Reklama

Piotr Adamczyk: Nie mamy powodów, żeby mieć kompleksy

Z sukcesami gra w wielkich hollywoodzkich produkcjach, ale o naszym rodzimym kinie mówi, że też jest na światowym poziomie. Piotra Adamczyka tej wiosny zobaczymy w polsatowskim hicie "Kowalscy kontra Kowalscy". "Polacy potrzebują takiego spojrzenia, bo tak strasznie nas podzielono, a jednak przecież pragniemy wspólnoty" - mówi o serialu. Jakie ma marzenia? Jak dobiera role? Czy ma kompleksy? Tego wszystkie dowiecie się z naszego wywiadu!

Z sukcesami gra w wielkich hollywoodzkich produkcjach, ale o naszym rodzimym kinie mówi, że też jest na światowym poziomie. Piotra Adamczyka tej wiosny zobaczymy w polsatowskim hicie "Kowalscy kontra Kowalscy". "Polacy potrzebują takiego spojrzenia, bo tak strasznie nas podzielono, a jednak przecież pragniemy wspólnoty" - mówi o serialu. Jakie ma marzenia? Jak dobiera role? Czy ma kompleksy? Tego wszystkie dowiecie się z naszego wywiadu!
Piotr Adamczyk /Polsat

Katarzyna Sielicka, INTERIA: Dlaczego zdecydował się pan zagrać Piotra Kowalskiego? Co pana urzekło w "Kowalskich"?

Piotr Adamczyk: - Towarzystwo, charyzma reżysera Okiła Khamidova i historia, która - mam wrażenie - jest Polakom potrzebna. Sądzę, że w tej sytuacji, którą teraz mamy na świecie, a która w Polsce jest wyjątkowo odczuwalna, potrzebujemy historii dowcipnych, ale też takich, które nam mówią, że jesteśmy w stanie się zaprzyjaźnić, nawet jeżeli przychodzimy z zupełnie innych światów. Jesteśmy podzieleni na różne grupy światopoglądowe, na tych, którzy mają więcej i mniej. Podobnie jest w serialu, jedna rodzina Kowalskich z drugą rodziną Kowalskich nie ma nic wspólnego poza nazwiskiem. Nigdy nie zamieszkaliby pod jednym dachem, gdyby nie zrządzenie losu, czyli zamiana synów. Tymczasem okazuje się, że ludzie tak kompletnie różni znajdują ze sobą wspólny język, a nawet potrafią się zaprzyjaźnić. Kowalscy się nienawidzą, ale i kochają, przyzwyczajają się do siebie, uczą się od siebie nawzajem spojrzenia na świat z innej perspektywy. Myślę, że Polacy potrzebują takiego spojrzenia, bo tak strasznie nas podzielono, a jednak przecież pragniemy wspólnoty. Kiedy przeczytałem scenariusz, pomyślałem że to będzie coś, co będzie śmieszyć, ale też może spowoduje głębszą myśl. Serial odniósł sukces i to dowód, że ludzie potrzebują pozytywnej refleksji, że można mimo podziałów być rodziną.

Reklama

Podobno na planie panowała atmosfera nie tyle rodzinna, co wręcz przyjacielska. Świetnie się bawiliście. 

- Myślę, że komedię należy kręcić w swobodnej atmosferze. Sytuacja, kiedy reżyser krzyczy: "Skupcie się, bo będziemy grać" temu nie sprzyja. Musimy być w pozytywnej wibracji, żeby móc komedię zagrać, nawet kiedy nasze postaci przeżywają dramat. To udało się przede wszystkim dzięki towarzystwu. Po pierwsze, my znaliśmy się już wcześniej. Poza młodą grupą aktorską znałem się i pracowałem z Wojtkiem, z Marietą, z Kasią, którą znam od dziecka, z Pawłem. Cieszę się, że castingowo to zostało tak świetnie dobrane. Łączenie pracy z przyjemnością jest marzeniem wielu, a nam się to - mówiąc nieskromnie - udało.

Pana postać jest dość trudna, bo jest w zasadzie najmniej śmieszna. Wojciech Mecwaldowski ma taką rolę, że wystarczy, że się pojawi i już wszyscy się śmieją. Pan lubi swojego bohatera?

- Wolę odpowiedzieć na pierwszą część pytania (śmiech). To był mój problem, pytałem Okiła, jak to jest. Miałem pewien rodzaj dyskomfortu, kiedy patrzyłem, jak Wojtek śmiesznie gra. Faktycznie Wojtek, czy Paweł Wawrzecki mogą sobie w swoich postaciach pozwolić na wszystko, nawet "obok tekstu".  Moja postać jest w tej historii dość ograniczona, Piotr to facet, który strasznie chce się kontrolować. Ale dowcip polega na tym, że na efekt pracujemy razem. Żarty Wojtka nie byłyby śmieszne, gdyby nie były odbite od powagi Piotra. Okił uspokajał mnie i Marietę: "Zobaczycie - śmiechy będą wtedy, kiedy wy patrzycie na to, co oni wyprawiają i się dziwicie". Tak więc musiałem głównie myśleć, jaką różnorodność zdziwień mogę zaprezentować, bo już wszystko widziałem w wykonaniu Wojtka. Chodzi w tej swojej strasznej koszulce, robi miny, zjada homara ze skorupką, nie ma żadnych granic.

A Piotr - powiedzmy to wprost - jest sztywniakiem.

- I bucem. Ale z drugiej strony ma też wyjątkowe cechy. Ja prawdopodobnie bym sobie nie pozwolił, żeby pod wspólny dach zaprosić tę drugą rodzinę Kowalskich, a on to robi. Ma więc w sobie jakiś rodzaj przyzwoitości i na pewno nie jest z gruntu zły, mimo swojej bucowatej powierzchowności. Moja postać ma też oczywiście sceny farsowe - kiedy się upije, kiedy traci samokontrolę, emocje wtedy sprawiają, że nagle "denko mu wywala". To są też śmieszne rzeczy, ale w zupełnie innym stylu.

Pan ma bardzo szerokie emploi. Grał pan z sukcesami role komediowe, romantyczne, papieża, hitlerowców, kochanków, gangsterów. Któryś z wizerunków jest panu najbliższy?

- W moim zawodzie najbardziej lubię wyzwania. Propozycje, które dają szansę na jeszcze inne emocje, innego człowieka czy inną konwencję. Oczywiście można grać to co już było, ale nawet jeśli wracam do podobnej roli, jestem już innym człowiekiem, mam inne barwy w sobie i mogę ten obraz namalować w innym stylu. Nie chciałbym mówić, co lepiej wspominam. Każdy aktor chce zapaść w pamięć jakąś rolą, ale też nie chce być z nią utożsamiany cały czas, utkwić w niej. Jestem wdzięczny losowi, że daje mi różne wyzwania. Ale jest to też mój własny pęd do eksplorowania różnych zakamarków ludzkich osobowości.

Ostatnio dużo gra pan w Hollywood. W zasadzie - idzie pan jak burza. "Hawkeye", "For All Mankind", w produkcji jeszcze "Up on the roof", serial Amazona "Lightyears" i film "Falling Stars"! Sporo pracy.

To, że udało mi się zagrać kilka ról w Stanach, to też jest ten mój głód poszukiwania nowych rzeczy i nowych wyzwań. Grać w obcym języku, na nowym rynku, w ogóle sprawdzić się gdzie indziej - to jest wyzwanie. Jest to też efekt konsekwencji i wielu prób. Te próby były zresztą kosztowne, bo często musiałem dla jakiejś rólki statystującej poświęcać duże propozycje w Polsce. Ale czasami kupuje się kota w worku, zgadzamy się na rolę nie wiedząc, co to jest, tak wielkie są obostrzenia, jeśli chodzi o tajemnicę artystyczną w Stanach. Wśród tytułów, które pani wymieniła, są wysokobudżetowe seriale dla wielkich graczy: “Hawkeye" dla  Marvela, “Lightyears" dla Amazon TV, “For All Mankind" dla Apple TV, ale też niskobudżetowa komedia romantyczna “Up on the roof", kręcona w Londynie podczas pierwszej "odwilży" pandemicznej czy "Falling stars", który jest filmem wręcz bezbudżetowym! To też jest wyraz moich poszukiwań i chęci wspierania młodych twórców. Zawsze przecież najważniejsza jest rola i wyzwanie aktorskie. 

Grać w Hollywood - to było pana marzenie?

- Wiele razy grałem za granicą. W teatrze we Włoszech, nawet w portugalskiej superprodukcji. Te przygody zawsze były miłe i dawały mi inną perspektywę. Mogłem porównać, jak się gra we Włoszech, jak w Wielkiej Brytanii, w Portugalii czy w Stanach Zjednoczonych, gdzie profesjonalizm ekip jest prawdopodobnie na najwyższym poziomie, bo są to ekipy najlepiej opłacane. Ale zawsze doceniam też nasz profesjonalizm. My, Polacy mamy bardzo dobrych filmowców, na bardzo wysokim poziomie i na pewno nie mamy powodów, żeby mieć kompleksy.

Pan nie miał, gdy zaczął pan tam pracować?

- Nie. To było dla mnie pozytywne zaskoczenie, że czułem się tam pewnie. Myślę, że to kwestia "nabicia ręki" w sensie zawodowym. Udało mi się w życiu zagrać wiele ról, a doświadczenie jest chyba najważniejsze. Oczywiście można uczyć się w szkołach, chodzić na kursy, czytać książki, niemniej to zawód, który wymaga praktyki. To jest rzemiosło.

Bardzo pan jest skromny. A talent się nie liczy? 

- Pytanie - co to znaczy talent? Pamiętam, jak nasi mistrzowie w szkole - Jan Englert, Andrzej Łapicki, Gustaw Holoubek, Zbigniew  Zapasiewicz, Anna Seniuk  mówili, że talent to są predyspozycje do wykonywania zawodu. Myślę, że jakieś predyspozycje do wykonywania zawodu mam, jak wielu moich kolegów - wszak wszyscy się dostaliśmy do szkoły. Wybierali tych, co się nadają. A sukces osiąga się pracą, doświadczeniem, wrażliwością. Trzeba też pamiętać, że ten zawód wymaga pancerza, który najczęściej rodzi się z blizn na tej poharatanej wrażliwości.

Jest pan nominowany do nagrody "Aktor 25-lecia". Jakie to uczucie? Satysfakcja czy może... refleksja nad przemijaniem? Ostatnio powiedział pan, że czuje się, jakby znów miał 20 lat!

- Ostatnio poszedłem znowu biegać i zrozumiałem, że to jest głównie poczucie emocjonalne, bo fizycznie organizm przypomina, że już nie mam 20 lat. Po kilku intensywnych treningach biegowych ledwo chodzę. Niedawno ustawiłem w rzędzie swoje nagrody - Telekamery, Wiktora, różne nagrody zagraniczne... Zdałem sobie sprawę, że właściwie wszystkie są od publiczności. Z plebiscytów, głosowań. Tylko kilka przyznanych przez jury, zresztą zagraniczne. I pomyślałem, że tak naprawdę najważniejsza jest ta radocha, którą się ma, kiedy się ten zawód uprawia, te kilka rozmów z widzami. Czasem zdarza się widz, do którego jakaś rola trafi szczególnie, bo coś przeżył, czy coś go niezwykle interesuje. To najbardziej cieszy.  A większość to jest praca, która w dużym stopniu polega na tym, w jaki sposób nas obsadzają i jakie szanse nam dadzą. 

Nad czym pracuje pan teraz w Polsce?

- Nie wszystko mogę powiedzieć, ale... Właśnie jadę do studia dubbingowego, gdzie podkładam głos w filmie "Zając Max: Misja Pisanka". Przyznam, że role zagraniczne są fajne,ale z przyjemnością wracam do zwykłej pracy aktorskiej. Zwłaszcza, że kaliber takiej roli jak zajączek jest równie trudny, jak każdej innej, bo dziecięca publiczność jest bardzo wymagająca!

A czym  zaskoczą nas Kowalscy w drugim sezonie?

Kowalscy już zaskoczyli, bo serial stał się hitem. A czym jeszcze? Proszę oglądać. Jeśli powiem za dużo, nie będzie zaskoczenia.

Serial "Kowalscy kontra Kowalscy" zobaczycie także w Polsat go. Nowe odcinki w serwisie dostępne będą tuż po premierze telewizyjnej w Polsacie!

***

Zobacz też:

"Lightyears": Piotr Adamczyk dostał kolejną rolę w Hollywood?

Piotr Adamczyk: Ta rola może niektórych zszokować

Piotr Adamczyk z żoną przenieśli się do Stanów Zjednoczonych

Piotr Adamczyk w zwiastunie serialu "Hawkeye" Marvela

 

INTERIA
Dowiedz się więcej na temat: Piotr Adamczyk | Kowalscy kontra Kowalscy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy