Amber Heard zeznała, kiedy Johnny Depp pobił ją po raz pierwszy
Proces o zniesławienie, jaki Johnny Depp wytoczył swojej byłej żonie, nabiera dynamiki, a obie strony wytaczają coraz cięższe działa. Wczoraj przed sądem zeznawała sama Amber Heard. Aktorka bardzo dokładnie opowiedziała o tym, w jakich okolicznościach Depp po raz pierwszy ją uderzył.
Proces o zniesławienie, jaki Johnny Depp wytoczył swojej byłej żonie, nabiera dynamiki, a obie strony wytaczają coraz cięższe działa. Wczoraj przed sądem zeznawała sama Amber Heard. Aktorka bardzo dokładnie opowiedziała o tym, w jakich okolicznościach Depp po raz pierwszy ją uderzył.
"Zapamiętałam to dobrze, bo to zmieniło moje życie" - wyznała. Z jej słów wynika, że gwiazdor pobił ją już na początku ich związku, a rozsierdziło go pytanie o znaczenie tatuażu.
Jak informuje "People", aktorka opowiedziała o tej sytuacji na prośbę reprezentującej ją prawniczki. Podczas składania zeznań była wyraźnie poruszona, a w pewnym momencie po jej twarzy płynęły łzy.
"Siedzieliśmy na kanapie. Toczyliśmy normalną rozmowę. To był początek naszego związku. Zapytałam go, jakie znaczenie ma jeden z tatuaży widniejących na jego ramieniu. Wydawał mi się dość mętny i nie potrafiłam go przeczytać" - wspominała Amber Heard.
Potem powiedziała, że Depp wyjaśnił jej, iż słowo, którego nie mogła przeczytać, to wino. I dodała, że się roześmiała, bo uznała tę odpowiedź za żart. A wtedy Depp uderzył ją w twarz. Gdy siedziała skamieniała, sądząc, że jest to jakiś absurdalny dowcip, który zaraz się wyjaśni, aktor uderzył ją po raz drugi. Tym razem tak mocno, że upadła na dywan.
"Nigdy nie zostałam uderzona w ten sposób. Byłam dorosła i siedziałam obok mężczyzny, którego kocham, a on uderzył mnie bez powodu, jak mi się wydawało. (...) To nie bolało. Nie skrzywdziło mnie to fizycznie. ... Nie chciałam go opuszczać. Nie chciałam, żeby to była rzeczywistość" - zeznała Heard. I dodała, patrząc na ławę przysięgłych: "Wiedziałam, że to było złe. I wiedziałam, że muszę go opuścić. I to właśnie złamało mi serce".
Odpowiedź 58-letniego gwiazdora była krótka i stanowcza. Aktor zdecydowanie zaprzeczył, że opisana sytuacja kiedykolwiek się wydarzyła. I po raz kolejny zapewnił, że nigdy nie uderzył Amber Heard ani żadnej innej kobiety.
Para poznała się w 2011 roku na planie komedii "Dziennik zakrapiany rumem". Chociaż w obrazie pojawiła się odważna scena seksu między bohaterami, nikt nie podejrzewał, że relacje gwiazd wykroczą poza plan filmowy. Depp wciąż jeszcze deklarował miłość do Vanessy Paradis, a biseksualna Amber od czterech lata żyła w związku z artystką Tasyą van Ree. Jednak w styczniu 2012 roku, po 14 latach idealnego związku, Johnny Depp porzucił matkę swych dzieci. Pod koniec stycznia 2014 roku na palcu Amber pojawił się pierścionek zaręczynowy.
Informacje o komplikacjach w ich związku wyszły na jaw w maju 2016 roku po gwałtownej kłótni pary w ich domu w Los Angeles. Heard zgłosiła się wtedy do sądu z prośbą o ochronę, jako dowód na przemoc domową, pokazując swoją pobitą twarz. Hollywoodzki gwiazdor od początku zaprzeczał tym zarzutom i powoływał kolejnych świadków twierdzących, że to on był ofiarą w tej relacji.
Do rozwodu doszło trzy miesiące później. Za odejście Heard Depp zgodził się zapłacić jej 7 milionów dolarów. Aktorka jednak nigdy więcej nie będzie mogła zaskarżyć byłego męża o wykorzystywanie i znęcanie się w trakcie trwania ich relacji.
"Nasz związek był przepełniony pasją i bardzo zmienny, ale zawsze połączony więzami miłości" - napisali w oświadczeniu Depp i Heard. "Nigdy nie było naszą intencją szkodzenie sobie, czy to fizyczne, czy emocjonalne. Żadne z nas nie stawiało fałszywych zarzutów, by się wzbogacić" - oświadczyli wówczas byli małżonkowie.
Jak zakończy się proces Johnny'ego Deppa i Amber Heard, okaże się zapewne za kilka miesięcy.