Reklama

Zniknął z Hollywood, gdy wszyscy go chcieli. Dziś znów jest na językach

Aaron Taylor-Johnson świętuje 35. urodziny. Choć świat show-biznesu chętnie przypomina o jego związku ze starszą o 23 lata reżyserką Sam Taylor-Johnson, dziś skupiamy się na jego barwnej karierze – od ról w superprodukcjach po artystyczne wybory, które ukształtowały jego wizerunek na własnych zasadach.

Od teatru do światowego kina

 Aaron Taylor-Johnson zadebiutował na ekranie w wieku zaledwie sześciu lat, grając w reklamach. Niedługo później pojawił się na scenie teatralnej jako syn Makdufa w "Makbecie", a w wieku 10 lat zagrał w familijnym filmie "Tom i Thomas". Już jako nastolatek zdecydował, że chce poświęcić się aktorstwu bez reszty. Porzucił szkołę i ruszył w świat, szukając doświadczeń, które później miały pomóc mu w pracy przed kamerą.

Reklama

Przełom w jego karierze nastąpił w 2009 roku, gdy zagrał Johna Lennona w filmie "John Lennon. Chłopak znikąd". Aby jak najlepiej oddać postać muzyka, przez kilka miesięcy ćwiczył grę na gitarze i banjo. Wcześniej widzowie mogli go oglądać w takich produkcjach jak "Iluzjonista" czy "Kowboje z Szanghaju", ale to rola Lennona otworzyła mu drzwi do Hollywood. 

Superbohater bez supermocy i wycofanie ze świateł reflektorów

W 2010 roku Taylor-Johnson zyskał jeszcze większą popularność dzięki komiksowej produkcji "Kick-Ass", w której zagrał chłopaka próbującego zostać superbohaterem. Reżyser Matthew Vaughn świadomie unikał budowania z aktora muskularnego idola. Zależało mu, by bohater był ludzki i autentyczny. Rola przyniosła Taylor-Johnsonowi sympatię widzów, a jemu samemu pozwoliła na pewnego rodzaju dystans wobec hollywoodzkiej machiny.

Z czasem pojawiły się kolejne role: "Anna Karenina", "Godzilla", "Avengers: Czas Ultrona". Mimo obiecującej kariery aktor zdecydował się wyhamować i wybrać życie rodzinne. W wywiadzie dla magazynu "Esquire" przyznał, że rezygnował z wielu intratnych ofert, bo nie chciał tracić czasu z dziećmi.

"Zwyczajnie chciałem być z moimi dziećmi. Nie chciałem być od nich zabrany" - przyznał.

Po "Annie Kareninie" nie chciał też zapisać się w pamięci widzów jako grający główne role przystojniak.

"Nie odpowiada mi szum medialny, który się z tym wiąże" - twierdził. 

"Uwielbiam za to mojego bohatera z "Kick-Ass". Jest śmieszny, pryszczaty, sztywny i sympatyczny zarazem. Dlatego właśnie tak się cieszę, że po "Annie Kareninie" mogę zrobić dwa kroki w tył" - mówił przy okazji sequela "Kick'Ass". 

Prywatność ponad wszystko. Nie będzie nowym Bondem?

Od 2012 roku aktor jest mężem reżyserki Sam Taylor-Johnson, która była jego mentorką na planie filmu o Lennonie. Choć dzieli ich 23-letnia różnica wieku, już po roku znajomości zaręczyli się, a dziś wspólnie wychowują dzieci i mieszkają z dala od błysków fleszy - w Somerset, z dala od Hollywood. Aktor wielokrotnie podkreślał, że ceni sobie prywatność i niechętnie dzieli się szczegółami życia domowego.

"Nie mam niczego do ukrycia. Czuję się bezpiecznie. Nie zamierzam jednak dzielić się rzeczami, które są dla mnie naprawdę cenne" - tłumaczył w 2024 roku Taylor-Johnson, dlaczego nie dzieli się ze światem szczegółami ze swojego prywatnego życia. 

W 2024 roku powrócił na ekrany jako Kraven w widowiskowym filmie o przeciwniku Spider-Mana. Jego nazwisko zaczęło się również pojawiać w kontekście roli Jamesa Bonda. Podobno zrobił wrażenie na twórcach serii, ale nie wiadomo, czy przyjmie propozycję. W końcu angaż ten oznaczałby długie rozłąki z rodziną, ale aktor nie ukrywa, że to dla niego poważna bariera w jego pracy.

Dziś, świętując 35. urodziny, aktor pozostaje jednym z tych artystów, którzy potrafią łączyć sukces zawodowy z życiem poza sceną - z dala od zgiełku i kamer.

ZOBACZ TEŻ: 

"Jak wytresować smoka": Inteligentna i wartościowa rozrywka. Widzowie będą zachwyceni

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Aaron Taylor-Johnson | Sam Taylor-Johnson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy