Reklama

"Bohemian Rhapsody": Prawda czy fałsz? Oscar dla tego filmu był pomyłką

Biograficzny film o zespole Queen – Bohemian Rhapsody” – okazał się niespodziewanym zwycięzcą oscarowej gali w 2019 roku, otrzymując aż cztery statuetki, w tym dla najlepszego aktora (Remi Malek jako Freddie Mercury). Mimo kasowego sukcesu i oscarowego triumfu obraz w reżyserii Bryana Singera nie przypadł do gustu krytykom, stając się jednym z najgorzej ocenianych filmów nominowanych do Oscara.

Biograficzny film o zespole Queen – Bohemian Rhapsody” – okazał się niespodziewanym zwycięzcą oscarowej gali w 2019 roku, otrzymując aż cztery statuetki, w tym dla najlepszego aktora (Remi Malek jako Freddie Mercury). Mimo kasowego sukcesu i oscarowego triumfu obraz w reżyserii Bryana Singera nie przypadł do gustu krytykom, stając się jednym z najgorzej ocenianych filmów nominowanych do Oscara.
Rami Malek (L) i Freddie Mercury (P) /Twentieth Century Fox / Zuma Press /FORUM, Anwar Hussein /Getty Images

"Is this the real life? Is this just fantasy?" - pierwsze słowa największego hitu grupy Queen mogłyby posłużyć za zwiastun problemów z odbiorem biograficznego filmu "Bohemian Rhapsody". Czy wydarzenia ukazane na ekranie przez Bryana Singera pokazują prawdziwego Freddiego Mercury'ego, czy są tylko biograficzną fantazją? 

Zapowiedzią przyszłych problemów z recepcją filmu "Bohemian Rhapsody" była już decyzja o wycofaniu się z projektu głównej gwiazdy produkcji - Saszy Barona Cohena. Brytyjski komik i reżyser, który miał wcielić się w postać Freddiego Mercury’ego, nie mógł dogadać się co do kształtu dzieła z pełniącymi funkcję producentów muzykami Queen - Brianem Mayem i Rogerem Taylorem i w wyniku "kreatywnych różnic" zrezygnował z udziału w filmie.

Reklama

Freddie Mercury umiera w połowie filmu?

Znany z bezkompromisowości Cohen miał nadzieję na pokazanie Freddiego Mercury’ego w niecenzuralnym, przeznaczonym dla dorosłego widza filmie biograficznym, który nie uchylałby się od pokazywania wszystkich aspektów burzliwego życiorysu frontmana. Muzykom Queen zależało zaś na kinowym hicie dla całych rodzin, którego celem była raczej celebracja muzycznej spuścizny zespołu niż koncentrowanie się na kontrowersjach związanych z prywatnym życiem lidera grupy.

"Stwierdziliśmy, że jego [Cohena] obecność w filmie będzie zakłócała [całość]" - May enigmatycznie tłumaczył powody, dla których Sacha Baron Cohen nie został ekranowym Freddie'em Mercurym.

Trzy lata później sam zainteresowany ujawnił, dlaczego zdecydował się na rezygnację z projektu. 'Jeden z członków zespołu - nie powiem który - powiedział: 'To będzie wspaniały film, ponieważ będzie w nim wspaniała rzecz, która znajdzie się w połowie'. Spytałem się: 'Co wydarzy się w połowie filmu?', a on odrzekł: 'No wiesz, Freddie umrze...'" - opowiedział Cohen. 

"Spytałem się: 'Co więc wydarzy się w drugiej połowie filmu?'. Odpowiedział: 'Zobaczymy, jak zespół kontynuuje drogę do sukcesu". Powiedziałem: 'Nikt nie pójdzie na film, w który główny bohater umiera na AIDS w połowie filmu a potem przyglądamy się, jak zespół radzi sobie bez niego" - ujawnił Cohen.

"Bohemian Rhapsody": Najbardziej kasowa muzyczna biografia w historii kina

Ostatecznie postać Freddiego Mercury’ego zagrał znany z serialu "Mr Robot" Rami Malek. W obsadzie filmu znaleźli się też: Ben Hardy (perkusista Roger Taylor), Joe Mazzello (basista John Deacon) i Gwilym Lee (gitarzysta Brian May). 

Film zatytułowany "Bohemian Rhapsody" reklamowany był jako "porywająca opowieść o zespole Queen, jego muzyce i niezwykłym wokaliście Freddie’em Mercurym  który przełamując stereotypy i konwencje, zdobył uwielbienie niezliczonych fanów". Obraz miał ukazywać "błyskotliwą karierę zespołu, który dzięki ikonicznym utworom i rewolucyjnemu brzmieniu wspiął się na szczyty sławy, dopóki skandalizujący styl życia Mercury’ego nie postawił wszystkiego pod znakiem zapytania".

Triumfalny powrót zespołu podczas koncertu na rzecz Live Aid z udziałem cierpiącego na śmiertelną chorobę Mercury’ego wszedł na trwałe do historii muzyki rockowej i po dziś dzień stanowi źródło inspiracji dla wszystkich tych, którzy czują się inni, niepoprawnych marzycieli i wielbicieli muzyki na całym świecie - tymi słowami zapowiadano produkcję, która trafiła na kinowe ekrany pod koniec 2018 roku i szybko stała się kinowym hitem.

"Bohemian Rhapsody" zarobiło na całym świecie 910 milionów dolarów (przy budżecie w wysokości 52 milionów dolarów), co uczyniło z produkcji o zespole Queen najbardziej kasową w historii kina muzyczną biografię. Obraz nie przypadł jednak do gustu krytykom. W popularnym serwisie Rotten Tomatoes, zbierającym w jednym miejscu internetowe recenzje, zaledwie 60% tekstów o "Bohemian Rhapsody" było pozytywnych. 

"Bohemian Rhapsody": Prawda czy fałsz?

Owen Gleiberman z magazynu "Variety" chwalił co prawda żywiołową kreację Ramiego Maleka, twierdził jednak, że filmowi brakuje autentyzmu, jakim emanuje odtwórca głównej roli. Z koli Paul Whitington na łamach "Irish Independent" zarzucał produkcji brak subtelności, skarżąc się m.in. na "dosłowność, dramatyczne fabularne skróty oraz jednowymiarowość drugoplanowych postaci".

Stephanie Zacharek ("The Time") nie owijała w bawełnę, nazywając "Bohemian Rhapsody" "filmowym bałaganem" i przyznając, że jest to raczej propozycja dla widzów odbierających filmy zmysłami niż dla "ekspertów od kontroli jakości".

Na problem autentyzmu ekranowych wydarzeń zwrócił z kolei uwagę Alexis Petridis z "Guardiana", twierdząc, że "Bohemian Rhapsody" tak swobodnie poczyna sobie z biografią zespołu, że aż ociera się o śmieszność. "Zaczynasz [seans] od zwrócenia uwagi na niewielkie chronologiczne błędy, kończysz zaś ze szczęką na podłodze" - pisał Petridis.
Faktograficznych pomyłek jest w "Bohemian Rhapsody" sporo, mają jednak raczej marginalny charakter. Freddie Mercury dowiedział się, że ma AIDS dwa lata po koncercie Live Aid a nie, jak pokazano w filmie, tuż przed występem. Swego partnera, Jima Huttona, Mercury poznał w gejowskim barze, nie zaś w podczas wizyty w kawiarni, w której mężczyzna jest kelnerem (w rzeczywistości był fryzjerem).

David Ehrlich z portalu IndieWire zarzucał zaś produkcji zachowawczość, twierdząc, że "Bohemian Rhapsody" stawia "legendę ponad prawdę", dodając, że "prawda jest zwyczajnie o wiele bardziej interesująca".

Najlepiej rozdźwięk między intencjami twórców filmu, a oczekiwaniami krytyków podsumował Peter Travers z magazynu "Rolling Stone", pisząc, że  idea, by z rokendrolowego życia bez cenzury stworzyć familijny film dla całych rodzin, pozostawia widza z poczuciem, że "brakuje tu czegoś istotnego".

"Queer-erasure", czyli ukrywanie seksualnej orientacji Freddiego Mercury'ego

Na fakt, że film o zespole Queen może być zafałszowaną biografią Freddiego Mercury’ego, zwracał też uwagę scenarzysta i producent Bryan Fuller, twórca serialu "Gdzie pachną stokrotki".

"Czy ktoś jeszcze jest choć trochę poirytowany tym, że w zwiastunie 'Bohemian Rhapsody" Freddie Mercury flirtuje z kobietą, ale nie znajdziemy żadnego śladu jego relacji z mężczyznami"? - pisał po internetowej premierze trailera filmu. Według niego ukrywanie orientacji seksualnej wokalisty Queen spowodowane jest komercyjnymi względami. 

Fuller zwrócił również uwagę na oficjalny opis filmu, w którym znajduje się fragment o "zagrażającej życiu chorobie" Mercury'ego. "Szanowna wytwórnio 20th Century Fox. Tak, była to zagrażająca życiu choroba, ale - konkretniej - to było AIDS. [Choroba, którą] zaraża się w następstwie gejowskiego seksu. Musicie się bardziej postarać" - zwrócił się w szyderczym tonie do producenta obrazu.

Strategię, polegającą na uniknięciu prezentacji masowej widowni queerowych treści, Fuller nazwał "queer-erasure" i w filmie "Bohemian Rhapsody" polegała ona na ekspozycji związku Mercury’ego z była partnerką i wieloletnią przyjaciółką Mary Austin, pominięciu zaś albo marginalizowaniu homoerotycznych relacji gwiazdora.  

Niezasłużony Oscar

Mimo negatywnych recenzji film "Bohemian Rhapsody" otrzymał aż pięć nominacji do Oscara, które zamienił na cztery statuetki. Przypadły one odtwórcy głównej roli męskiej - Ramiemu Malekowi i montażyście Johnowi Ottmanowi; film triumfował też w technicznych kategoriach: "najlepszy dźwięk" i "najlepszy montaż dźwięku".

Internauci szybko zauważyli, że "Bohemian Rhapsody" to jeden z najsłabiej ocenianych przez krytyków filmów w historii Oscarów. Z wynikiem 60% pozytywnych recenzji daleko mu było jednak do najgorszego w tym zestawieniu filmu "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" (2011), który był nominowany do Oscara przy zaledwie 45-procentowej przychylności krytyków. 

Fraser Nelson z "The Spectator" komentował: "Nie wierzcie krytykom. Jeśli lubicie muzykę Queen, idźcie na film o zespole Queen". I porównywał negatywną reakcję prasy na film "Bohemian Rhapsody" do równie krytycznego odbioru piosenki "Bohemian Rhapsody" tuż po jej premierze. Jego redakcyjny kolega Toby Young opisał zaś sukces filmu na Oscarach jako "triumf nad snobistycznymi krytykami". 

Oscarowe zwycięstwo "Bohemian Rhapsody" - mimo iż nie zdobył najważniejszej statuetki, był najczęściej nagradzanym tytułem gali - spotkało się ze zwyczajowym utyskiwaniem krytyków na  jakość Oscarów. Najbardziej dostało się jednak montażyście Johnowi Ottmanowi. Krytyk i filmowiec Thomas Flight w rzeczowym wideoeseju zmiażdżył jakość montażu "Bohemian Rhapsody", twierdząc, że jest on wyrazem "braku szacunku dla widza". Flight skoncentrował się w swej analizie na jednej scenie z filmu, w której zespół spotyka się z przyszłym menedżerem Johnem Reedem, wytykając bezlitośnie montażowe wpadki Ottmana.

Sam montażysta zgodził się z tymi zarzutami w rozmowie "The Washington Post". "Kiedy tylko widzę tę scenę, mam ochotę założył na głowę worek" - przyznał Ottman, tłumacząc, że montując tę sekwencję, miał do dyspozycji materiały nakręcone przez dwóch reżyserów (Bryan Singer został dwa tygodnie przed zakończeniem zdjęć zastąpiony przez Dextera Fletchera); dodatkowo musiał brać pod uwagę wskazówki producentów oraz wprowadzać korekty po pierwszych reakcjach widzów po pokazach testowych.

Czytaj więcej:

Brad Pitt dusił własne dziecko? Jest odpowiedź!

Ruszył proces Kevina Spaceya. Aktor twierdzi, że jest niewinny

"Miłość na pierwszą stronę": Ja cię kocham, a ty pstryk [recenzja]

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bohemian Rhapsody
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy