Pożegnanie, które boli. Tomasz Włosok zamyka ważny rozdział kariery
Choć film "Kulej. Dwie strony medalu" przyniósł mu nominację do tytułu najlepszego aktora na 18. edycji festiwalu Mastercard OFF CAMERA, Tomasz Włosok właśnie się z tą rolą żegna. W rozmowie z Interią mówi o sentymentalnym pożegnaniu z Jerzym Kulejem, lekcjach, które wyciągnął z tej roli, i o tym, czym dla niego naprawdę jest niezależność w kinie.
Tomasz Włosok to jeden z najbardziej wyrazistych aktorów swojego pokolenia, znany z intensywności i głębi, jakie wnosi do każdej roli. Publiczność zna go m.in. z "Bożego Ciała", "Kruka", "Jak pokochałam gangstera" oraz "Zielonej granicy" Agnieszki Holland, gdzie po raz kolejny udowodnił swoją aktorską dojrzałość. Grażyna Szapołowska nazwała go "najzdolniejszym aktorem swojego pokolenia" - i trudno się z tym nie zgodzić, obserwując, z jaką precyzją i pasją buduje swoje postacie.
Podczas krakowskiego festiwalu Mastercard OFF CAMERA Tomasz Włosok pojawił się jako jeden z faworytów konkursu aktorskiego. Na ekranie wcielił się w legendę polskiego sportu - Jerzego Kuleja - w filmie, który łączył komercyjny sukces z autorską pasją. W rozmowie z Interią aktor opowiada o procesie twórczym, refleksji miesiące po premierze i o tym, dlaczego ta rola była dla niego czymś więcej niż tylko kolejnym zawodowym wyzwaniem.
Martyna Janasik, Interia: Tomek, choć rozmawiamy o "Kulej. Dwie strony medalu", to tak naprawdę żegnasz się z z tym tytułem. Jestem ciekawa tego pożegnania. Jak po tych wielu miesiącach od premiery, teraz patrzysz na tę całą przygodę?
Tomasz Włosok: - Patrzę na to niezmiennie tak samo - z sentymentem. Wiadomo, że po takim intensywnym momencie promocyjnym i stresie związanym z premierą filmu, trochę te emocje opadły. Przychodzi refleksja, spojrzenie w miarę chłodnym okiem na to, co zrobiliśmy, co przeżyliśmy wspólnie. Przy okazji żegnania się z tym tytułem, zaczynam trochę tęsknić za tym procesem tworzenia tej historii. Był to dziwnie pokrętny, intensywny czas, ale przyjemny. Żegnam więc się z nim z nutką nostalgii, no ale trzeba iść dalej, szukać nowych wyzwań.
Za tobą szereg spotkań z publicznością. Czy na przestrzeni tych miesięcy zauważyłeś, że odbiór tego filmu się zmieniał, czy on jest cały czas taki sam?
- Opinie, które do mnie docierały, były podobne. Dużo miłych słów usłyszałem o tym filmie, ale też masę takich rzetelnych, czasem nawet krytycznych, z którymi po pewnym czasie się zgadzam.
To znaczy, że chciałbyś coś zrobić inaczej?
- A to ja na pewno bym chciał zrobić inaczej (śmiech).
Od początku cały film (śmiech)?
- Wszystko (śmiech). Nie no, pojawiły się zarzuty, że film jest za długi. Może jest, nie wiem. Nie umiem tego obiektywnie stwierdzić, ponieważ to jest nasze "dziecko". Ja lubię tę historię. Myślę, że dla Jerzego Kuleja dwie godziny, dwadzieścia minut to i tak za krótko.
To samo chciałam powiedzieć. W końcu to jeden z naszych największych mistrzów sportu. W jednym ze swoich wywiadów radiowych powiedziałeś, że jak dostałeś zaproszenie na casting, to pierwszy raz tak właściwie poczułeś, że ta postać to jesteś po prostu ty. Co w takim razie ciebie tak bardzo łączy z Kulejem?
- Poczułem to w trakcie castingów. To się rzadko zdarza, mi chyba właściwie pierwszy raz się przytrafiło - że w trakcie tego spotykania się z tą postacią i wgłębiania się w nią już na etapie castingu, miałem takie poczucie, że jestem we właściwym czasie, dobrym momencie i właściwej historii, którą chciałbym opowiedzieć. W dodatku poprzez sporty walki, które są mi bliskie. Choć boksem zainteresowałem się dopiero w okolicy, kiedy odbywały się castingi, to ogólnie sporty walki absolutnie nie były mi wtedy obce. To jest moja dziedzina sportu. Czułem więc, że jestem w odpowiednim miejscu. Dodatkowo postać Jerzego Kuleja była mi znana. Mój dziadek był bardzo podobny do niego.
Wizualnie?
- Wizualnie.
Wow!
- Przez to miałem wrażenie, że mam z Kulejem wiele cech wspólnych. Czułem to. Za tym szła determinacja. Czułem, że mi zależy i wierzę, że do tej roli po prostu pasuję, więc moim zadaniem było zrobić wszystko, żeby osiągnąć ten cel. To wszystko było bardzo szczere.
Długo rozstaje z rolą, która, jeżeli dobrze pamiętam, na premierze oficjalnej powiedziałeś, była twoim marzeniem?
- To jest pojęcie względne. Emocjonalnie, doświadczenie, które przeżyliśmy wszyscy jako ekipa oraz ja jako postać, z którą spędziłem dużo czasu, na pewno na długo zostaje. Myślę, że do tej pory we mnie siedzi. W związku z tym mogę powiedzieć, że trudno emocjonalnie się pożegnać. Natomiast jeśli chodzi o sam tryb pracy - to że kończę zdjęcia i nie jestem już Jurkiem Kulejem - to łatwo się odchodzi.
Czy to jest tak, że każda postać coś w tobie zostawia? Czy to jest tak, że jak schodzisz z planu, to zamykasz książkę i jesteś po prostu 100% Tomkiem Włosokiem i nic się nie zmieniło poprzez to, że kogoś grałeś?
- Pewnie trochę zostaje. Każdy człowiek, którego rozpatrujesz, nazywając to postacią, ma cechy, które musisz przerobić i zrozumieć, lub masz je w sobie, ale potrzebujesz je jakoś wyselekcjonować. Każdy zostaje jako lekcja.
Ok. Idealna odpowiedź, ponieważ moje następne pytanie brzmi: czego się nauczyłeś od tej postaci? Jaką lekcją był dla ciebie Jerzy Kulej?
- Jerzy uczy, żeby precyzyjnie określać priorytety w życiu i nie zatracać się w czymś bez końca. Uczy podejmować dojrzałe decyzje, nie krzywdząc innych dookoła. Kulej nauczył mnie, by priorytety się nie zacierały, bo jedna rzecz to iluzja, a druga to życie i prawda.
Dokładnie, tym bardziej że na planie tylko i wyłącznie udajecie. Znając cię trochę prywatnie, powiem, że absolutnie ci się nie zacierają priorytety. Życzę ci, żeby dalej się nie zacierały.
- A dziękuję ci, to miłe (śmiech).
Proszę bardzo. To żeśmy sobie posłodzili troszeczkę (śmiech). Idąc dalej, chciałabym teraz nawiązać do tego, że spotykamy się przy okazji Mastercard OFF CAMERA, który właśnie dobiegł końca, święta kina niezależnego. Tymczasem "Kulej. Dwie strony medalu" to film bardziej komercyjny, który w dodatku osiągnął bardzo duży sukces komercyjny. Czy uważasz, że kino niezależne i komercyjne można łączyć, lub należy wręcz łączyć i to dobrze, że jest na OFFie taka różnorodność tytułowa?
- Rozumiem twoje pytanie, nasz film celował w publiczność i miał potencjał komercyjny, ale dla mnie niezależność nie polega na popularności, a po prostu na wolności, której doświadczyliśmy i którą, mam głęboką nadzieję, przekazaliśmy na ekranie. To film, który nie jest robiony na zlecenie, który nie jest sumą słupków. To historia zrobiona z potrzeby serca, z potencjałem. Punktem wyjścia była chęć zrobienia filmu, potrzeba opowiedzenia historii. To jest dla mnie niezależność.
Niezależność, czyli wolność w opowiadaniu historii?
- Tak.
Świetnie. Bardzo ci dziękuję za nasz wywiad, za nasze spotkanie. Czego ci życzyć na najbliższy czas?
- Na najbliższy czas? Pięknej pogody.
ZOBACZ TEŻ: