Reklama

​Joel Coen nie dziwi się widzom, że nie chcą chodzić do kin

Pandemia COVID-19 całkowicie zmieniła rynek filmowy na całym świecie. Wzmocniła pozycję platform streamingowych, które oferują możliwość zobaczenia głośnych premier w domu. Wielu reżyserów - m.in. Christopher Nolan i Denis Villeneuve - potępiło działania dystrybutorów, którzy zrezygnowali z ekskluzywnych premier w kinach na rzecz streamingu. Do tego grona nie należy Joel Coen, który rozumie widzów decydujących się na seans w domu.

Pandemia COVID-19 całkowicie zmieniła rynek filmowy na całym świecie. Wzmocniła pozycję platform streamingowych, które oferują możliwość zobaczenia głośnych premier w domu. Wielu reżyserów - m.in. Christopher Nolan i Denis Villeneuve - potępiło działania dystrybutorów, którzy zrezygnowali z ekskluzywnych premier w kinach na rzecz streamingu. Do tego grona nie należy Joel Coen, który rozumie widzów decydujących się na seans w domu.
Joel Coen /Wiktor Szymanowicz/Anadolu Agency /Getty Images

Wiele kontrowersji wzbudziła w ubiegłym roku decyzja studia Warner Bros., które postanowiło pokazać swoje najgłośniejsze tytuły - m.in. filmy "Diuna""Matrix Zmartwychwstania" - jednocześnie w kinach i na platformie streamingowej HBO Max. Momentalnie podniosły się głosy reżyserów, którzy podkreślali, że wiele z tych tytułów zostało stworzonych z myślą o oglądaniu ich na dużym ekranie. Decyzję studia Warner Bros. niektórzy uznali nawet za gwóźdź do trumny dotkniętej przez pandemię branży kinowej. Pojawiła się obawa o to, że kino w formie znanej sprzed pandemii już nigdy nie powróci.

Mniej kategoryczny w swoich opiniach jest Joel Coen ("Fargo", "To nie jest kraj dla starych ludzi"), który jest znacznie bardziej wyrozumiały wobec kinomanów, decydujących się obejrzeć film na kanapie w swoim salonie zamiast pójść do kina. Jego głos jest o tyle ważny w tej dyskusji, że najnowszy film Coena też będzie pokazany niemal równocześnie w kinach i na streamingu. "Tragedia Makbeta" 25 grudnia trafiła do kin, ale już 14 stycznia będą mogli obejrzeć ją abonenci platformy Apple TV+. Co jest równoznaczne z pojawieniem się tego filmu również na rynku pirackim.

Reklama

"Kiedy zaczynaliśmy z moim bratem Ethanem, studia decydowały się na zarabianie na pobocznych rynkach, głównie kaset VHS, by zminimalizować ryzyko klapy finansowej bardziej ryzykownych tytułów. To oczywiście bardzo ważne, aby wszyscy, którzy chcą zobaczyć mój film w kinie, byli w stanie to zrobić. Nigdy jednak nie byłem jednym z tych purystów domagających się wyłącznych premier w kinach, bo nie zrobiłbym kariery, gdyby nie domowy obieg i ludzie oglądający moje filmy w telewizji. Dzięki temu od 40 lat mogę tworzyć filmy" - powiedział Joel Coen w rozmowie z "Los Angeles Times".

Coen jest świetnym przykładem twórcy, którego film zdobył status kultowego dzięki drugiemu obiegowi na kasetach wideo. Wyreżyserowany wspólnie z Ethanem film "Big Lebowski" zarobił w północnoamerykańskich kinach zaledwie 18 milionów dolarów. Widzowie docenili go dopiero po czasie, właśnie dzięki rynkowi kaset VHS.

Zobacz również:

Skandalizująca Złota Palma: O tych filmach było głośno

Najsłynniejsze ekranowe zakonnice

Najlepsze aktorki 2021

Najlepsi aktorzy 2021 roku

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.

PAP/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Joel Coen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy