"Napoleon": Epicki rozmach Ridleya Scotta. Najgłośniejsza premiera jesieni
24 listopada na ekrany polskich kin wejdzie superprodukcja "Napoleon" w reżyserii Ridleya Scotta, z Joaquinem Phoeniksem w roli tytułowej. O filmie już teraz mówi się jako o jednym z przyszłorocznych oscarowych faworytów.
"Napoleon" to przepełniony widowiskową akcją epicki obraz, który szczegółowo opisuje wzlot i upadek kultowego francuskiego cesarza Napoleona Bonaparte.
Wyreżyserowany przez Ridleya Scotta film przedstawia nieustępliwą podróż tytułowego wodza do władzy przez pryzmat jego uzależniającego, niestabilnego związku z jego jedyną prawdziwą miłością, Józefiną, ukazując jego wizjonerską taktykę wojskową i polityczną w połączeniu z jednymi z najbardziej dynamicznych sekwencji bitew, jakie kiedykolwiek nakręcono.
"Przy zdjęciach do filmu wojennego skala wszystkich działań jest jest ogromna. Chciałem to nakręcić za jednym podejściem. Miałem trzystu ludzi, sto koni i jedenaście kamer na planie. To było niesamowite przeżycie, bo odtwarzałem prawdziwe wydarzenia. Zacząłem myśleć jak Napoleon. Coś mogło być dobrym pomysłem, coś innego - fatalnym" - opowiadał reżyser filmu.
W rozmowie z serwisem Deadline Scott ujawnił, że nakręcił "Napoleona" w zaledwie 62 dni. "Zwykle taki film potrzebuje przynajmniej 110 dni zdjęciowych. Lata temu odkryłem, że osiem kamer to osiem razy szybsza praca. Każdy pion produkcji musi się dostosować do mojego tempa" - tłumaczył prędkość realizacji, z której słynie od lat.
"Znany walijski aktor powiedział mi kiedyś: 'Kocham to, co robisz, bo robisz to tak szybko'. Musisz znać geometrię sceny. Jeśli tego nie wiesz, minie piętnasta, zanim zaczniesz pierwsze ujęcie" - kontynuował reżyser.
"Ridley Scott potrafi kręcić takie rzeczy, jakich być może nikt o połowę młodszy od niego nie byłby w stanie stworzyć. To widowisko o skali i rozmachu, jakich nie widzieliśmy od lat" - uważa szef studia Sony Tom Rothman, sugerując, że film "Napoleon" może przynieść słynnemu reżyserowi pierwszego w karierze Oscara. Reżyserowi, który ma na koncie takie klasyki kina jak m.in. "Obcy: 8. pasażer Nostromo", "Gladiator" czy "Łowca androidów".
W pierwszym zwiastunie obrazu, który pojawił się lipcu, w tle słyszymy piosenkę Radiohead "The National Anthem". Druga zapowiedź "Napoleona" przyniosła kolejną muzyczną niespodziankę - tym razem muzycznym patronem trailera został zespół Black Sabbath, którego utwór "War Pigs" wykorzystany został jako muzyczna ilustracja ekranowych wydarzeń.
W roli Napoleona Bonapartego wystąpił zdobywca Oscara Joaquin Phoenix. Po raz drugi przyszło mu pracować ze Scottem. Ponad dwadzieścia lat temu dostał nominację do Oscara za rolę Kommodusa w jego "Gladiatorze".
Aktor przekonuje, że przyjęcie tej roli nie wymagało od niego wielkiego namysłu. "Prawda jest taka, że możliwość ponownej pracy z Ridleyem Scottem była bardzo nostalgicznym pomysłem. Plan 'Gladiatora' był niewiarygodnym przeżyciem. Byłem młody, to była moja pierwsza tak duża produkcja. Naprawdę tęskniłem za takim doświadczeniem albo za czymś podobnym. W przeszłości Ridley proponował mi różne projekty, ale uważałem, że nie są wystarczająco wymagające dla nas obu" - powiedział gwiazdor.
Jak jednak wyjawił Scott, niewiele brakowało, by zdjęcia z Phoeniksem w ogóle się nie rozpoczęły. Powodem były poważne wątpliwości aktora.
"Do rozpoczęcia zdjęć zostały, ku..., dwa tygodnie, a tu przychodzi do mnie Joaquin Phoenix i mówi, że nie wie, co ma robić. Zapytałem: 'Co?!', a on znowu, że nie wie, co robić. Kazałem mu usiąść i tak sobie siedzieliśmy przez dziesięć dni i omawialiśmy dokładnie scenę po scenie. W pewnym sensie przeprowadziliśmy próbę. Zwróciliśmy uwagę na każdy najmniejszy szczegół" - powiedział reżyser w rozmowie z magazynem "Empire".
Scott miał z powodu Phoeniksa więcej problemów. Wcześniej w jednym z wywiadów reżyser zdradził, że niemal od nowa trzeba było napisać scenariusz "Napoleona", bo aktor do pierwotnej wersji miał sporo uwag. "Jeśli Joaquin czuje się w czymś niekomfortowo to jasne, że możemy napisać od nowa cały pie... film. Szczególnie że jego uwagi były naprawdę konstruktywne" - powiedział twórca.
Phoeniksowi partneruje w roli Józefiny Vanessa Kirby. Zastąpiła w ostatniej chwili Jodie Comer, która pierwotnie miała wcielić się ukochaną Napoleona. W obsadzie filmu są jeszcze m.in. Ben Miles, Ludivine Sagnier, Tahar Rahim i Catherine Walker.
Twórca "Gladiatora" chwalił chemię między Phoeniksem i Kirby. "Jest między nimi rodzaj intymności, którego nie można udawać. Vanessa ma pewną szczególną cechę: jest bardzo inteligentna. Józefina jako postać była kobietą skupioną na przetrwaniu - inteligentną i manipulującą. Są momenty, w których dwójka aktorów improwizowała i to była magia. Razem byli niesamowici".
W rozmowie z magazynem "Empire" Phoenix i Kirby przyznali, że zgodzili się na nieznajdujące się w scenariuszu kontakty fizyczne, by lepiej oddać sprzeczne uczucia targające ich postaciami.
"[Kirby] Powiedziała: 'Słuchaj, cokolwiek chcesz, możesz to zrobić'. Ja na to: 'Ty też'. Powiedziała: 'Możesz mnie spoliczkować, możesz mnie chwycić, możesz mnie przyciągnąć do siebie, możesz mnie pocałować, cokolwiek'" - wyjawił Phoenix.
Aktor przyznał, że razem ze swoją filmową partnerką chcieli się nawzajem zaskakiwać, by stworzyć jak najwięcej "nowych" momentów i tym samym odejść od typowego filmu historycznego.
Jedna z takich chwil pojawiła się, gdy kręcono sceny rozwodu małżeństwa. Jak wyjawiła Kirby, aktorzy używali słów zapisanych w protokołach. Wtedy Phoenix zaczął improwizować i w pewnym momencie spoliczkował ją. "Zachęcaliśmy się, wręcz żądaliśmy od siebie, by się nawzajem testować, by się szokować" - tłumaczyła.
Aktorka nie ma więc nic za złe Phoeniksowi. Dla niej wyżej wymieniona sytuacja była dowodem na pełne zaufanie, jakim się obdarzyli podczas pracy nad "Napoleonem". Dzięki niemu mogli dotrzeć do "najmroczniejszych miejsc w portretowaniu skazanego na porażkę małżeństwa".
"To wspaniałe, gdy możesz powiedzieć o swoim partnerze kreatywnym: 'Czuję się bezpieczna, jestem z tobą'" - mówiła aktorka.
Chociaż do premiery "Napoleona" zostało jeszcze trochę czasu, są już pierwsze kontrowersje związane z filmem.Telewizyjny historyk Dan Snow zamieścił w serwisie TikTok swoją analizę zapowiedzi filmu Ridleya Scotta. Wskazał na kilka nieścisłości i przeinaczeń. Np. przyszły cesarz nie był obecny podczas śmierci Marii Antoniny. Nie rozkazał także strzelać z armat do piramid.
W wywiadzie dla magazynu "The New Yorker" reżyser został zapytany o te uwagi. Miał dla Snowa tylko dwa słowa: "Ogarnij się".
Nie jest to pierwszy raz, gdy Scott w dosadnych słowach odnosi się do swoich krytyków. Podobne zdanie skierował w przeszłości do osób zarzucających mu brak mniejszości w obsadzie filmu "Exodus: Bogowie i królowie" z 2014 roku.
Podczas prac nad "Domem Gucci" członkowie tytułowej rodziny zarzucili mu, że Al Pacino zupełnie nie przypomina Alda Gucciego, w którego się wcielał. Scott miał dla nich kilka ciepłych słów. "Szczerze, jak [Aldo Gucci] mógł być lepiej reprezentowany niż przez Ala Pacino? Ja was przepraszam. Dostali najlepszych aktorów na świecie, powinni się [...] cieszyć" - grzmiał.
Z kolei podczas promocji "Ostatniego pojedynku" jeden z dziennikarzy, który przeprowadzał wywiad z reżyserem, zauważył, że film jest o wiele bardziej realistyczny od poprzednich filmów reżysera, np. "Królestwa niebieskiego" i "Robin Hooda". Scott i na to miał ciętą ripostę. "Pie... się pan. Pie... się. Dziękuję bardzo. Pie... się. Idź się pie... No, dalej" - odpowiedział wtedy.
Dwa ostatnie filmy Ridleya Scotta - wspomniane "Ostatni pojedynek" i "Dom Gucci" - pomimo dobrych recenzji, nie zyskały przychylności widzów i poniosły porażkę finansową. Mimo to Scott nie zwalnia tempa. "Napoleon" nie jest jego jedyną produkcją, która niebawem ujrzy światło dzienne. Zaraz po niej Brytyjczyk wyreżyseruje kontynuację kultowego "Gladiatora".