Zagrał w filmie krytykowanym przez polskich polityków. "Na szczęście nikt mnie nie zaczepił"
"Jestem ogromnie wdzięczny za to, że mam możliwość grać bardzo różne postaci. Dzięki temu mogę sprawdzać swoje umiejętności w różnych dziedzinach i sferach. To bardzo ekscytujące! Każda produkcja daje adrenalinę, szczyptę niepewności, a proszę mi wierzyć, uwielbiam wychodzić z własnej strefy komfortu" - mówi Tomasz Włosok, jeden z najciekawszych polskich aktorów swego pokolenia.
Tomasz Włosok już od kilku lat szturmem podbija polskie kino. Ma na swym koncie role w tak głośnych filmach i serialach, jak "Piosenki o miłości", "Hiacynt", "Chrzciny", "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa", "Warszawianka" czy "Emigracja XD". Za rolę w "Zielonej granicy" Agnieszki Holland dostał w 2023 roku Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego. Teraz pracuje na planie biograficznej produkcji "Kulej".
Masz dopiero 33 lata, a na swoim koncie udział w wielu naprawdę głośnych produkcjach.
Tomasz Włosok: - Jestem ogromnie wdzięczny za to, że mam możliwość grać bardzo różne postaci. Dzięki temu mogę sprawdzać swoje umiejętności w różnych dziedzinach i sferach. To bardzo ekscytujące! Każda produkcja daje adrenalinę, szczyptę niepewności, a proszę mi wierzyć, uwielbiam wychodzić z własnej strefy komfortu.
W 2023 roku zagrałeś w komediowym serialu wyprodukowanym przez Canal+ "Emigracja XD". Nakręcenie tej produkcji nie było pewnie prostym zadaniem.
- Za to wspaniałym! Powiedziałbym, że to była jazda bez trzymanki [śmiech - przyp. red.]. Scenariusz powstał na podstawie powieści Malcoma XD, który współtworzył scenariusz z fantastycznym Łukaszem Kośmickim. My, aktorzy zostaliśmy odpowiednio przeprowadzeni przez opowieść, a jednocześnie dostaliśmy ogromną swobodę, wolną rękę i mogliśmy poczuć dokładnie to samo, co nasi bohaterowie. Moim partnerem na planie był Michał Balicki, wyjątkowy człowiek i aktor. To był dla mnie wielki zaszczyt.
Malcolm XD budował swoją popularność w sieci na anonimowości. Zetknąłeś się wcześniej z jego historiami? Byłeś ciekawy, kto kryje się za tymi opowiadaniami?
- Przyznam szczerze, że nie śledziłem go wcześniej i tak naprawdę "Emigrację" przeczytałem po tym, jak dostałem rolę w serialu. A jeśli są jeszcze tacy, którzy nie mieli okazji obejrzeć tej produkcji, zachęcam do nadrobienia zaległości [uśmiech - przyp. red.].
Wspomniałeś, że jesteś wdzięczny za możliwość grania zróżnicowanych ról. W ubiegłym roku bardzo głośno było o twojej kreacji strażnika granicznego w zgłoszonym do Oscara filmie "Zielona granica" Agnieszki Holland. To było trudne zadanie aktorskie?
- Starałem się jak najbardziej zrozumieć motywację mojego bohatera i uporządkować w głowie to, co musi zrobić. To bohater bardzo rozerwany wewnątrz. Mnie to bardzo fascynowało, choć niosło za sobą ciężar i odpowiedzialność. Jak można się domyślić, nie była to łatwa produkcja, przez temat, jaki poruszaliśmy, ale dla mnie niezwykle stresujące było spotkanie z Agnieszką Holland. Sam na sobie wywarłem pewną presję.
Zanim film pojawił się w kinach, był szeroko komentowany przez media, a nawet przez polityków. Wahałeś się przed wejściem na plan zdjęciowy?
- Zupełnie się nad tym nie zastanawiałem, bo poczułem potrzebę zrealizowania tego projektu. Potem rzeczywiście z tyłu głowy miałem pewne obawy, ale wiedziałem, co tak naprawdę chcemy przekazać tym filmem. Najgorszy w tym wszystkim był hejt, bo to on sprawiał, że czułem pewne niebezpieczeństwo. Bałem się o los tego filmu i nasz, twórców. Upust emocjom dała premiera w Wenecji, wtedy byłem już pewien, że wystarczy zaczekać do premiery w naszym kraju. Wcześniejsza dyskusja na temat "Zielonej granicy" była wręcz jałowa.
Spotkała cię jakaś nieprzyjemna sytuacja przed lub po premierze filmu?
- Wirtualnie tak. Dostałem parę nieprzychylnych wiadomości, ale to tyle. Na szczęście nikt na ulicy mnie nie zaczepił. Była to niełatwa produkcja, ale nie daliśmy się zwariować. Film powstał w dużej mierze z emocji, które są bardzo poważne, a my spędziliśmy ze sobą prawie miesiąc na planie. Oczywiście czuliśmy ważność projektu, ale mieliśmy w sobie bardzo dużo dobrej energii. W końcu zrobiliśmy go z empatii i miłości do drugiego człowieka.
Na planie miałeś okazję pracować ze swoją partnerką, Malwiną. To było dla was ciekawe doświadczenie? Przenosiliście emocje z pracy do zacisza domowego?
- Siłą rzeczy obydwoje żyliśmy tym projektem, więc z pewnymi emocjami przekraczaliśmy próg domu. Wspólnie przeżywaliśmy każdy dzień. Praca z partnerką to było ciekawe wyzwanie, które chętnie powtórzę, bo takich możliwości nie mamy zbyt często. Między nami relacja jest prawdziwa, więc nie musieliśmy grać [uśmiech - przyp. red.].
Jak już mówisz o emocjach, to nasuwa mi się pytanie, czy do swojego zawodu podchodzisz jak do zwykłej pracy, czy jednak każda rola pozostaje w twoim życiu na jakiś czas?
- Praca aktora jest ważna, bo dużo się jej poświęca i to zawsze gdzieś w środku zostaje. Koniec końców ważne jest to, aby z niej wyjść i wrócić do domu.
Aleksandra Wojtanek / AKPA