"Szalony świat Louisa Waina": Świat piękny, historia sztampowa [recenzja]

Benedict Cumberbatch w filmie "Szalony świat Louisa Waina" /materiały prasowe

Louis Wain jest najbardziej znany ze swoich ilustracji, przedstawiających antropomorficzne koty z wielkimi oczami. Z biografii artysty autorstwa Willa Sharpe'a dowiemy się o jego fascynacji elektrycznością, toksycznej relacji z piątką sióstr i wielkiej karierze, która nigdy nie przyniosła majątku. Świat Waina zaiste był szalony i gdy reżyserowi udaje się chwycić cząstkę tego szaleństwa - wtedy jego film angażuje. Niestety, czasem zdarza mu się iść w hollywoodzką sztampę w najgorszym tego słowa znaczeniu.

"Szalony świat Louisa Waina": Benedict Cumberbatch i koty

Waina (Benedict Cumberbatch) poznajemy w 1881 roku, gdy od 18 miesięcy jest głównym żywicielem rodziny. Finanse są w opłakanym stanie, młody artysta nie zamierza jednak brać pracy na pełen etat z racji swoich licznych projektów w najróżniejszych dziedzinach. Wszystko zmienia się, gdy w domu Wainów pojawia się guwernantka Emily (Claire Foy).

Reklama

Nie bacząc na protesty sióstr i pogardę środowiska Louis decyduje się oświadczyć kobiecie. Ich szczęście nie trwa jednak długo. Próbując poradzić sobie z dramatyczną sytuacją, Wain znajduje ukojenie w rysowaniu kotów - na początku znalezionego w ogrodzie kociaka o imieniu Peter, a w dalszych okresach swej kariery coraz oryginalniejszych ilustracji, przedstawiających mruczków w coraz to nowych sytuacjach.

Ambicje twórców filmu były chyba większe

W pierwszej kolejności o sztampie - bo tak właśnie wypada wątek melodramatyczny, mimo uroku i starań dwójki głównych aktorów. Wydaje się on podążać typową dla kina biograficznego ścieżką "od tragedii do wielkiego talentu". Zajmuje on niemal połowę filmu, chociaż tak naprawdę jest jedynie wstępem do najciekawszego aspektu dzieła Sharpe’a - czyli tytułowego "szalonego świata".

Bolączki przydługiego prologu reżyser rekompensuje widzom swą wyobraźnią plastyczną, zestawiając ze sobą eksperymenty z kolorami oraz - wyrwane z kina Wesa Andersona - boczne ruchy kamery. Wizualna strona filmu angażuje od pierwszych scen, a Sharpe’owi przez całość seansu udaje się utrzymać zainteresowanie oglądających. Szkoda tylko, że tak rzadko wykorzystuje samograj, jakim są prace Waina.

Nie tylko twórczość tytułowego bohatera otrzymuje za mało czasu ekranowego. Gdy melodramat się kończy, Sharpe chce opowiedzieć kilka historii równocześnie: o kolejnych próbach uwolnienia się spod dominacji sióstr oraz ich oczekiwań; o wrażliwym samotniku szukającym ukojenia w swojej sztuce; o roztrzepanym artyście, który nie doczekał się bogactwa, na jakie zasługiwał; w końcu o kotach, których obraz zmienił jeden nieśmiały rysownik. Twórcy nie rezygnują przy tym z obowiązkowego dla kina biograficznego odhaczenia najważniejszych wydarzeń w życiu bohatera. Rodzi to narracyjny chaos, czasem niezamierzenie oddający życie protagonisty, przez większość czasu niepozwalający na opowiedzenie konkretnej historii.

Mimo to warto poznać świat Louisa Waina, pełen barwnych bohaterów, rysunków i kotów. Wydaje się jednak, że ambicje były większe. Ostatecznie otrzymujemy biografię oryginalną w formie, ale w swej treści nieodbiegającą od wcześniej ustalonej normy.

6/10

"Szalony świat Louisa Waina" (The Electrical Life of Louis Wain), reż. Will Sharpe, Wielka Brytania 2021, dystrybucja: Kino Świat, premiera kinowa: 22 kwietnia 2022 roku.

Zobacz również:

"Wiking": Zabić czy być zabitym? Oto jest pytanie [recenzja]

"Nieznośny ciężar wielkiego talentu": Nicolas Cage jest cholerną legendą! [recenzja]

"Memoria": Dźwięki traumy [recenzja]

"Wszystko wszędzie naraz". Śmierć, podatki i multiświat [recenzja]

"Fantastyczne zwierzęta: Tajemnice Dumbledore'a": Prawo (nie najlepszej) serii [recenzja]

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Szalony świat Louisa Waina
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama