Reklama

"Perła w koronie": Najpiękniejsza miłość w polskim filmie

"Perła w koronie", reklamowana hasłem "Najpiękniejsza miłość w polskim filmie", napisana i wyreżyserowana przez Kazimierza Kutza, miała premierę 50 lat temu, 27 stycznia 1972 roku. Do 15 lutego na Śląsku obejrzało film 150 tys. widzów. Większą popularność zyskali wcześniej tylko "Krzyżacy" i "Pan Wołodyjowski".

"Perła w koronie", reklamowana hasłem "Najpiękniejsza miłość w polskim filmie", napisana i wyreżyserowana przez Kazimierza Kutza, miała premierę 50 lat temu, 27 stycznia 1972 roku. Do 15 lutego na Śląsku obejrzało film 150 tys. widzów. Większą popularność zyskali wcześniej tylko "Krzyżacy" i "Pan Wołodyjowski".
Olgierd Łukaszewicz i Łucja Kowolik w scenie z filmu "Perła w koronie" /Polfilm 1 /East News

Również krytyka przyjęła film entuzjastycznie. "Poruszyła mnie 'Perła w koronie', nie dlatego, że dobrze zrobiona, ale że sercem napisana" - pisał Rafał Marszałek. "Specyficzną cechą poetyki Kutza w tym filmie jest połączenie pełnego realizmu ze stylizacją" - ocenił Jan Józef Szczepański. "Powiedzieć, że Kazimierz Kutz ocala śląski obyczaj, to o wiele za mało. On go stwarza, nadaje mu tę rangę, że trzeba już mówić o kulturze etnicznej, o mitologii regionu" - podkreślił Feliks Netz. "Tak czy inaczej 'Perła...' jest perłą" - podsumował Zygmunt Kałużyński.

Reklama

"Po filmach Kutza każdy chciał być Ślązakiem" - powiedział PAP Krzysztof Zanussi. - "Nie mogłem marzyć o zrobieniu podobnego filmu, bo nie miałem za sobą takiego zaplecza, jakim dla niego był Śląsk. Kazik w śląskiej tematyce odnalazł swoją drogę i kolejnymi filmami wprowadził Śląsk do obiegu polskiej kultury".

"Zrobił to lepiej niż wszelkie inne wcześniejsze dzieła literackie i skuteczniej niż opracowania naukowe etnografów, żmudnie dokumentujących kulturę ludową regionu i konserwujących jej zabytki materialne w muzealnych gablotach i magazynach" - oceniła Maria Lipok-Bierwiaczonek w "Kwartalniku Filmowym" (1997).

Akcja filmu toczy się na polskim Śląsku latem 1934 r. Należąca do niemieckiego właściciela kopalnia "Zygmunt" ma zostać zlikwidowana z powodu nierentowności. Górnicy ogłaszają strajk okupacyjny - na dole. Jaś (Olgierd Łukaszewicz), mąż Wichty (Łucja Kowolik) i ojciec dwóch małych synków, chciałby wrócić do domu, ale przełamując strach, zostaje z kolegami. Dyrekcja zakładu nie chce iść na ustępstwa, górnicy podejmują głodówkę, żądają, by zalano kopalnię razem z nimi. Ich desperacja przełamuje opór właścicieli - kopalnia nie będzie zlikwidowana.

"Miał to być świat rozciągający się między ogniskiem domowym, tym pierwotnym ogniem na palenisku, a miejscem pracy, to znaczy takim miejscem, gdzie wspaniali mężczyźni w niezwykłych warunkach wydzierają skarby naturze" - opowiadał o idei filmu Kazimierz Kutz Bożenie Janickiej ("Kino", 1972). "Oczywiście od początku myślałem tymi abstrakcyjnymi kategoriami o konkretnym zjawisku - o górnictwie. Próbowałem przy pomocy tych struktur odkryć jego sens i piękno - i zrozumiałem, że istotą górnictwa jest ów najstarszy układ ludzkich społeczeństw" - wyjaśniał.

"Poza parą głównych bohaterów, Jasiem i Wichtą, bohaterem filmu jest śląska mała ojczyzna. Śląski świat, szczególne wartości tu, na polsko-niemieckim pograniczu ukształtowane, etyka pracy, solidarność, uroda i barwa śląskiej kultury plebejskiej - film buduje mityczny obraz harmonii takiego świata" - napisała Lipok-Bierwiaczonek.

"Dom żyje rytmem pracy ojca-żywiciela, podkreśla to rytualizacja zachowań, tych zwłaszcza, które są związane z wychodzeniem do pracy i powrotem, a więc cyklicznym przekraczaniem granicy światów. Przejmowanie ojca-górnika przez krąg rodziny jest stopniowane: oczekiwanie synów na ojca pod bramą kopalni, wspólny powrót do domu, zdejmowanie ojcu butów, mycie nóg przez żonę, zakładanie obrączki na palec jako znak ostatecznego włączenia go w życie rodziny, asystowanie mu przy obiedzie, wieczorne muzykowanie ojca z synami, sypialnia" - opisywała.

Z sypialnią, w której rozgrywa się jedna z najpiękniejszych w polskim filmie scen erotycznych, związane są anegdoty. Po premierze mąż Łucji Kowolik (Wichty) rzekł do reżysera: "Panie Kazimierzu, to świetny film, moja żona wygląda znakomicie. Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że się do czegoś nadaje".

"Podeszła do mnie grupa takich starych Ślązaczek i mówią: 'Panie Kutz, ale z tą sceną łóżkową toście przesadzili. Jednak na Śląsku kobity nie rozbierały się tak do końca'" - opowiadał reżyser w Akademii Filmu Polskiego.

"Mityczny obraz harmonii takiego świata" z biegiem lat zaczął działać niektórym na nerwy. "Wichta nie jest prawdziwa, tak samo jak nieprawdziwy jest świat 'Perły...'. Ona urodziła się w wyobraźni Kutza. Jednak ten świat stał się symbolem Śląska, przeniknął do wyobraźni społecznej, umocował się tam i już został. Kilka pokoleń dało się na to nabrać. Wichta może była w latach trzydziestych XX wieku, ale dziś jej już nie ma. Tak jednak wyobrażają sobie kobiety ze Śląska ludzie spoza tego regionu. Chodzimy z tą Wichtą jak z pieczątką na czole. To nieszczęście, jakie nam przyniósł skądinąd genialny film Kutza" - oceniła literaturoznawczyni i feministka Małgorzata Tkacz-Janik, cytowana w opracowaniu "Świat według Kazimierza Kutza" dostępnym na stronie Eduś.

Film doczekał się również interpretacji historyczno-politycznych. "W czasie trwania strajku pod ziemią, na powierzchni umiera Maciej - członek starszyzny górniczej wspólnoty. Jego towarzysze niosą jego ciało na drzwiach. Było to oczywiste nawiązanie do wydarzeń Grudnia 70', kiedy to zastrzelony przez milicję Zbyszek Godlewski (opiewany później w słynnej balladzie jako Janek Wiśniewski) był niesiony przez towarzyszy właśnie na drzwiach. Tym sposobem reżyser, który przecież funkcjonował w oficjalnym obiegu w komunistycznej Polsce, jednoznacznie stanął po stronie ofiar buntu robotników Wybrzeża. Był to z jego strony akt odwagi" - napisał Aleksander Zalewski na stronie Polskiego Radia.

"Historia zwycięskiego strajku górniczego z lat trzydziestych była traktowana jako przestroga dla ekipy Gierka, ale zarazem była udzieleniem jej kredytu zaufania" - przypomniał Tadeusz Sobolewski ("Gazeta Wyborcza", 2018). "Ten film, oglądany dziś, wydaje się jeszcze czymś innym: etapem wyścigu o filmowy rząd dusz, który Kutz prowadził przez całe życie z Andrzejem Wajdą. 'Perła w koronie' zdaje się proroczą wizją 'Solidarności'" - ocenił.

"Może to sama 'Solidarność' wchłonęła obrazy 'Perły', uświęcając samą siebie? Kiedy górnicy strajkują, wokół kopalni odbywa się istny 'karnawał' solidarności. W tej modelowej śląskiej osadzie z filmu Kutza nie ma konfliktu między wierzącymi a 'czerwonymi'. O miejscowych Niemcach mówi się, że są 'polscy'. Solidarność jest słowem kluczem do tej wizji Polski" - napisał Sobolewski.

"Na końcu bohater po zwycięskiej walce o byt rodziny i swoją ludzką godność jest znowu w domu z żoną i synami. Sprawdził się jako człowiek, okazał się godny swego ojca, teraz na niego patrzą synowie" - powiedział Kutz Janickiej. "Jest to bowiem film o tym, jak z pokolenia na pokolenie przekazuje się ludzkie i społeczne wartości, jak kształtuje się w człowieku wyższe potrzeby, jak tworzy się prawo moralne, będące w istocie zobowiązaniem człowieka wobec poprzedników" - wyjaśnił.

Zobacz również:

Polska aktorka w młodości nie unikała rozbieranych scen

Piękna Polka nie stroni od nagości. "Jestem seksowna"

Nauczyła seksu milionów Polaków, a sama ponosiła same porażki

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Perła w koronie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy