele wątków, które są istotne w tym filmie, zwłaszcza temat przenoszenia traumy przez pokolenia. W tej historii trwa to aż 16 generacji. Czasami  trzeba uwolnić się od utartych schematów i pójść własną drogą. To nigdy nie jest łatwe, ale co w życiu jest? Trzymanie się wydeptanych ścieżek nie zawsze daje satysfakcję. Tak właśnie wygląda sytuacja u bohaterek "Klątwy" - utknęły w swoich życiowych schematach. Moja bohatera, Monika, niby świetnie zarabia i ma wspaniały dom oraz rodzinę, ale czuje ogromną frustrację oraz paniczny lęk przed odpuszczeniem kontroli. To wszystko wynika z jej doświadczeń, z wzorców wyniesionych z domu, od rodziców, dziadków, pradziadków. Z kolei jej siostra, grana przez Vanessę Aleksander, jest jej totalnym przeciwieństwem. Chaotyczna i bez planów. To sprawiało nam ogromną radość na planie, ale było balastem dla bohaterek, ponieważ ich inność nie pozwala na wzajemną akceptację. Nagle jednak spotykają się w rodzinnym domu i dowiadują się o ciążącej na ich rodzinie klątwie. Przez to zaczynają wierzyć, że to nie ich własne błędy oraz decyzje ukształtowały ich życie, a siła zewnętrzna. To im daje nadzieję, że odczarowanie klątwy naprawi ich relację. To też pokazuje, jak łatwo zrzucić odpowiedzialność na fatum, pecha czy los, zamiast szczerze porozmawiać, wyrzucić z siebie nagromadzone emocje i spróbować wzajemnie zrozumieć. Wspomniałaś też o sile kobiet i ich jednoczeniu.

- Kiedy dostałam scenariusz, właśnie to mnie w nim urzekło. Mamy tu cztery kobiety, z których każda reprezentuje inny rodzaj kobiecości. Tworząc moją postać, starałam się wpleść w nią zarówno elementy babci, jak i matki, aby podkreślić autentyczność więzi rodzinnych. To piękny wątek - kobiece wsparcie i siła, jaka płynie z bliskich relacji. Wspaniale jest mieć w życiu kobiety, które stoją za tobą murem i pomogą ci w każdej sytuacji. Nawet jeśli nie zawsze są zachwycone twoimi wyborami, nie wyrzucą cię z domu, gdy jesteś w potrzebie. U Moniki i Nastki to poczucie solidarności rodzi się wraz z potrzebą odczarowania klątwy. To sprawia, że zaczynają działać zespołowo. Mam nadzieję, że "Klątwa" zostawi widzów z lekcją, że siła tkwi we wspólnocie - w grupie, w siostrzeństwie, w różnorodności. Dla każdego rodzaju kobiecości jest miejsce. W naszej odmienności kryje się piękno i możemy czerpać z niego garściami.

Powiedz proszę, czy zgodzisz się poruszyć następujący wątek - Jak z twoich doświadczeń wygląda kwestia solidarności kobiet w polskim aktorstwie?

- Wiesz co, to wszystko zależy od ludzi, na których się trafi. Temat kobiecej solidarności jest bardzo szeroki i trudny. Niestety, widzę wiele sytuacji, w których praca z mężczyznami bywa łatwiejsza niż z kobietami. Zdarza się, że mężczyzna po prostu lepiej mnie rozumie - nie zadaje zbędnych pytań, nie naciska. Szczególnie gdy w grę wchodzi temat rodziny i dzieci, to czasem mężczyźni wykazują większe zrozumienie. Jeśli kobiety zajmują stanowiska, które dają im możliwość wspierania innych, powinny to robić - choćby dlatego, że same mogły wcześniej doświadczyć trudnych relacji w branży. Nawet jeśli nie mają dzieci, mogą przecież pomyśleć o koleżance, siostrze, przyjaciółce, której trudno pogodzić macierzyństwo z pracą. Dlatego tak ważne jest, by wspierać kobiety, zarówno aktorki, jak i wszystkie inne osoby pracujące na planie. Niestety, często tego brakuje. Nie mówię, że zawsze, ale zdarza się to zdecydowanie zbyt często. I zawsze mnie to dziwi. Na szczęście na tym planie nie było takich sytuacji. Wszyscy byli niezwykle życzliwi i elastyczni, zarówno jeśli chodzi o organizację zdjęć, jak i o samo bycie na planie. Miałam wtedy małe dziecko, więc oprócz tego, że byłam aktorką, byłam też mamą. Musiałam pogodzić te role. Produkcja dała mi na to przestrzeń, dlatego tak dobrze wspominam ten czas. Byliśmy naprawdę jak rodzina, która się wspiera i szanuje.

To, co powiedziałaś mnie porusza. Dziękuję, że się tym ze mną dzielisz. Gdybyś mogła wprowadzić jedną stałą zmianę na polskie plany filmowe, co by to było?

- Słuchaj, gdybym miała wymieniać wszystko, pewnie nigdy byśmy nie skończyły rozmowy (śmiech). Jeśli miałabym wskazać coś najważniejszego, to byłaby to życzliwość, dobra wola i radość z pracy. Mamy przywilej wykonywania tak wspaniałego zawodu. Możemy tworzyć filmy, seriale, grać w teatrze. Jeśli podejdziemy do tego z pasją, wrażliwością i wzajemnym szacunkiem, wszystko się uda. Przyniesiemy radość sobie i widzom.

A przecież o to chodzi! W końcu pracujemy w szeroko pojętej rozrywce.

- Zgadza się.

Na zakończenie zadam pytanie, którym żegnam się niemal ze wszystkimi moimi rozmówcami. Gdyby powstał o tobie film, kto by ciebie zagrał? Jaka kobieta zagrałaby Agnieszkę Więdłochę?

- Żywiołowa i empatyczna.

ZOBACZ TEŻ: 

"Wujek Foliarz" podbił Warszawę. Szalona premiera pełna absurdu i śmiechu

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Agnieszka Więdłocha | Danuta Stenka | Vanessa Aleksander
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy