Ten dokument Netfliksa jest niezwykły jak muzyka jego bohatera. Jest to opowieść zbudowana na skrajnych emocjach i nieoczywistych rytmach. Artystyczny triumf miesza się z osobistym dramatem. Blask fleszy show-biznesu z blaskiem podłóg szpitala onkologicznego. Zdobywca pięciu nagród Grammy i laureat Oscara Jon Batiste otwiera przed nami swój świat, pokazując przy tym, czym jest artystyczna wolność, miłość małżeńska i poświęcenie.
Produkowana przez małżeństwo Obamów "Amerykańska symfonia" nie jest kolejnym typowo narcystycznym dokumentem-pomnikiem, które w ostatnim czasie dostają od Netflixa kolejne ikony show-biznesu. W filmie Matthew Heinemana ("Miasto duchów", "W dolinie karteli") chodzi o coś więcej niż koncesjonowaną spowiedź celebryty w imię budowania popularności. Dokument o twórczości i życiu Jona Batiste'a jest oczywiście ekshibicjonistyczny, ale jego intymność i subtelność pozwalają wierzyć w szczere intencje jego twórców. Nie tylko w obszarze emancypacyjnym czarnoskórych artystów (Barack i Michelle Obamowie jako producenci wykonawczy do czegoś zobowiązują), ale również na płaszczyźnie bardziej uniwersalnej.
Obserwujemy szczyt kariery Batiste’a, który w 2022 roku z 11 nominacjami do Grammy wyrósł na niespodziewanego faworyta gali. Ostatecznie zdobył pięć statuetek, w tym za album roku, pokonując m.in Kanye'ego Westa, Taylot Swift, Billie Eilish, Tony'ego Bennetta i Lady Gagę.
Batiste był już wtedy po Oscarze (wraz z Trentem Reznorem i Atticusem Rossem) i Złotym Globie za muzykę do animacji "Soul" i przygotowywał się do wystawienia symfonii w Carnegie Hall. W tym samym czasie jego partnerka (w dokumencie widzimy również ich ślub) Suleika Jaouad ponownie walczy z białaczką, czekając na przeszczep szpiku. Jaouad jest autorką bestsellerowej książki “Life, Interrupted" i felietonistką "New York Timesa", która chorobę przyjmuje z wielką pokorą, ale też zdumiewającą odwagą.
Wychowany w głęboko wierzącej katolickiej rodzinie Batiste jest osobą mocno uduchowioną, czego nie ukrywa, przyznając się do codziennej medytacji i modlitwy. Jego muzyka również ociera się o metafizykę. Jest niespokojna, zaskakująca i genialnie eklektyczna. Od Williego Nelsona, przez Prince’a, aż po Lenny'ego Kravitza i Lenę Del Rey - lista artystów, z jakimi Batiste współpracował, jest tego dowodem. Wychowany muzycznie na ulicach Nowego Orleanu chłopak szturmem wziął świat muzyki, występując w latach 2015-22 w "The Late Show" u Stephena Colberta, ale kończąc też prestiżowy nowojorski Julliard. 37-letni Batiste już teraz osiągnął spektakularny sukces, ale w jego centrum stoi zawsze ona - Suleika.
Jest w filmie Heinemana przeszywający moment, gdy Batiste podczas koncertu dedykuje utwór swojej walczącej ze śmiertelną chorobą żonie. Zanim zaczyna grać, robi pauzę, podczas której na jego twarzy widzimy całą paletę emocji. Chwilę potem przelewa je na fortepianowy koncert. Brawurowy, bo płynący z serca. Fenomenalny, bo pełen miłości. Grammy, Oscar i uwielbienie tłumów są marzeniem każdego artysty, ale czymże to wszystko jest, gdy w domu panoszy się śmiertelna choroba? Relacja między Jonem i Suleiką jest pokazana z wielką klasą i intymnością. Kolejne etapy walki Jaouad z chorobą, przeplatane procesem tworzenia Batiste'a, są dalekie od manipulacji emocjami widza, co przecież w każdym filmie z rakiem w tle jest pokusą dla reżysera. Choroba ponownie zaatakowała Suleikę w tym czasie, gdy Jon dostał 11 nominacji do najważniejszych muzycznych nagród świata. Był 2021 rok, więc świat wciąż był zamaskowany przez pandemię Covid. Skrajne emocje jak w najlepszej symfonii!
Ten dokument przypomina też, że każdy z nas toczy jakąś walkę i nosi maskę, by ukryć przed światem prawdziwe oblicze. Nieważne, czy jesteś zdobywcą Oscara, pielęgniarką czy kierowcą Ubera - życie każdego z nas jest rollercoasterem. To truizm, ale w czasie wszechobecnego narcyzmu i dyktatury hedonizmu często o tym zapominamy. Wgląd w życie Batiste'a pomaga dostrzec potrzebę szukania równowagi we własnej percepcji istoty życia, ale też przypomina nam prostą zasadę: bądź miły dla bliźniego, bo nie wiesz, z czym zmaga się on w swoich czterech ścianach. Ciesz się też tym ziemskim życiem, bo jego częścią jest nie tylko triumf, ale też cierpienie. Suleika będzie musiała chemię przyjmować prawdopodobnie do końca życia. Jak długiego? Jest to zapisane w innych nutach i kto inny jest kompozytorem tego utworu. Kto inny jest też dyrygentem. Dlatego finał "Amerykańskiej symfonii" jest tak otwarty i jazzowy. Improwizujemy. Wszyscy. Bo co innego zostaje?
8/10