"Bez wstydu": Brat, siostra i zakazana miłość
Dokładnie dziesięć lat temu na ekrany polskich kin trafił pełnometrażowy debiut Filipa Marczewskiego "Bez wstydu" z głównymi rolami Mateusza Kościukiewicza i Agnieszki Grochowskiej. Centralnym punktem fabuły jest kazirodcza miłość między bratem i siostrą.
"Bez wstydu" był debiutem fabularnym Filipa Marczewskiego, syna znanego reżysera Wojciecha Marczewskiego.
Film był rozwinięciem głośnej etiudy "Melodramat" opowiadającej o erotycznej fascynacji brata i siostry, za którą Marczewski w 2006 roku nominowany był do studenckiego Oscara. Do spółki z uznanym scenarzystą Grzegorzem Łoszewskim ("Komornik", "Handlarz cudów") Marczewski rozwinął naszkicowaną jedynie w "Melodramacie" mini-historię, osadzając jej akcję w Wałbrzychu, główną rolę powierzając zaś jednemu z najbardziej charyzmatycznych młodych aktorów - Mateuszowi Kościukiewiczowi.
Głównymi bohaterami tej historii są Tadzik (Mateusz Kościukiewicz) i Anka (Agnieszka Grochowska), brat i siostra połączeni relacją, która przekracza kulturowe tabu. Młodszy brat zaczyna odczuwać seksualny pociąg do starszej, atrakcyjnej siostry. Erotyczna fascynacja stopniowo przeradza się ze strony chłopaka w miłość.
Siostra, przerażona, początkowo broni się przed seksualną relacją z bratem. "To chore, złe" - tłumaczy Tadzikowi. W pewnym momencie tamy jednak puszczają i między rodzeństwem dochodzi do fizycznego zbliżenia.
"Bez wstydu" opowiada o "uczuciu zakazanym, trudnym dojrzewaniu i poszukiwaniu miłości" - tak historię tę określał dystrybutor filmu, firma Kino Świat.
Marczewski zaznaczył, że w filmie tym "nie chce bronić kazirodztwa". "Chcę natomiast zwrócić uwagę, że zbyt łatwo oceniamy innych ludzi" - dodał reżyser. Jak powiedział, pragnie w swoich filmach stawać po stronie "ludzi na przegranej pozycji".
W rozmowie z Interią reżyser zgadzał się, że temat kazirodztwa stanowi centralny punkt film, dodawał jednak, że chciał opowiedzieć o bardziej uniwersalnej relacji.
- To jest z jednej strony historia kazirodczego związku. Myślę jednak, że dotykam tu naprawdę szerszego problemu. Nie trzeba być w kazirodczym związku, żeby zacząć się zastanawiać nad wyborami, których dokonywaliśmy w życiu pod presją społeczno-obyczajowych oczekiwań - mówił Marczewski.
I dodawał, że zadaniem kina jest próba zrozumienia innego człowieka. - Strasznie łatwo przychodzi nam osądzanie innych ludzi. To jest chore, to jest zboczone! Nie myślimy o tym, że to mogą być samotni, zagubieni ludzie, którzy nagle spotykają kogoś, kto ich rozumie, kto o nich dba. Pytanie jest takie: czy zawsze należy ich potępiać? Zastanówmy się nad tym- apelował reżyser.
Marczewski zastrzegał, że nie chodziło mu o wywołanie obyczajowego skandalu.
- Bardzo łatwo, mając na warsztacie taki temat jak kazirodczy związek brata i siostry, można ulec pokusie wywołania skandalu. To jest taki społecznie nośny problem! Ciekawszym wydawało mi się jednak, żeby przyjrzeć się tym ludziom od wewnątrz. Pójść w stronę emocji, a nie skandalu. Raczej psychologiczny portret, niż społeczna analiza - podkreślał w rozmowie z Interią.
Przed rolą w "Bez wstydu" Mateusz Kościukiewicz zaliczył debiut filmowy w głośnym filmie Jacka Borcucha "Wszystko co kocham". Rolę w filmie Marczewskiego dostał dzięki... żonie reżysera.
