"Ziemia obiecana": najbardziej hollywoodzki polski film ma 50 lat
"W polskiej literaturze jest to najbardziej 'amerykańska', więc i najbardziej filmowa powieść. Gdyby została napisana w innym języku - francuskim, angielskim - byłaby fundamentalnym dziełem współczesnej kultury" - powiedział kiedyś Andrzej Wajda. 21 lutego mija 50 lat od premiery jednego z najwybitniejszych filmów w historii polskiego kina, ekranizacji słynnej powieści Władysława Reymonta "Ziemia obiecana".
"Wyobrażam sobie, że jestem kimś, kto siedzi na projekcji. W mojej wyobraźni i przed moimi oczyma biegnie film, a ja jestem jego pierwszym widzem. Kontroluję w ten sposób siebie na każdym kolejnym etapie realizacji. (...) Wiem wszystko na temat realizowanego film, a widzowie nie wiedzą prawie nic. Muszę więc uprzedzić wszystkie możliwe pytania widza. Najważniejsze jeżeli autor wie, co chce od siebie powiedzieć" - wyznał Andrzej Wajda przy okazji realizacji filmu "Ziemia obiecana" w rozmowie z Wandą Wertenstein [cytat pochodzi z książki "Wajda mówi o sobie", 2020 - red.].
21 lutego 2025 roku mija 50 lat od premiery "Ziemi obiecanej" Andrzeja Wajdy. Film przez badaczy, krytyków i widzów uznawany jest za arcydzieło polskiego kina.
"Decyzja realizacji filmu wahała się przez 6 lat. Długo też zastanawiałem się nad zakończeniem. Miałem kilka pomysłów na epilog" - wspominał reżyser na łamach książki "Wajda o sobie". Na powieść Reymonta jego uwagę zwrócił inny wybitny polski reżyser, Andrzej Żuławski. - "Wskazał mi również film oświatowy zatytułowany 'Pałace łódzkich fabrykantów'. Kamera ukazywała tam wyzłocone, bogate, do niemożliwości przeładowane wnętrza salonów, jadalni, gabinetów i wozowni. Całe to bogactwo czekało na mój film".
Wajda chciał rozpocząć realizację filmu w 1967 roku, ale niezadowolony ze scenariusza złożonego w Zespole Filmowym "Kamera", sam przystąpił do pisania w latach 1971-1973.
Głośna powieść Władysława Reymonta to "książka o mechanizmie robienia pieniędzy - temat wszystkich amerykańskich filmów, nieobecny prawie w naszej literaturze" - mówił Wajda. - "W polskiej literaturze jest to najbardziej 'amerykańska', więc i najbardziej filmowa powieść. Gdyby została napisana w innym języku - francuskim, angielskim - byłaby fundamentalnym dziełem współczesnej kultury".
Bohaterami filmu są trzej przyjaciele: jeden jest Polakiem, drugi Niemcem, trzeci Żydem i razem postanawiają założyć w Łodzi fabrykę. "Bardzo liczę na wspaniałe, bogate charaktery. (...) Zaangażowałem bardzo wyrazistych aktorów, dobierałem ich długo i starannie" - mówił Wajda. Główne role w filmie brawurowo zagrali: Daniel Olbrychski (jako Karol Borowiecki), Andrzej Seweryn (Maks Baum) i Wojciech Pszoniak (Moryc Welt).
W roboczych notatkach reżysera można znaleźć wiele pomysłów obsadowych np. do roli Moryca planował Jerzego Zelnika, Jana Nowickiego i Jerzego Stuhra. Ostatecznie zagrał go Wojciech Pszoniak. Co do odtwórcy głównej roli Wajda od początku miał jasną wizję. "Andrzej nie miał wątpliwości, kto ma grać główną rolę. Zaproponował właśnie, że tego bohatera, cynicznego Polaka, jak się okazało, mam grać ja" - wspominał po latach Daniel Olbrychski.
Oprócz Olbrychskiego, Pszoniaka i Seweryna, w obsadzie "Ziemi obiecanej" znalazły się najwybitniejsze wówczas aktorki i najlepsi aktorzy, m.in. Kalina Jędrusik, Anna Nehrebecka, Bożena Dykiel, Zbigniew Zapasiewicz, Piotr Fronczewski, Franciszek Pieczka, Marek Walczewski i Andrzej Łapicki.
Zdjęcia do filmu zaczęły się w lutym 1974 roku. Produkcja "Ziemi obiecanej" kosztowała ponad 30 mln złotych, podczas gdy koszty te w przypadku zwykłego filmu zamykały się wówczas w przedziale 6-10 mln. Wajda realizował zdjęcia w 94. (!) obiektach położonych nie tylko w samej Łodzi, ale również w okolicznych miejscowościach oraz w Cieszynie, gdzie powstała jedna z kluczowych scen filmu, rozgrywająca się na scenie i widowni teatru podczas przedstawienia.
Ogółem w zdjęciach wzięło udział ponad 50 aktorów, przez plan przewinęły się setki statystów, ale ukończono je w rekordowym tempie 86 dni. Było to możliwe dzięki produkcyjnemu eksperymentowi. "'Ziemia obiecana' to pierwszy polski film kręcony przez dwie, a czasem nawet trzy ekipy jednocześnie" - wspominał główny operator Edward Kłosiński.
