​"Titane": Jazda bez trzymanki [recenzja]

Agathe Rousselle w filmie "Titane" /materiały prasowe

W 2019 roku po zdobyciu Złotej Palmy koreański "Parasite" zawojował rozdania kolejnych nagród filmowych, swój pochód kończąc na czterech Oscarach. W wypadku "Titane" nie ma raczej szansy na podobny sukces. Wyróżniony główną nagrodą w Cannes film Julii Ducournau jest doznaniem zbyt skrajnym, by wzbudzić jednoznaczny zachwyt, jak dzieło Bonga Joon-ho. Przy tym, pozlepianym z pozornie wykluczających się elementów, filmie reakcje mogą być jedynie radykalne.

Titane": Fabuła? Szaleńcza jazda

Fabuła "Titane" oscyluje wokół dwóch postaci. Alexia (Agathe Rousselle) jako dziecko była ofiarą groźnego wypadku samochodowego, po którym została jej okropna blizna i tytanowa płytka w czaszce. Po latach dziewczyna pracuje jako popularna tancerka erotyczna, a w wolnych chwilach uwodzi i morduje natarczywych fanów lub kobiety spotkane na parkiecie. Drugim bohaterem dramatu jest Vincent (Vincent Lindon), dowódca oddziału straży pożarnej, od lat poszukujący zaginionego syna. Nie wypada zdradzać nic więcej.

Reklama

Pierwsze sceny nie zapowiadają szaleńczej jazdy, jaką przyszykowała dla nas Ducournau. Reżyserka szybko daje jednak znać, że w swojej wizji nie będzie brała jeńców. Scenę masowego zabójstwa potrafi nagle przerwać komiczną niezręcznością. Okiem kamery równocześnie fetyszyzuje ciała modelek i karoserię samochodów. Bodyhorror rodem z twórczości Davida Cronenberga splata z intymnym dramatem rodzinnym. W końcu dramatyczną scenę udzielania pierwszej pomocy rozbija najlepszym w historii kina wykorzystaniem "Macareny".

Niby nic do siebie nie pasuje, ale działa

W jednej z końcowych scen Alexia daje występ przed grupą strażaków. Ci, początkowo rozbawieni, po chwili reagują na jej taniec zagubieniem, z jednej strony dystansując się i, w kilku przypadkach, nie ukrywając obrzydzenia. Z drugiej nie mogą oderwać od niej wzroku i śledzą jej wygibasy z rosnącą fascynacją. Wydaje się to idealną metaforą odbioru dzieła Ducournau. Reżyserka łączy skrajne stylistyki i gatunki, często brutalnie przechodzi między nimi, wybijając widza z rytmu opowieści. Po uwodzicielskich tańcach wchodzi francuska ekstrema, trudne pojednania ojca i syna przerywa horror cielesny z czarnym smarem sączącym się z ran. Niby nic tutaj do siebie nie pasuje, ale działa jak najbardziej.

Pod tymi wszystkimi woltami gatunkowymi i szaleństwami dzieło Ducournau okazuje się cichą historią o bezwzględnej miłości oraz potrzebie znalezienia bliskości i zrozumienia. Prym wiedzie w niej bohater zagrany wybitnie przez Lindona - stary strażak, który pod potężnym ciałem, będącym niejako wymogiem jego pracy i środowiska, w którym się obraca, skrywa ogromne pokłady uczuć i akceptacji, podchodzących niemal pod chorobę psychiczną. Kolejna wielka rola wspaniałego aktora.

"Titane" na zmianę drażni i zachwyca, odrzuca i przyciąga. To, które odczucia będą dominować po seansie, zależy włącznie od wrażliwości oglądającego. Reżyserce nie można jednak narzucić, że przekracza granice dla samego szokowania. Wszystko jest tutaj dokładnie przemyślane, a Ducournau co chwilę zachwyca swą wyobraźnią i opanowaniem filmowego rzemiosła. Pozostaje jedynie czekać, czym zaskoczy nas przy swoim następnym projekcie.

8/10

"Titane", reż. Julie Ducournau, Belgia/Francja 2021, dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa: 14 stycznia 2022 roku.

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Titane
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama