Emilia Clarke wróciła do zdrowia po usunięciu dwóch tętniaków głowy
Wiosną 2019 roku gwiazda "Gry o tron" ujawniła, że podczas pracy nad serialowym hitem HBO otarła się o śmierć. Zdiagnozowano u niej wówczas tętniaka mózgu. Po operacji dowiedziała się, że jedna trzecia takich przypadków kończy się śmiercią. To jednak nie był finisz. Lekarze odkryli u Clarke drugiego tętniaka, w związku z czym konieczna była kolejna operacja mózgu. "Należę do znikomej mniejszości, która jest w stanie przetrwać coś takiego" - wyznała w najnowszym wywiadzie.
W marcu 2019 roku Emilia Clarke ujawniła na łamach magazynu "The New Yorker", że podczas filmowania "Gry o tron" dwukrotnie otarła się o śmierć. Osiem lat wcześniej u aktorki zdiagnozowano tętniaka mózgu. Serialowa Daenerys Targaryen wspominała, że podczas treningu poczuła nagły i wyjątkowo silny ból głowy, który zmusił ją do udania się do szpitala.
"Diagnoza była błyskawiczna i upiorna: krwotok podpajęczynówkowy, zagrażający życiu wylew, spowodowany krwawieniem do przestrzeni otaczającej mózg" - wyjawiła gwiazda. Po przebyciu ratującej życie trzygodzinnej operacji Clarke dowiedziała się, że jedna trzecia przypadków kończy się zgonem pacjenta.
Po zabiegu aktorka przez pewien czas cierpiała na afazję - zaburzenie mowy objawiające się utratą zdolności do rozumienia i tworzenia wypowiedzi. "Nie potrafiłam powiedzieć, jak się nazywam. W krytycznych momentach nie chciało mi się żyć. Prosiłam personel, by pozwolili mi umrzeć. Moja praca, która była dla mnie spełnieniem marzeń, opierała się na języku, komunikacji. Straciwszy to, byłam całkowicie zagubiona" - wyjawiła gwiazda. Jej dolegliwości na szczęście szybko ustąpiły. Miesiąc później Clarke wyszła ze szpitala i wzięła udział w promocji "Gry o tron". Radość z odzyskanego zdrowia trwała jednak krótko.
W 2013 roku musiała ona przejść kolejną operację - wykryty u niej wcześniej drugi tętniak zaczął nagle rosnąć. "Miesiącami leżałam w szpitalu. Straciłam wszelką nadzieję. Ból był rozdzierający, miewałam ataki paniki" - zdradziła Clarke. Od tego czasu aktorka wróciła do pełnej sprawności.
Goszcząc w niedzielę w programie "BBC Sunday Morning" Brytyjka promowała swój najnowszy zawodowy projekt - spektakl "Mewa" na podstawie sztuki Antona Czechowa, który jest debiutem gwiazdy na West Endzie. Clarke wróciła wspomnieniami do dramatycznych chwil, jakie przeżyła przed laty. "To był najgorszy ból, jaki można sobie wyobrazić. "Gra o tron" właściwie mnie uratowała, bo miałam cel. Teraz wszystko już jest w porządku" - wyjawiła.
Clarke podkreśliła, że ma ogromne szczęście, iż udało jej się wrócić do wykonywanego zawodu. "Biorąc pod uwagę objętość tej części mojego mózgu, która nie nadaje się do użytku, to doprawdy niezwykłe, że jestem w stanie mówić, czasem całkiem elokwentnie i żyć zupełnie normalnie, nie ponosząc praktycznie żadnych konsekwencji. Należę do znikomej mniejszości, która jest w stanie przetrwać coś takiego. Gdy oglądałam skany swojego mózgu, byłam w szoku - naprawdę dużo brakuje. Zasadniczo jest tak, że jeśli część mózgu nie dostaje krwi choćby przez sekundę, umiera. Musiałam przebyć długą drogę, by zaakceptować swój stan zdrowia. Cóż, to jest mózg, który mi pozostał. Nie ma sensu zastanawiać się, co straciłam" - przyznała aktorka.