Liz Taylor: Ostatnia bogini kina
- Odeszła jedna z gwiazd Bulwaru Zachodzącego Słońca w Hollywood - reżyser Kazimierz Kutz powiedział o zmarłej w środę, 23 marca, Elizabeth Taylor.
Zgodnie uznawana za jedną z najpiękniejszych kobiet XX wieku, Liz Taylor była - zdaniem komentatorów kultury masowej - ostatnią przedstawicielką epoki kina gwiazd, które uzyskiwały status współczesnych bogiń medialnego Olimpu, gdzie zacierała się granica między uznaniem dla ich profesjonalnego kunsztu a otaczającym je kultem.
- Była jedną z najpiękniejszych aktorek, najpiękniejszych kobiet w historii kina. Doskonałość jej urody zachwycała, prowokowała miliony kobiet na całym świcie do prób naśladowania, na przykład czesania się jak "Kleopatra". Pamiętam takie sformułowanie z czasów, gdy Elizabeth była młoda: "najpiękniejsze usta na świecie: Elizabeth Taylor". Ale tak naprawdę, to najpiękniejsze były jej oczy - wielkie, szafirowe, z czarnymi, długimi rzęsami - wspomina krytyk filmowy Bożena Janicka.
- Uroda nie jest konieczna, żeby aktorka była świetna, możliwe jest doskonałe aktorstwo kobiety, która nie jest uderzająco urodziwa, o czym świadczy przykład Meryl Streep. Tym niemniej film jest sztuką wizualną, a jedną z najciekawszych rzeczy, jakie nam proponuje jest możliwość patrzenia na twarze innych ludzi na ekranie, bez poczucia, że jesteśmy natrętni. Jeżeli w jednej osobie łączy się talent i tak wybitna uroda jak w przypadku Taylor, to powstaje mieszanka wybuchowa, z której rodzą się ikony kina - dodała Janicka.
Kazimierz Kutz w pośmiertnym wspomnieniu o Elizabeth Taylor przywołał epicki rozmach jej największego filmu "Kleopatry".
- Nie wszystkie jej filmy pamiętam, ale "Kleopatra" była dla nas, filmowców zza żelaznej kurtyny objawieniem, że możliwy jest taki rozmach, takie wydatki, taki przepych na planie, ukoronowany osobą głównej bohaterki w diamentach - powiedział Kutz, dodając że Elizabeth Taylor była młodsza od niego tylko o trzy lata.
- Elizabeth to uosobienie starego, wielkiego mitu gwiazdy hollywoodzkiej. Grała od dziecka i całe jej życie obracało się w świetle reflektorów, w obiektywach kamer. To jedna z tych niezwykłych postaci, które kocha kamera, niezwykle fotogeniczna, bardzo pięknie zbudowana. Elizabeth Taylor była integralną częścią legendy hollywoodzkiej - dosłownie i w przenośni, bo była tak wielką gwiazdą, że wokół jej osoby budowano repertuar, jej nazwisko w obsadzie gwarantowało zainteresowanie widowni - powiedział Kutz.
Scenograf Allan Starski przypomniał, że Taylor to nie tylko rola w "Kleopatrze".
- Była wspaniałą postacią kina, potrafiła grać w tak różnych filmach. Zagrała nie tylko w "Kleopatrze", lecz również w "Kotce na gorącym blaszanym dachu", czy w "Kto się boi Virginii Woolf?".- powiedział polski laureat Oscara.
Elizabeth Taylor miała bardzo burzliwe życie osobiste. Pierwszym mężem Taylor był Conrad ("Nicky") Hilton junior, syn właściciela znanej sieci hotelowej, z którym rozwiodła się po siedmiu miesiącach. Drugie małżeństwo, z Michaelem Wildingiem, przetrwało prawie pięć lat. Trzecim mężem gwiazdy był brytyjski producent filmowy Michael Todd, który po przeszło roku małżeństwa (w 1958 roku) zginął w katastrofie lotniczej.
Taylor rozpaczała po jego śmierci, ale w rok później wyszła za mąż za Eddiego Fischera, który był drużbą Todda na jego ślubie, i którego odbiła znanej amerykańskiej aktorce Debbie Reynolds.
Następne 10 lat to burzliwe dzieje dwóch małżeństw i rozwodów z Richardem Burtonem, opisywane w książkach. Po drugim rozwodzie Taylor romansowała m.in. z ambasadorem Iranu w USA Ardeszirem Zahedim. Dopiero szach Iranu Reza Pahlawi musiał dyplomacie wyperswadować ryzykowny związek.
W 1976 roku gwiazda poślubiła republikańskiego senatora ze stanu Wirginia Johna Warnera, weterana wojen i późniejszego przewodniczącego Komisji Sił Zbrojnych w Senacie. Rozwiodła się z nim w 1982 r.
Ostatnim mężem Liz Taylor był nikomu nieznany robotnik budowlany Larry Fortensky. Wyszła za niego w 1991 roku, kiedy miała już 59 lat. Fortensky był od niej grubo młodszy.
- Jej życie osobiste też było jak film: osiem razy wychodziła za mąż, kochała, rzucała mężczyzn i bywała porzucana, czym żyły kolumny plotkarskie na całym świecie przez kilka dekad. Żyła pełnią życia - podsumował Kutz.
- Ona dzisiaj umarła, ale dla mnie była już legendą od kilkudziesięciu lat. Ostatnio świat żył jej romansami, przygodami, działalnością charytatywną i przyjaźnią z Michaelem Jacksonem - to wszystko podtrzymywało zainteresowanie Elizabeth Taylor. Jakby się zapytać o nią młodych ludzi, to będą ją kojarzyć z filmami widzianymi telewizji, a nie w kinie - zakończył Starski.
Elizabeth Taylor już w wieku 9 lat wystąpiła w swym pierwszym filmie, a w rok później w popularnym obrazie "Lasssie wróć". Rola w "National Velvet", zagrana w wieku 12 lat, przyniosła jej uznanie w Hollywood.
Kiedy miała 17 lat, wystąpiła u boku Montgomery Clifta w "Miejscu pod słońcem", filmowej adaptacji klasycznej powieści Theodore'a Dreisera "Tragedia amerykańska". Odtwarzała tam postać femme fatale, obsesyjna miłość do której pcha bohatera do morderstwa. Kreacja ta przyniosła Taylor sławę i utorowała drogę do dalszej kariery.
Dalsze role zagrała m.in. w filmach "Ojciec panny młodej" ze Spencerem Tracy (1950), "Olbrzym" z Jamesem Deanem (1956), "Kotka na gorącym dachu" (1958) i "Ostatnie lato", gdzie pojawiła się z Paulem Newmanem.
W 1963 roku wszedł na ekrany najkosztowniejszy wówczas film w historii "Kleopatra" (budżet 1 milion dolarów), w którym Taylor zagrała tytułową rolę egipskiej królowej. Film okazał się jednak artystyczną i finansową porażką.
Ukoronowaniem artystycznych osiągnięć Taylor była rola Marthy w "Kto się boi Virginii Woolf?", za którą otrzymała Oscara.