Tom Hanks uważa „Kod da Vinci” za bzdurę, ale nie żałuje, że w nim zagrał
Filmy oparte na książkach Dana Browna nie miały dobrych recenzji. Zarówno "Kod da Vinci" jak i jego kontynuacje zostały wręcz zmiażdżone przez krytyków. Co ciekawe, nisko ocenia je również Tom Hanks, który zagrał w tych produkcjach główną rolę. "To bzdury" - ocenił te filmy aktor. Mimo to nie żałuje występu w ekranizacjach prozy Dana Browna, bo zrobił to wyłącznie dla pieniędzy.
Tom Hanks to jeden z najbardziej cenionych współczesnych aktorów. Gwiazdor takich kultowych produkcji, jak "Filadelfia", "Forrest Gump", "Zielona mila", "Szeregowiec Ryan" czy "Cast Away - poza światem", na przestrzeni lat otrzymał szereg najważniejszych nagród w branży filmowej. Hanks jest dwukrotnym laureatem Oscara, pięciokrotnym zdobywcą Złotego Globu, w kolekcji ma też Emmy, Srebrnego Niedźwiedzia i statuetkę Saturna. Zdarza się jednak, że nawet tak utytułowani gwiazdorzy mają w swoim aktorskim portfolio pozycje, z których są nieszczególnie dumni. W przypadku Hanksa jest nią filmowa trylogia zapoczątkowana filmem "Kod da Vinci" w reżyserii twórcy "Pięknego umysłu" Rona Howarda.
Nakręcony w 2006 roku thriller to ekranizacja bestsellerowej książki Dana Browna o tajemniczym morderstwie w Luwrze, które staje się kluczem do rozwiązania jednej z największych zagadek w dziejach ludzkości, sięgającej swymi korzeniami do początków chrześcijaństwa. Hanks wcielił się w Roberta Langdona, profesora Harvardu i specjalistę od symboli i szyfrów, który ma za zadanie rozwikłać łamigłówkę pozostawioną przez bezwzględnego mordercę. Na ekranie partnerowali m.in. Ian McKellen, Audrey Tautou, Jean Reno, Paul Bettany i Alfred Molina.
Mimo plejady gwiazd w obsadzie i nagrodzonego Oscarem reżysera za sterami, produkcja nie zachwyciła krytyków. Recenzenci zwracali uwagę na błędy historyczne, dziury fabularne i trudne do zniesienia dłużyzny. "Wytrzymanie w fotelu grubo ponad dwóch godzin okazało się nie lada wyzwaniem. Ten film zdaje się nie mieć końca" - narzekał po uroczystej premierze na festiwalu w Cannes James Rocchi z telewizji CBS. "Jeśli kluczowa scena zostaje wyśmiana przez widownię, wiedz, że jest źle" - pisał po projekcji krytyk "The Boston Herald". Z równie chłodnym przyjęciem spotkały się też dwa sequele tego filmu - "Anioły i demony" oraz "Inferno".
Jak się okazuje, opinię krytyków o "Kodzie da Vinci" podziela odtwórca głównej roli. W wywiadzie udzielonym "The New York Times" Hanks stwierdził wprost, że ten film i nakręcone później "Anioły i demony" oraz "Inferno" to produkcje pozbawione wartości artystycznej. "Cóż, to były przedsięwzięcia czysto komercyjne. 'Kod da Vinci' to po prostu bzdury. Podobnie, jak sequele. Prawda jest taka, że nie ma nic złego w komercyjnych filmach, pod warunkiem, że są dobre. Gdy nakręciliśmy trzecią część, udowodniliśmy, jak zła potrafi być komercja" - wyznał z rozbrajającą szczerością Hanks.
Mimo to aktor nie żałuje, że zagrał w tej trylogii. Osiągnął bowiem swój cel, którym było zarobienie sporej sumy. Za każdy z trzech filmów zainkasował około 20-25 mln dolarów. A ponadto, jak podkreśla Hanks, to właśnie z planu "Kodu da Vinci" wyniósł jedno z najpiękniejszych wspomnień, dlatego też ma do tego obrazu sentyment. "To były moje 40. urodziny. Kręciliśmy nocą w Luwrze. Miałem okazję zmienić spodnie przed samą Mona Lisą. Ekipa przyniosła mi tort urodzinowy. Kto ma okazję zdobyć takie doświadczenie?! Przysięgam, że w tym, co mówię, nie ma ani krzty cynizmu" - zaznaczył gwiazdor.
Zobacz też:
Ten film wywołał w Polsce skandal. Teraz okazuje się, że to nie koniec
Erotyczne sceny i śmiałe sesje? Tak zaczynała polska gwiazda
Niewiarygodne, do czego się posunął, by zdobyć sławę. Wstrząsające sceny
Był u szczytu sławy, gdy zniknął. Kariera zniszczona przez seks
Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film