Główną ekipą kierował Wajda, pozostałymi - Andrzej Kotkowski i Jerzy Domaradzki. Dodatkowe ekipy realizowały m.in. duże sekwencje aktorskie. Kłosiński fotografował np. scenę w teatrze, a Dybowski - przyjazd ojca Karola Borowieckiego i narzeczonej Karola, Anki, z Kurowa do Łodzi. Warto podkreślić, że każdy z operatorów "Ziemi obiecanej" miał swój własny styl, a jednak nie przeszkodziło to w nadaniu filmowi jednolitej koncepcji wizualnej.
Kostiumy zaprojektowała Barbara Ptak. Halina Prugar-Ketling zmontowała film. Niezapomnianą muzykę skomponował Wojciech Kilar.
"Zrealizowany z rozmachem, z wielką ilością niezmiernie wyrazistych postaci, z bogactwem środków inscenizacyjnych i precyzją rozwiązań reżyserskich może uchodzić za najbardziej hollywoodzki z polskich filmów. W karierze Wajdy jest to wyjątkowy przypadek, żeby film spotkał się z pełną aprobatą władz i równocześnie cieszył się olbrzymim powodzeniem w kinach" - pisała Wanda Wertenstein.
W 1976 roku "Ziemia obiecana" była nominowana do amerykańskiej Nagrody Akademii Filmowej, jednak Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego dostał wówczas Akira Kurosawa za film "Dersu Uzała".
W 2015 roku roku "Ziemia obiecana" została uznana za najlepszy polski film wszech czasów. W ramach ankiety zorganizowanej przez Muzeum Kinematografii w Łodzi wspólnie z Uniwersytetem Łódzkim i Stowarzyszeniem Filmowców Polskich z okazji 120. rocznicy narodzin kina, takiego wyboru dokonali reprezentanci rozmaitych profesji filmowych - krytycy, reżyserzy, filmoznawcy.
W "Ziemi obiecanej" są również dwie słynne "gorące" sceny z udziałem Kaliny Jędrusik (w filmie gra Lucy Zuckerową) i Daniela Olbrychskiego (Karol Borowiecki). Chodzi o sceny w karocy i pociągu. Co ciekawe, scenę w pociągu Andrzej Wajda usunął przy montażu odnowionej wersji filmu, jaka ukazała się na DVD.
Daniel Olbrychski wspomina, że dla niego "drastyczniejsza" była scena w karocy.
"Kalina daje mi w niej depeszę przeznaczoną dla jej męża, z której wynika, że ceny bawełny pójdą w górę, a ja dzięki tej wiedzy będę mógł zbić fortunę. Otwieram dach od karety i krzyczę na całą Łódź, że to triumf. Przeczytawszy o tym w scenariuszu jakieś trzy miesiące przed zdjęciami, uświadomiłem sobie, że ręce będę miał zajęte depeszą, a Kalina siedząca naprzeciwko mnie w pewnym momencie zanurkuje w dół. Będę grał radość z depeszy i z tego, co ona robi mi pod kadrem" - wspominał po latach aktor.
Ciekawostką pozostaje fakt, że pierwotnie rolę Lucy Zuckerowej miała zagrać Violetta Villas. Piosenkarka nie przybyła jednak na ostatnią próbę kostiumów, informując Wajdę w nagłym telegramie, że wszystkiemu winien jest... czarny kot, który przebiegł jej drogę.
W 2000 roku, z okazji 25. rocznicy premiery obrazu, Andrzej Wajda przygotował nową wersję "Ziemi obiecanej". Reżyser przyznał, że wprowadził trzy istotne zmiany w stosunku do oryginalnego kształtu filmu.
"Najważniejsza polegała na przeniesieniu całej sekwencji, rozgrywającej się we dworze w Kurowie, z prologu do drugiej części filmu. Sekwencja ta otwierała pierwszą wersję 'Ziemi obiecanej'. Dziś (...) widzę to zupełnie inaczej. Uważam, że prawdziwym początkiem filmu 'Ziemia obiecana' jest modlitwa: Niemca, Żydów i Polaka. Ważne, że ten początek ma miejsce w Łodzi, bo jest to także film o tym mieście" - tłumaczył Wajda.
Druga zmiana polega na skróceniu całości. "'Ziemia obiecana' została zmontowana zaraz po nakręceniu. Wtedy znalazło się w niej wiele ujęć zrealizowanych z wielkim nakładem pracy całej ekipy i aktorów. Było dla mnie oczywiste, że ujęcia te powinny wejść do filmu. (...) Po latach doszedłem do wniosku, że 'Ziemia obiecana' może się bez nich obejść. Innymi słowy, może zostać skrócona, przy czym skróty nie naruszą żadnego z wątków opowieści" - argumentował reżyser.
Trzecią innowacją było wprowadzenie do nowej "Ziemi obiecanej" jednej sceny z telewizyjnej wersji filmu. "Kiedy pracowałem nad scenariuszem 'Ziemi obiecanej', bardzo mnie poruszyło, że Reymont - opisując Łódź jako siedlisko bezlitosnego wyzysku i pogoni za pieniądzem - umieścił scenę jakby z innego świata. W scenie tej kilku fabrycznych urzędników i pracowników kantorów schodzi się w jakiejś piwnicy, gdzie wspólnie muzykują, grając utwory klasyczne. Okazuje się zatem, że ci ludzie mają jednak jakieś potrzeby duchowe, tłamszone na co dzień przez ten przyspieszony rytm życia. Wydaje mi się, że ta scena rzuca nowe światło nie tylko na tych ludzi, ale również na samą Łódź, która potem, w latach międzywojennych, stała się miastem artystów" - dodał Wajda.