Nowy polski film ujawnia ciche zło. Seans wbije was w fotel i przerazi
W nowym filmie "Utrata równowagi" Tomasz Schuchardt wciela się w rolę Jacka - postaci, która zamiast krzyczeć złem, skrywa je pod warstwą chłodnej manipulacji, której początkowo nikt nie zauważa. Z okazji premiery produkcji porozmawialiśmy z aktorem. Czy "Utrata równowagi" stanie się głosem pokolenia, które już nie chce milczeć?
Z Tomaszem Schuchardtem spotykaliśmy się w szczególnym momencie, tuż przed premierą filmu, który może wzbudzić spore poruszenie nie tylko w środowisku artystycznym, ale i wśród szerokiej publiczności. "Utrata równowagi" nie unika trudnych tematów: mówi o manipulacji, granicach i o tym, co dzieje się wtedy, gdy nie potrafimy powiedzieć "nie". Aktor zdradza, że decyzja o zmianie finału filmu była jego osobistą potrzebą - chciał pokazać, że zło nie zawsze zostaje ukarane, a cicha przemoc bywa najgroźniejsza.
Schuchardt, znany z wyrazistych ról, tym razem pokazuje się również od strony bardzo osobistej. W rozmowie z Interią otwarcie mówi o decyzji o podjęciu terapii, dzięki której nauczył się m.in. asertywności. Czy "Utrata równowagi" stanie się głosem pokolenia, które już nie chce milczeć?
O czym opowiada film? Mimo że Maja (Nel Kaczmarek) poświęciła aktorstwu całe swoje życie, nie wierzy w siebie i swoje możliwości. Uważa, że jest w tej większości studentów, którzy nie znajdą pracy po szkole teatralnej. Dlatego po ukończeniu aktorstwa planuje aplikować na marketing i zarządzanie. Wszystko zmienia się, gdy na jej drodze staje nowy reżyser (Tomasz Schuchardt). Charyzmatyczny mężczyzna ma poprowadzić studentów do dyplomu. Reżyser, dając Mai główną rolę Lady Makbet, przywraca jej nie tylko miłość do aktorstwa, ale i wiarę w siebie. Wkrótce okaże się jednak, że to nie przedstawienie dyplomowe będzie głównym celem Mai, ale zdemaskowanie prawdziwej natury reżysera.
Martyna Janasik, Interia: Mignęła mi taka rolka na Instagramie, gdzie zostałeś zapytany o to, co cię skłoniło do tego, żeby pójść na terapię. Powiedziałeś, że napady lękowe. Wiesz, że jak ten film wyjdzie, to może być różnie, ponieważ to jest bardzo wrażliwy temat. Jak nie utracić równowagi w aktorstwie, przede wszystkim w tej psychicznej jego części? To zawód w dużej mierze oparty na ciągłym doświadczaniu odrzucenia.
Tomasz Schuchardt: - Ten zawód ma bardzo wiele oblicz. Mam wrażenie, że to, co przedstawiłaś, jest jednym z nich. Znam również takie jego strony, gdzie ludzie przybierają waleczną postawę, jakby szli na pojedynek, i "biją" się o rolę. Znam też w nim ludzi wielkiej pokory oraz wręcz wstydu. Znam też osoby, które są nad wyraz narcystyczne - potrafią sami o siebie zadbać i nie potrzebują żadnej pomocy. Tak naprawdę nie da się tego świadka przedstawić jednym zdaniem. Jest to bardzo szerokie spektrum osobowości. Mi terapia była potrzebna w prywatnych sytuacjach, a także po to, by nauczyć się asertywności, czyli odmawiania kiedy trzeba.
Ponieważ aktor ma prawo powiedzieć "nie".
- Absolutnie. O tym poniekąd jest właśnie "Utrata równowagi". O sytuacji kiedy nie potrafimy powiedzieć "nie". Przyszło mi grać rolę Jacka, sięgającego po złe metody. Chciałem nim pokazać, że manipulacja oraz zło nie zawsze krzyczą. Czasami są bardzo ukryte i śliskie. Zależało mi na tym, by pokazać tę stronę medalu. Dlatego też poprosiłem Korka (Bojanowskiego, reżysera filmu - przyp. red.), żeby zmienić końcówkę filmu. W scenariuszu oryginalnym na końcu pojawiała się policja, a postanowiłem być bliżej prawdy - oczywiście za zgodą Korka - i pokazać, to zło nie zostaje ukarane.
Czy chciałeś, też przy okazji jeszcze bardziej zaangażować widza w seans i pobudzić do dyskusji po filmie?
- Moim zadaniem zawsze jest pobudzić widza. Nigdy nie jest to jednak cel sam w sobie. Uważam, że zawsze trzeba robić ciekawą rolę, budować interesujący świat wspólnie z obsadą, reżyserem, operatorem i innym osobami tworzącymi ten film, i wykonywać swoją robotę dobrze, a widz wtedy zawsze znajdzie coś dla siebie. Ok.
Masz nadzieję, że coś się zmieni w świecie aktorskim po premierze "Utraty równowagi"?
- Myślę, że ten film jest bardziej komentarzem do sytuacji, która była, ale już tych niefajnych sytuacji, delikatnie o nich mówiąc, już nie ma. Ci ludzie zniknęli. Zniknęli z prostej przyczyny - inni nauczyli się bronić. Przez to mam wrażenie, że te niemiłe sytuacje zniknęły. Ten film, mimo, że traktuje o szkołach teatralnych, nie jest tylko o nich i uważam, że powinien trafić teraz do innych zawodów, gdzie również takie niewłaściwe rzeczy się dzieją. Do tych zawodów, w których cały czas myślą, że są od tego wolni.
Zgadzam się z tobą. Mamy nadzieję, że tak się stanie. Myślę, że będzie to jeden z najgłośniejszych filmów tego roku. Na koniec zapytam cię o przyszłość, ponieważ plotek o tym angażu jest tak wiele, że aż nie mogę w nie uwierzyć. Czy to prawda, że zagrasz Wokulskiego w nowej adaptacji "Lalki", którą przygotowuje Netflix?
- Nie wiem (śmiech). To nie jest pytanie do mnie. Bardzo chętnie zagrałbym Wokulskiego, natomiast dajcie mi tę szansę.
Oby ci dano. Dziękuję ci za rozmowę.
ZOBACZ TEŻ:
Pożegnanie, które boli. Tomasz Włosok zamyka ważny rozdział kariery