Była już legendą francuskiej piosenki Édith Piaf, wcielała się też w rolę polskiej imigrantki Ewy Cybulskiej. Zakrzywiała czasoprzestrzeń w "Incepcji" (2010) Christophera Nolana oraz popychała do okrutnej zbrodni w "Makbecie" (2015) Justina Kurzela. Laureatka Oscara, Złotego Globu, BAFTY i Europejskiej Nagrody Filmowej - Marion Cotillard to dziś jedna z najbardziej rozpoznawalnych francuskich aktorek, przed którą Hollywood już dawno szeroko otworzyło drzwi i rozłożyło czerwony dywan.
Na koncie ma współpracę z reżyserską czołówką - Timem Burtonem, Woodym Allenem, Xavierem Dolanem, Michaelem Mannem, Leosem Caraxem czy wspomnianym Christopherem Nolanem. Co rusz przekonujemy się jednak, że w życiu aktora przychodzi często moment, kiedy występy po drugiej stronie kamery nie zaspokajają już ich ambicji. Niektórzy, wzorem swoich mistrzów, decydują się na podjęcie reżyserskiego wyzwania, inni - jak Cotillard - próbują swoich sił w roli producentów. Na zaangażowany społecznie dokument porywa się jednak mało kto.
Marion Cotillard odsłania tym samym swoją kolejną twarz. Wcale nie nową, bo od lat jako proekologiczna aktywistka angażuje się w różne inicjatywy. Pokazywany premierowo podczas ostatniego festiwalu w Cannes dokument "Bigger Than Us" w reżyserii Flore Vasseur jest tego kolejnym dowodem. To opowieść o pokoleniu młodych aktywistów, którzy swoimi działaniami próbują dokonać systemowej zmiany w tym, jak myślimy o naszej planecie. "Bo nie jest za późno" - podkreślają na każdym kroku bohaterowie filmu, podobnie zresztą jak sama Cotillard.
Z francuską aktorką i producentką filmu "Bigger Than Us" rozmawia Kuba Armata.
Kuba Armata: Znamy przede wszystkim pani aktorskie oblicze. Nie wszyscy natomiast wiedzą, że od wielu lat udziela się pani także jako proekologiczna aktywistka. Kiedy i skąd narodziła się w ogóle ta potrzeba?
Marion Cotillard: - Dawno temu, bo jest to integralnie związane z wychowaniem i edukacją, jakie odebrałam. Mam na myśli moich dziadków, rodziców, wartości, którymi kierowali się w swoim życiu. Nie musiałam szukać daleko, bo to właśnie bliscy stanowili dla mnie najlepszy i najpełniejszy przykład. Uświadamiali mnie od najmłodszych lat, że powinniśmy dbać o miejsce, w którym przyszło nam żyć. Wiele o tym rozmawialiśmy, ale najważniejsza była chyba możliwość obserwowania ich codziennego zachowania. Jako mała dziewczynka przekonałam się, z jakim szacunkiem odnosili się do innych ludzi oraz środowiska. Chłonęłam to zatem w sposób naturalny. Zainteresowanie ekologią nie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Ta świadomość budowała się konsekwentnie, od dziecka.
Co w tym kontekście przemawiało do pani najbardziej w zachowaniu najbliższych?
- Przede wszystkim to, że moi dziadkowie nigdy niczego nie marnowali. Mam na myśli jedzenie, ale też na przykład foliowe opakowania. Jeżeli już wykorzystywali je do przechowywania żywności, to nie wyrzucali ich od razu, a używali po raz kolejny. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się to oczywiste, ale w latach 80. i 90. wcale takie nie było. To przecież czas, kiedy w maksymalny sposób próbowano nam ułatwić życie. Stąd te wszystkie jednorazowe opakowania czy tony plastiku jakie wtedy wyprodukowano. Moi dziadkowie nie szli jednak za większością, a ja jako mała dziewczynka starałam się ich naśladować. Dzieci w ogóle mają to do siebie, że uważnie obserwują dorosłych i starają się potem kopiować ich zachowania.
Dzisiaj zna to pani z drugiej strony, bo sama jest matką dwójki.
- Tak, mój syn ma dziesięć lat, a córka cztery lata.
To już chyba ten wiek, zwłaszcza w kontekście syna, kiedy zaczyna się zadawanie trudnych pytań?
- Z perspektywy rodzica to ciekawy moment, bo można przeprowadzić ze swoimi dziećmi bardziej pogłębioną rozmowę na jakiś temat. Czujesz przy tym, że otwierasz ich umysły. Ostatnio mieliśmy ciekawą przygodę w muzeum. Przewodnik opowiadał, że jeden z artystów został za swoją sztukę uwięziony. Musiałam wytłumaczyć synowi, że ten człowiek trafił do więzienia nie dlatego, że zrobił coś złego. Bo to przecież podpowiada logika dziecka. Z tego wywiązała się rozmowa, odnośnie tego, że w niektórych krajach nie ma na przykład swobody wypowiedzi czy nie wszyscy mają zapewniony dostęp do edukacji. Dzielenie takich momentów z dziećmi jest dla każdego rodzica bardzo ważne. Syn ma dziesięć lat i czuję, że można wyjść już poza dziecięcą narrację i porozmawiać na wiele istotnych tematów. On, jak każde dziecko, uważnie obserwuje świat, w którym funkcjonuje. A przecież obecnie znaleźliśmy się w bardzo dziwnym momencie. Pandemia, lockdown z perspektywy dziecka muszą być pewnie jeszcze bardziej osobliwe. Cieszy mnie to, że tematy, które do tej pory dzieliłam z przyjaciółmi, mogę też teraz podzielić ze swoimi dziećmi.
Aktywizm, działania proekologiczne to też rodzaj myślenia o dzieciach i ich dalszej perspektywie. Takie myśli również pani towarzyszą?
- Zaangażowanie się w sprawy naszego środowiska, w tym wyprodukowanie dokumentu "Bigger Than Us", to po prostu obraz tego, jaką jestem osobą na co dzień. Uwielbiam rozmawiać o rzeczach, które mnie pasjonują, niepokoją, złoszczą. Nic się przez lata nie zmieniło. Kiedy byłam młodą aktorką i ktoś zadawał mi pytanie, co jest dla mnie ważne, odpowiadałam w podobny sposób. A to było dwadzieścia pięć lat temu, kiedy ogólna świadomość problemów, jakie dotykają naszą planetę, była na zupełnie innym poziomie. Często coś na nas działa na zasadzie czerwonej lampki. Nagle pod wpływem określonych okoliczności świadomość rośnie i zdajemy sobie sprawę, że jako społeczeństwo nie zmierzamy w dobrym kierunku. Mnie to, jak traktujemy naszą planetę, interesuje od dawna.
W filmie oddaje pani głos pokoleniu młodych aktywistów, ludzi, którzy swoim działaniem realnie próbują coś w tej materii zmienić. Czy w parze z wypracowaną przez lata rozpoznawalnością i sławą idzie zatem odpowiedzialność, by dobrze to spożytkować?
- To chyba raczej kwestia potrzeby, a nie odpowiedzialności. Chciałam wykorzystać uwagę skoncentrowaną wokół mnie, by dać głos ludziom, którzy na to zasługują, a mają większy problem z przebiciem się. Obserwuję uważnie młodych aktywistów i jestem pod wrażeniem inicjatyw, jakie podejmują - od budowania szkół, przez programy edukacyjne, organizowane marsze, po próbę zmiany ustawodawstwa. Problem w tym, że o wielu z tych ważnych przecież działań nie dowiemy się z codziennych gazet czy wiadomości w telewizji. Trzeba zatem sprawić, by te tematy na dobre zaczęły funkcjonować w mainstreamie. Takie działania dodają mi energii. Cieszę się, że za sprawą swojej popularności mogę pomóc takim ludziom jak bohaterowie "Bigger Than Us" czy reżyserce Flore Vasseur. Ludziom, którzy starają się nam pokazać właściwą drogę.
Patrząc na środowisko aktorskie, nie jest pani w tym sama. Chociażby Leonardo DiCaprio od dłuższego czasu angażuje się w proekologiczne inicjatywy, prowadząc swoją fundację czy przeznaczając sporą kwotę na ratowanie płonących lasów Amazonii.
- Z Leo spotkałam się na planie "Incepcji" Christophera Nolana w 2010 roku. Już wtedy o tym sporo rozmawialiśmy. Każde z nas ma jakieś swoje poletko i określoną pracę do wykonania. Im więcej nas, aktorów, dzięki swojej rozpoznawalności jest w stanie skierować uwagę ludzi na te problemy, tym lepiej. Kiedyś mówiło się: "Jakoś to będzie. Nawet jeśli teraz sytuacja nie jest zbyt dobra, poradzimy sobie". Dzisiaj powtórzenie tych słów przychodzi z dużo większym trudem, bo i perspektywa rysująca się przed młodymi ludźmi wydaje się coraz bardziej skomplikowana. Nie mamy już luksusu czekania na systemową zmianę.
Znalezienie funduszy na taki projekt, z pani nazwiskiem, to trudna sprawa?
- Reżyserka Flore Vasseur opowiedziała mi o tym pomyśle cztery lata temu. To jeszcze było przed tym, zanim młode pokolenie na fali działań Grety Thunberg tak się zaktywizowało. Trochę na zasadzie wspomnianej czerwonej lampki, przez dłuższą chwilę się w nich gotowało, aż wreszcie przyszedł czas, kiedy musiało to wybuchnąć. To też był dobry moment na film, bo o problemach związanych z naszą planetą zaczęło się mówić w skali globalnej. Dorośli zaczęli słuchać młodych, a przecież wiele możemy się od nich nauczyć. Mają w sobie ogrom energii do spożytkowania. To pokolenie, które obserwowało swoich rodziców i dziadków, często wykonujących prace niedające im zbyt wiele satysfakcji. Radość zastępowana została potrzebą napędzenia kapitalizmu i społeczeństwa konsumentów. Tymczasem młodzi chcą innego życia. Szukają w nim sensu, a naszym obowiązkiem jest to, by im w tym pomóc.
Co wywołuje w pani największą trwogę w kontekście problemów, z jakimi musimy się dzisiaj mierzyć?
- Wiele jest rzeczy, o które powinniśmy się martwić. Z postępującymi zmianami klimatycznymi i coraz bardziej odczuwanymi ich konsekwencjami na czele. Kolejne gatunki zwierząt znikają z naszej planety. Ile gatunków wyginęło tylko w trakcie naszego życia? To straszne. Przeraża mnie też cała narracja związana z rozwojem GMO (organizm modyfikowany genetycznie - przy. aut.). Do tego dochodzą problemy związane z migracją, dramaty uchodźców. Niestety często nie chcemy na to patrzeć. Dla własnego komfortu wolimy odwrócić głowę. Tak jest wygodniej. Żyjemy w czasach, gdzie wiele rzeczy bije na alarm. Pozytywne jednak jest to, że zawsze, gdy w historii pojawiał się jakiś problem, prędzej czy później znajdowało się też rozwiązanie. Dlatego musimy skoncentrować się na działaniu, a nie siedzieć z założonymi rękami i się zamartwiać. Nie możemy być bierni, bo na świecie jest wystarczająco dużo inicjatyw wymagających wsparcia. W nich widzę nadzieję.
Gdy na jednej szalce ma pani wspomniane problemy, a na drugiej pokolenie, pełne energii, świadomości, chęci działania, jest pani optymistką czy pesymistką, myśląc o przyszłości?
- Jestem wielką optymistką. To jedyna droga, którą powinniśmy iść, bo tylko ona pozwala na zmianę. Oczywiście niektóre pomysły mnie niepokoją, jak chociażby postępująca ingerencja sztucznej inteligencji w rozwiązywaniu problemów. Widzę w tym potencjał i możliwości, by kreować wspaniałe rzeczy, ale jednocześnie nie może nas to rozleniwić i sprawić, by nasz mózg przestał pracować na odpowiednich obrotach. Niestety, ale mamy tendencję do spoczywania na laurach. Lubię w sobie ten optymizm i energię. Z nich zrodził się film, będący jedynie malutkim wycinkiem tego, co dzieje się aktualnie na świecie. Ludzie mają już dość cierpienia. Coraz częściej zadają sobie pytania: Czy moje życie musi być nieszczęśliwe? Czy mogę mu nadać sens? Nie musi. Możesz. Możemy żyć inaczej.
Rozmawiał Kuba Armata
Zobacz też:
Oscary 2022: Bukmacherzy typują faworytów. Dla kogo złote statuetki?
Wychowywał go głównie ojciec. Kim dzisiaj jest syn polskiej seksbomby?
Filmy o Ukrainie, które pozwolą lepiej zrozumieć sytuację za wschodnią granicą!
Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.