Fani nie udźwignęli. Te filmy zakończyły uwielbiane serie
Są filmy tak złe, że kończyły kariery. A są i takie, którym udało się pogrzebać filmowe franczyzy. Oto najgłośniejsze z takich przypadków. Zaskakująco często mamy wśród nich do czynienia z superbohaterami.
"Superman" Richarda Donnera z 1978 roku był pierwszą komiksową megaprodukcją w historii kina. Obok szerzej nieznanego Christophera Reeve'a w roli głównej wystąpili tytani ekranu — Marlon Brando i zmarły niedawno Gene Hackman. Niedługo po jej sukcesie zadebiutowała równie dobrze przyjęta kontynuacja. Potem było tylko gorzej. Trzecia część była nieudana, spin-off w postaci "Supergirl" skrajnie zły. Nikt nie był jednak gotowy na "Supermana IV" z 1987 roku.
Film zrealizowano za zaledwie 17 milionów dolarów. Stojąca za nim wytwórnia Cannon mierzyła się w czasie jego produkcji z problemami finansowymi. Wydatki cięto, gdzie było to tylko możliwe. Opinie po pokazach testowych były tak złe, że zdecydowano się na usunięcie 45 minut gotowego materiału.
"'Superman IV' to katastrofa od początku do końca. Jego porażka była ogromnym ciosem dla mojej kariery" - mówił Reeve po premierze filmu. Później ironizował, że nakręcił o dwie przygody Człowieka ze Stali za dużo. "Superman IV" był tak zły, że superbohater zniknął z kinowych ekranów na niemal dwadzieścia lat.
Kolejny pechowy superbohater na naszej liście. Pierwszy "Batman" Tima Burtona zachwycał wizją mrocznego i fascynującego w swej brzydocie miasta Gotham. Drugi, utrzymany w klimacie gotyckich horrorów, przerażał najmłodszych odbiorców. Wytwórnia Warner Bros. podziękowała twórcy "Soku z żuka" i na jego miejsce zatrudniła Joela Schumachera, któremu poleciła stworzenie bardziej kolorowej adaptacji popularnego komiksu. W rezultacie dostaliśmy pokracznie slapstickową, acz uroczą i oświetloną neonami produkcję pod tytułem "Batman Forever". A potem nadeszła katastrofa w postaci "Batmana i Robina".
Nikt nie był przygotowany na tak złe przyjęcie. Film wydawał się stuminutową wersją głośnej i niemającej za dużo sensu kreskówki. Aktorzy byli albo niezainteresowani swoją pracą, albo nieznośnie szarżowali. To był niestrawny koktajl kolorów, krzyków, czerstwych żartów i popisów kaskaderskich rodem z "Power Rangers". Recenzenci byli załamani, a fani — wściekli. Szczególnie niesławny stał się kostium Batmana.
Twórcy filmu wielokrotnie za niego przepraszali. "Chyba zabiliśmy franczyzę" - śmiał się George Clooney, który wcielił się w Batmana. "Pragnę przeprosić każdego fana, który był rozczarowany. Jestem im to winien. Wiele z [wad filmu] było moją decyzją. Nikt poza mną nie ponosi odpowiedzialności za moje błędy" - mówił Joel Schumacher. "Nie chcieliśmy, żeby to było złe. Nikt nie zdecydował: 'to będzie okropne', przysięgam" - wtórował mu scenarzysta Akiva Goldsman.
Po porażce "Batmana i Robina" Mroczny Rycerz zniknął z dużych ekranów na osiem lat. Drugie filmowe życie dał mu dopiero Christopher Nolan.
Gdy po trylogii "Spider-Mana" z lat 2002-2007 drogi reżysera Sama Raimiego i wytwórni Sony się rozeszły, zdecydowano o stworzeniu reboota serii o przyjaznym Pająku z sąsiedztwa. Znaleziono młodego i utalentowanego reżysera w osobie Marca Webba ("500 dni miłości"), w roli superbohatera obsadzono Andrew Garfielda, który był świeżo po sukcesie "The Social Network", a jego ukochaną została Emma Stone, jedna z najbardziej lubianych gwiazd młodego pokolenia. Szykował się prawdziwy hit.
Niestety, po umiarkowanym sukcesie pierwszego filmu wytwórnia Sony stwierdziła, że zamierza stworzyć kinowe uniwersum na kształt tego, które wykreowało Marvel Studios. W "Niesamowitym Spider-Manie 2" znalazła się tona postaci i wątków, zapowiadających kolejne filmy, które ostatecznie nigdy nie powstały. Nikt nie wiedział, o czym ma opowiadać jego fabuła, a tonacja skakała od wyciskacza łez o tragicznej miłości do głupkowatej komedii slapstickowej z Paulem Giamattim paradującym w stroju mechanicznego nosorożca.
Film nie spodobał się krytykom i widzom. Podjęto decyzje o ponownym reboocie, tym razem we współpracy z Marvelem. Dzięki niej od niemal dziesięciu lat cieszymy się Tomem Hollandem w roli Spider-Mana. O serii "Niesamowity" wszyscy zapomnieli, chociaż fani zgodnie przyznają, że Andrew Garfield był całkiem udanym Peterem Parkerem. Aktor wrócił nawet do tej roli w "Spider-Manie: Bez drogi do domu".
Kolejne z filmowych uniwersów, które nie doszło do skutku. A plany były bardzo poważne. "Mumia" z Tomem Cruise'em miała rozpocząć serię opartą na klasycznych potworach wytwórni Universal. W tej produkcji poznaliśmy także doktora Jekyll w interpretacji Russella Crowe'a. W kolejnych mielibyśmy zobaczyć Johnny'ego Deppa jako Niewidzialnego Człowieka i Javiera Bardema jako potwora Frankensteina.
Na zapowiedziach się jednak skończyło. "Mumia" zarobiła średnio, a recenzje były koszmarne. Cruise otrzymał za swoją rolę Złotą Malinę, a plany dotyczące serii szybko anulowano. Zamiast nich postawiono na nowe, uwspółcześnione wersje klasycznych horrorów. Dzięki temu dostaliśmy między innymi świetnego "Niewidzialnego człowieka" z 2020 roku.
"Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły" byli jedną z największych niespodzianek 2003 roku. Film oparty na atrakcji w Disneylandzie okazał się pierwszorzędnym kinem rozrywkowym. Natomiast brawurowa rola kapitana Jacka Sparrowa przyniosła Johnny'emu Deppowi pierwszą nominację do Oscara. Nic dziwnego, że zaraz powstały dwa sequele. A potem kolejne. Każdy gorszy od poprzedniego.
Kres serii nastąpił w 2017 roku wraz z premierą "Zemsty Salazara". Zarobki były zadowolone, recenzje już nie. Depp osiągnął mistrzostwo w niezamierzonej autoparodii. Wydawał się grać w zupełnie innym filmie. Z kolei towarzyszący mu Brenton Thwaites cierpiał na tragiczny deficyt charyzmy. Samo widowisko było natomiast do bólu generyczne. Jakby wykreowane przez sztuczną inteligencję. Bronił się jedynie Geoffrey Rush powracający do roli kapitana Barbossy.
Porażka "Zemsty Salazara" zbiegła się w czasie z kłopotami wizerunkowymi Deppa. Chociaż w ostatnich latach pojawiają się informacje o próbach reanimowania franczyzy, z aktorem lub bez niego, wydaje się, że zakończyła się ona na pięciu filmowych odsłonach.