Teresa Budzisz-Krzyżanowska: Legenda polskiego teatru kończy 80 lat
- Jako aktorzy dajemy publiczności coś z siebie, chcemy podzielić się z nią postaciami dramatu. Dobry aktor marzy, by pociągnąć widzów do współuczestnictwa w myśleniu - mówi PAP Teresa Budzisz-Krzyżanowska. Wybitna aktorka 17 września kończy 80 lat.
Zwykła mawiać o sobie, że "chciałaby być przezroczysta". Teresa Budzisz-Krzyżanowska należy do najlepszych aktorek swojego pokolenia. Wiele jej ról na stałe weszło do historii polskiego aktorstwa. Współpracowała z wieloma czołowymi reżyserami, jak Andrzej Wajda, Jerzy Jarocki, Jerzy Grzegorzewski, Krzysztof Kieślowski, Kazimierz Kutz, Janusz Morgenstern czy Barbara Sass.
"Pamiętam 'Hamleta' u Andrzeja Wajdy w krakowskim Starym Teatrze. Był to spektakl, który trafił w moim życiu na czas przemyśleń. Wchodziłam przebrana, jako widz, razem z publicznością, która siedziała za kulisami sceny, jakby w mojej garderobie. Kiedy mówiłam monolog, zauważyłam, że widzowie oddychają w rytm mojego oddechu. To było wyjątkowe" - wyznaje aktorka w rozmowie z PAP.
Tytułowa rola w Szekspirowskim "Hamlecie" u Wajdy uznawana jest za jedną z największych ról w karierze Budzisz-Krzyżanowskiej. Grany w 1989 r. "Hamlet (IV)", bo tak reżyser zatytułował to przedstawienie z uwagi na swoje czwarte podejście do tego dzieła, wywarł duże wrażenie zarówno na widzach, jak i krytykach. Historia rozgrywała się w Danii z dramatu i równocześnie w teatrze, który wystawia sztukę. Budzisz-Krzyżanowska grała zarówno Hamleta, jak i aktora wcielającego się w jego postać. Warto w tym miejscu dodać, że nie była pierwszą kobietą aktorką, która zmierzyła się z rolą Hamleta. Jej poprzedniczkami były tak wielkie aktorki, jak Sarah Bernhardt, Helena Modrzejewska czy Stanisława Wysocka. Jednak Budzisz-Krzyżanowska była pierwszą, która zagrała jednocześnie księcia Danii i aktorkę wcielająca się w tę postać.
"Aktorka nie była kobietą przebraną za mężczyznę, lecz wcieleniem dramatu i rozterek Hamleta, które przecież nie są od płci uzależnione" - zauważyła Joanna Godlewska w "Najnowszej historii teatru polskiego" (1999). Zabieg z obsadzeniem kobiety w roli mężczyzny zdał się początkowo aktorce dość wtórny i mało interesujący. Z czasem jednak przekonała się do niego, rozumiejąc, co Wajda chce nim osiągnąć.
"Nie wiadomo, kiedy Budzisz-Krzyżanowska przeistacza się w Hamleta. [...] Kruchy i wrażliwy, agresywny i atakujący. [...] prawdziwy, cichy refleksyjny - mimo bólu i agresji - tak jakby aktorka swą grą, swoim byciem, pisała esej na temat natury ludzkiej" - recenzowała Urszula Biełous. Być może właśnie "bycie" jest tu słowem kluczem. Wajda przekazał bowiem aktorce uwagę, by "nie grała, lecz była".
"Krzyżanowska była większa niż jakiekolwiek ograniczenia płci" - podsumował angielski szekspirolog Tony Howard.
Teresa Budzisz-Krzyżanowska urodziła się 17 września 1942 r. w Tczewie. Jak sama przyznaje, w rodzinie dość ubogiej. Ojciec - więzień Dachau, zmarł jeszcze przed jej narodzinami. Matka samotnie wychowująca czwórkę dzieci, "była prostą kobietą, ale poezję miała we krwi. Gdy czytała nam w domu 'Pana Tadeusza', robiła to wspaniale. I pięknie śpiewała. Ten śpiew wciąż dźwięczy mi w uszach" - wspominała aktorka w jednym z wywiadów.
Mając 22 lata, ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie. Jej kolegami z roku byli Anna Seniuk i Jan Nowicki, a także późniejszy mąż - Jan Krzyżanowski. Po studiach przez dwa lata była aktorką krakowskiego Teatru Rozmaitości. W 1965 r. zadebiutowała w spektaklu "Niech no tylko zakwitną jabłonie" Agnieszki Osieckiej w reż. Jerzego Uklei. Trzy lata później debiutowała na małym ekranie u Bogdana Hussakowskiego - tytułową rolą w "Eugenii Grandet" wg Honoré de Balzaca. Jej pierwszą rolą filmową była postać Więźniarki w "Końcu naszego świata" w reż. Wandy Jakubowskiej (1964). Zagrała też w pierwszym fabularnym filmie Krzysztofa Kieślowskiego - telewizyjnym "Przejściu podziemnym" (1973).
Od 1966 r. przez sześć lat należała do zespołu Teatru im. Słowackiego w Krakowie. W 1972 r. przeniosła się do Starego Teatru, gdzie współpracowała z czołowymi reżyserami - Jerzym Jarockim, Andrzejem Wajdą i Jerzym Grzegorzewskim. U Jarockiego zagrała Pannę Bürstner w "Procesie" wg Franza Kafki (1973), Recytatorkę w "Śnie o bezgrzesznej" wg Stefana Żeromskiego (1979) i Kobietę z chóru w "Mordzie w katedrze" Thomasa S. Eliota (1982). U Wajdy - oprócz "Hamleta (IV)" - warto zaś wymieć role Joanny w "Nocy listopadowej" Stanisława Wyspiańskiego (1974), Julii Chomińskiej w opartym na twórczości pisarzy młodopolskich i międzywojennych przedstawieniu "Z biegiem lat, z biegiem dni" (1978), Gertrudy w "Tragicznej historii Hamleta" Szekspira (1981), Podstoliny w "Zemście" Aleksandra Fredry (1986) i Racheli w "Weselu" (1991).
"W 'Starym' poznałam już smak pracy z Jerzym Jarockim, który stwarzał aktora niemal od początku i precyzyjnie wyłapywał nawet najdrobniejsze oszustwa. I Andrzejem Wajdą, która była cudownie 'rozwichrzona', bo on wierzy aktorom, ufa im, dopuszcza do współpracy, a potem umiejętnie wybiera to, co jego zdaniem jest najlepsze, i pięknie 'oprawia' w spektakl czy film" - wyznała dla "Rzeczpospolitej".
Natomiast co do współpracy z Jerzym Grzegorzewskim - wybitnym inscenizatorem, z którym współpracowała w teatrze ponad 15 razy - aktorka wspomina, że "nakłaniał do syntezy i powściągliwości w graniu. [...] To wszystko wydawało się oczywiste, ale dopiero w pracy z nim umiałam to nazwać, zyskałam świadomość". U Grzegorzewskiego w Starym Teatrze zagrała m.in. Marynę w "Weselu" Wyspiańskiego (1977) i Irenę Arkadinę w "Dziesięciu portretach z czajką w tle" wg Antoniego Czechowa (1979). Następnie pracowała z nim przez wiele lat, gdy kierował warszawskim Teatrem Studio - stworzyła m.in. role: Anny w "Dawnych czasach" Harolda Pintera (1982), Jenny w "Operze za trzy grosze" Bertolta Brechta (1986), Pani Rollison w "Dziadach-Improwizacjach" wg Mickiewicza (1987).
W 1997 r. Budzisz-Krzyżanowska związała się z Teatrem Narodowym, który właśnie w tym roku objął Grzegorzewski. Grała tam m.in. u takich reżyserów jak Kazimierz Dejmek, Maciej Prus, Tadeusz Bradecki. W "Weselu" Grzegorzewskiego z 2000 r. tym razem była Gospodynią.
Budzisz-Krzyżanowska pojawiała się również na szklanym ekranie. Można ją było zobaczyć m.in. w "Zmorach" Wojciecha Marczewskiego (1978), "Lawie" Konwickiego wg "Dziadów" (1989), "Trzech kolorach. Białym" Krzysztofa Kieślowskiego (1993), "Faustynie" Jerzego Łukaszewicza (1994) i "Weiserze" wg Pawła Huellego w reżyserii Wojciecha Marczewskiego (2000). Za kreację Hildy Baumler i Augusty Baumler w filmie Magdaleny i Piotra Łazarkiewiczów "Odjazd" (1991) otrzymała nagrodę za pierwszoplanową rolę kobiecą na festiwalu w Gdyni.
Jednak to zawsze teatr był dla Budzisz-Krzyżanowskiej miejscem najważniejszym. Często podkreśla w wywiadach, że w teatrze odpoczywa. "Wciąż przychodzę do teatru, żeby odpocząć, porozmawiać, spotkać się, napełnić puste serce. I o tym myślę, kiedy wychodzę na scenę. I tak samo, kiedy siedzę na widowni" - wyznała w "Dzienniku".
Na początku lat dziewięćdziesiątych przeżyła poważny wypadek samochodowy, na którego skutek do tej pory ma problemy z poruszaniem się. Przezwyciężyła jednak trudności, poddała się rehabilitacji i wróciła do gry.
"Jako aktorzy dajemy publiczności coś z siebie, chcemy podzielić się z nią problemami postaci dramatu. Dobry aktor marzy, by pociągnąć widzów do współuczestnictwa w myśleniu" - wyznaje w rozmowie z PAP, akcentując jednocześnie, że "aktorstwo - chcąc nie chcąc - jest swego rodzaju misją, drogą ku czemuś". "Nie podoba mi się jednak, kiedy aktorzy to podkreślają" - dodaje aktorka.
"Teresa wszystkie postacie obdarza zawsze szlachetnością i dobrocią. [...] Jest głęboko przekonana, że ludzie są z natury dobrzy. I to jest w niej piękne, dziwne i poruszające" - mówił przed laty dla "Rzeczpospolitej" Wajda.
Zobacz też:
Netflix. "Willa miłości": Polacy oszaleli na punkcie tego filmu!