Przed nami najbardziej oczekiwana premiera końcówki tego roku. James Cameron długo się odgrażał, ale w końcu może spokojnie usiąść w fotelu i nasłuchiwać opinii płynących od publiczności oraz krytyki. "Avatar: Istota wody" jest filmowym widowiskiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Bo choć reżyser w żartobliwym tonie w jednym z wywiadów przekonywał, w jakich momentach w trakcie seansu, w razie potrzeby rzecz jasna, najlepiej wyjść do toalety, lepiej tego nie robić. Jest bowiem szybciej, mocniej i bardziej intensywnie niż ostatnio. Tylko czy aby na pewno lepiej?
O nakręconej przed trzynastu laty pierwszej części "Avatara" krążyły legendy. Czy to w kontekście technologii, jaka wykorzystana została do realizacji filmu, czy to postawy samego Jamesa Camerona, który miał ambicję, by stworzyć dzieło totalne. Pod względem wizualnym w dużej mierze mu się to udało. Z fabułą było niestety trochę gorzej, a krytycy co rusz zarzucali mu brak oryginalności i szereg zbyt dużych zapożyczeń z innych tytułów. I tym razem ekranową historią kanadyjski reżyser prochu nie wymyślił, ale o tym, jak sam film "Avatar: Istota wody" wygląda, z pewnością będzie się mówiło długo.
Gigantomanię jednego z największych klasyków kina rozrywkowego widać już po samym metrażu. Podczas gdy studyjne blockbustery przyzwyczaiły nas do regularnych ponaddwugodzinnych projekcji, Cameron idzie jeszcze dalej, a na jego najnowszy film musimy sobie zarezerwować prawie trzy i pół godziny (jak się okazuje, słowa o toalecie były całkiem zasadne). O to, czy to aby nie za dużo, można się spierać, ale z pewnością stanowić to będzie spore wyzwanie dla widza.
Tym, co zaimponowało mi w postawie Camerona, to że nie poszedł on na łatwiznę i nie odcinał kuponów od sukcesu pierwowzoru. Co moim zdaniem stanowi dzisiaj prawdziwą bolączkę wysokobudżetowych sequeli. Mimo że akcja "Istoty wody" dzieje się na tej samej planecie co w przypadku pierwowzoru, kanadyjski reżyser świat przedstawiony stworzył niemalże od zera. Bo o ile wcześniej opowiadał o leśnych odmętach Pandory zamieszkiwanych przez gatunek Na’vi, o tyle teraz swoją (i naszą) uwagę skierował w stronę żywiołu, jakim jest woda. Wokół niego swą codzienność zbudował pokrewny klan humanoidalnych istot.
I przyznać trzeba, że efektowne podwodne wizje robią niesamowite wrażenie, stanowiąc dla mnie najmocniejszą stronę filmu. Cameronowi udało się uzyskać efekt bliźniaczy do tego, który towarzyszył nam w 2009 roku, kiedy z wypiekami na twarzy oglądaliśmy pierwszą część "Avatara". Wykreował świat, który chciało się niespiesznie poznawać, odwiedzając wszelkie jego zakamarki i poznając kolejne tajemnice.
Tyle że, paradoksalnie, nie ma na to aż tak wiele czasu. A szkoda, bo w moim odczuciu sfera wizualna jest tu znacznie bardziej interesująca niż warstwa fabularna, oparta na dobrze znanych motywach - postępującej kolonizacji, exodusu, zdrady czy zemsty. Ale jak wiadomo, kino rozrywkowe rządzi się swoimi prawami.
Fabuła filmu koncentruje się na dalszych losach Jake’a (Sam Worthington) i Neytiri (Zoe Saldana), którzy jako ofiary chęci dalszego skolonizowania Pandory zmuszeni są, by wraz z rodziną uciekać w poszukiwaniu nowego schronienia. W efekcie trafiają do miejsca, do którego wydają się być zupełnie nieprzystosowani. Stąd wraz z nimi poznajemy ekscytujący świat Ludzi Wody i panujące w nim zwyczaje.
Familijna historia, opowieść o próbie przystosowania się czy proekologiczne wtręty to jednak ledwie część fabularnej układanki, w której znacznie więcej od rodzinnych pogadanek jest dynamicznej akcji skupionej wokół brutalnego pościgu za bohaterami. Ale to chyba nie powinno specjalnie dziwić w przypadku reżysera "Terminatora". To wszystko szalenie efektowne, choć hiperrealistyczny format spowodował, że przez dłuższe chwile czułem się, jakbym siedział przed ekranem komputera, a nie ekranem kinowym. Znak czasu? Pewnie przekonamy się już niedługo, bo w planach kolejne części, zatem wygląda na to, że Pandorę kilka razy jeszcze odwiedzimy.
7/10
Zobacz też: Powrót na Pandorę. Czy świat z filmu "Avatar" może istnieć naprawdę?
"Avatar: Istota wody", reż. James Cameron, USA 2022, dystrybutor: Disney, premiera kinowa: 16 grudnia 2022 roku.