Social media są destrukcyjne? Ich odbiorcy to zombie, prowadzone przez cynicznych oszustów? Gia Coppola wyważa otwarte drzwi i robi film spóźniony o kilka lat. Niemniej jednak przyjemnie widzieć, że Andrew Garfield nie boi się aktorskich wyzwań i gra w ryzykownych projektach.
Filmowy klan Coppoli rozrasta się w zdumiewającym tempie. Obok legendarnego reżysera "Ojca chrzestnego" i "Czasu apokalipsy" Francisa Forda Coppoli, który w ostatnich latach zajmuje się głównie montowaniem nowych wersji swoich klasyków, jego córki Sofii Coppoli, syna Romana Coppoli, bratanka Nicolasa Cage'a i siostrzeńca Jasona Schwarzmana na filmową ścieżkę wkracza jego wnuczka, 35-letnia Gia Coppola.
Jako reżyserka debiutowała w 2013 roku ekranizacją opowiadania Jamesa Franco "Palo Alto". Był to ciekawy i świeży debiut, choć zbyt mocno Gia zerkała wówczas w stronę "Przekleństw niewinności", czyli głośnego debiutu jej ciotki Sofii z 1999 roku. Jeżeli "Palo Alto" można przyrównać do tego filmu, to "Król Internetu" ma w sobie coś z "Bling Ring" (2013), w którym Sofia Coppola brała na widelec rozkapryszone dzieciaki, włamujące się do domów celebrytów z Hollywood, by przez chwilę żyć w ich plastikowym uniwersum.
"Bling Ring" opowiadał o świecie jeszcze bez TikToka i z dopiero prężącym muskuły Instagramem. "Król Internetu" jest opowieścią o potworach, stworzonych w social mediach, które przy naszych oklaskach pożerają swój własny ogon, infekując przy tym codziennie nasze - coraz bardziej sformatowane przez doktorów Frankensteinów z Doliny Krzemowej - mózgi.
Gia Coppola zrobiła film o przedawkowaniu mediów społecznościowych. Przedawkowaniu prowadzącym do wymiotów. Dosłownie. Jest tutaj scena, w której grana przez Mayę Hawke bohaterka wymiotuje emotkami wprost do zlewu. Cóż, cały ten film ma "subtelność" tej przenośni. Hawke (córka Ethana Hawke’a i Umy Thurman) wciela się we Frankie, barmankę, która pragnie zostać gwiazdą YouTube’a. Wraz ze swoim przyjacielem i niespełnionym pisarzem (Nat Wolff) nie mają jednak odpowiedniego contentu.
Wszystko się zmienia, gdy Frankie poznaje tajemniczego, samozwańczego ulicznego filozofa (Andrew Garfield). Nie posiada on nawet telefonu. Nazywany Linkiem, chłopak jest magnetyczny, nie ma żadnych barier i do tego przebija nonszalancją snującego się po ulicach Los Angeles Jima Morrisona, z czasów zanim wyważył "drzwi percepcji". Antykonsumpcyjne tyrady Linka oraz jego prankowe żarty w stylu wczesnego Jackass szybko podbijają sieć. Ochrzczony ksywką "Nikt Ważny" staje się gigantyczną gwiazdą social mediów, które postanawia jednak zdemolować. Chce pokazać ich pustkę oraz destrukcyjny charakter. Jednocześnie sam popada w megalomanię na sterydach. Zakochuje się w swojej pozycji, odpychając zapatrzoną w niego Frankie.
Coppola od pierwszej do ostatniej sceny ma rację. Tak, erupcja hedonizmu, narcyzmu, egotyzmu i infantylizmu social mediów jest złośliwym nowotworem, pożerającym kolejne powierzchnie naszego życia. Coraz bardziej idiotyczny kontent zamienia nasze dzieci w bezwolne zombie, żyjące złudnym przeświadczeniem, że w każdej chwili mogą wyjść z matrixa, gdzie wodzirejami są influencerzy. Warto o tym krzyczeć o każdej porze dnia i nocy.
Co jednak jeżeli ten krzyk staje się truizmem? "Król Internetu" jest spóźniony o kilka lat. Skupienie się na mrokach YouTube'a, gdy rząd internetowych dusz sprawuje TikTok i Twich jest wręcz anachronizmem, którego nie przykryje pojawienie się na ekranie takich gwiazd Instagrama, jak Casey Frey czy meksykański vlogger Juanpa Zurita, a część scen jest stylizowana na relacje na Insta Stories.
Niemniej jednak Coppola szlifuje swój styl i jest w tym konsekwentna, nawet jeżeli momentami przesadza z irytującym stylistycznym eklektyzmem. Dobrze buduje też relacje między subtelną Hawke i szarżującym Garfieldem, tworzącym notabene kolejną, po "Tajemnice Silver Lake" Davida Roberta Mitchell, intrygującą rolę neurotycznego mieszkańca Los Angeles.
Po rolach u Gibsona, Scorsese i tegorocznym Złotym Globie za "Tick, Tick... Boom", a jednocześnie niechęci do wyrwania się z kostiumu Spider-Mana, Garfield wyrasta na jednego z ambitniejszych i wszechstronnych amerykańskich aktorów.
Widać też w "Królu Internetu" inspiracje filmem "Twarze w tłumie" Eli Kazana z 1957 roku. Relacja Frankie z Linkiem, autodestrukcyjna siła sławy i uzależnienie od jupiterów bezpośrednio nawiązuje do proroczego telewizyjnego filmu Kazana, nadając opowieści bardziej uniwersalny charakter. Nie przez przypadek finał filmu rozgrywa się na scenie oraz na cmentarzu. Mimo technologicznej rewolucji i przeobrażenia się mediów w dyktaturę tych, którzy korzystają z 15 minut sławy z przepowiedni Warhola, mechanizmy pozostają takie same - mówi nam Coppola. A więc lekarstwo na to uzależnienie jest znane? Może jest więc dla nas ratunek? To też banał. Ale pocieszający.
6/10
"Król Internetu", reż. Gia Coppola, USA 2020, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 4 lutego 2022 roku.
Zobacz również:
"Psie pazury": Jak Jane Campion wodzi nas za nos [recenzja]
"C'mon C'mon": Pogadajmy [recenzja]
"Oskarżony": Złożoność życia w erze #metoo [recenzja]
"Ttitane": Jazda bez trzymanki [recenzja]
Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.