- To było tak, że szukałem chłopaka do tej roli, byłem na jakiejś dokumentacji a moja żona zobaczyła w Gdyni "Wszystko co kocham" i po projekcji zadzwoniła do mnie mówiąc, że zobaczyła w tym filmie chłopaka, którego koniecznie muszę poznać. Że się będzie nadawał do tej roli. Dodała też, że nie mniej zajmujące od samego występu w filmie było to, jak się zachowuje prywatnie. Wtedy skontaktowałem się z Mateuszem, przyjechałem do Krakowa i przekonał mnie do siebie - opowiadał Marczewski.
- Mateusz ma w sobie jakąś siłę, jest niejednoznaczny; wydawało mi się, że to świetny punkt wyjścia do postaci z mojego filmu, która nie powinna być ani za silna, ani za słaba. To bardzo skomplikowany bohater. A Mateusz potrafił się w nim odnaleźć - reżyser chwalił aktora.
Marczewski zwrócił też uwagę na rolę Agnieszki Grochowskiej. - Jest zupełnie inna niż w dotychczasowych rolach, prawda? Staraliśmy się ją zmienić. Sama mówiła, że nigdy nie była tak w kinie ubierana. Jeszcze przefarbowane włosy. Długo nad tym pracowaliśmy i to zaprocentowało na planie. Mogliśmy niektóre rzeczy, które wydawały się okropnie trudne, bardzo szybko nakręcić - wspominał Marczewski.
- Ten film opiera się na aktorskiej relacji między Kościukiewiczem a grającą jego siostrę Grochowską. On jest takim naiwnym Cybulskim (już pierwsza scena filmu, kiedy bohater Kościukiewicza z plecakiem na plecach wyskakuje z pędzącego pociągu, nasuwa skojarzenie z legendarnym aktorem); ona gra zagubioną, dziwkowatą postać, w którą wcielała się już w "Nie opuszczaj mnie" Ewy Stankiewicz. W świetnie, żywym językiem ulicy napisanych dialogach odsłania się skomplikowany związek rodzinny, w którym erotyczny eksces jest - jak w filmach Aleksandra Sokurowa ("Ojciec i syn", "Matka i syn") - niczym innym jak próbą okiełznania lęku samotności, czy potrzebą bliskości - pisze o filmie Tomasz Bielenia.
- Ale film Marczewskiego zawdzięcza swoją siłę nie tylko wyśmienitemu aktorstwu, lecz także atmosferze wizualnej lepkości (jak w "Obcym" Alberta Camusa, tak w "Bez wstydu" upał jest wręcz namacalny) oraz muzycznej zwiewności, podkreślanej przez oszczędną, lecz niezwykle sugestywną ścieżkę dźwiękową Pawła Mykietyna - dodawał recenzent Interii.
Scenariusz filmu powstawał w konsultacji z profesorem Zbigniewem Lwem-Starowiczem, krajowym ekspertem z zakresu seksuologii.
"Bez wstydu" opowiada o uczuciu niemożliwym i zakazanym, erotycznej fascynacji między bratem a siostrą, trudnym dojrzewaniu, tolerancji, poszukiwaniu miłości, ciepła i zrozumienia.
Twórcy filmu podkreślali, że według Lwa-Starowicza, związki tego typu, uchodzące w naszym kraju za największe tabu, wcale nie są w Polsce rzadkością. A sam słynny seksuolog z podobnymi przypadkami styka się, w swojej pracy, średnio 2-3 razu w tygodniu.
Starowicz zwrócił również uwagę na autentyczność scenariusza, wskazując, że filmowa historia dotyka nagminnej sytuacji, w której uczucie wybucha właśnie między rozdzielonym na pewien czas rodzeństwem.
Co ciekawe "Bez wstydu" zawdzięcza profesorowi obecność jednej z kluczowych scen: "Wahaliśmy się, czy w filmie ma pojawić się scena seksu między rodzeństwem" - zdradził reżyser.
"Lew-Starowicz przekonał nas, by z niej nie rezygnować. Twierdził, że była niezbędna, jeśli nasz film miał pokazać całą prawdę o takich związkach" - dodał Marczewski.
Zobacz też:
"Ennio": Zagraj to jeszcze raz, Ennio [recenzja]
"Głupcy": Splątane stany miłości [recenzja]
"Elvis": Magnetyzm, charyzma, talent, look [recenzja]
"Powodzenia, Leo Grande": Kino, które łamie seksualne tabu [recenzja]
Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film