Reklama

Ma 33 lata i podbija polskie kino! "Wierzę w przebieg energii i afirmację"

Aktor kameleon. Potrafi zagrać okrutnego gangstera, zmanierowanego wrażliwca, wątpiącego żołnierza, zawodowego sportowca. Niedawno został uhonorowany Nagrodą im. Zbyszka Cybulskiego, a wkrótce zobaczymy go w głównej roli w filmie o legendarnym polskim bokserze Jerzym Kuleju.

Aktor kameleon. Potrafi zagrać okrutnego gangstera, zmanierowanego wrażliwca, wątpiącego żołnierza, zawodowego sportowca. Niedawno został uhonorowany Nagrodą im. Zbyszka Cybulskiego, a wkrótce zobaczymy go w głównej roli w filmie o legendarnym polskim bokserze Jerzym Kuleju.
Tomasz Włosok gra tytułowego bohatera filmu "Kulej" /AKPA

Tomasz Włosok już od kilku lat szturmem podbija polskie kino. Ma na swym koncie role w tak głośnych filmach i serialach, jak "Piosenki o miłości""Hiacynt""Chrzciny""Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa""Warszawianka" czy "Emigracja XD". Za rolę w "Zielonej granicy" Agnieszki Holland dostał w 2023 roku Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego. Niedawno zakończył pracę na planie biograficznej produkcji "Kulej".

Reklama

Tomasz Włosok w rozmowie z PAP Life rozmawia o tym, za co lubi boks, jaki wpływ na jego aktorstwo miały narodziny córeczki i czy boi się o przyszłość, kiedy nie dostaje propozycji.

Niedawno zakończyły się zdjęcia do filmu o Jerzym Kuleju, w którym wcielasz się w legendarnego pięściarza. Podobno krótko przed rozpoczęciem castingów zacząłeś trenować boks. Czujesz, że ta rola była ci przeznaczona?

Tomasz Włosok: - To chyba nie był przypadek, wierzę w przebieg energii i afirmację. O boksie myślałem od dawna, ale decyzję, że zaczynam treningi w zasadzie podjąłem tuż przed castingami, które odbyły się jesienią 2021 roku. Od tamtej pory trenuję. Realizacja filmu "Kulej"przesunęła się o dwa lata, ale myślę, że to nawet lepiej, że tak wyszło. Razem z reżyserem, Xawerym Żuławskim mieliśmy sporo czasu na próby stolikowe, żeby zastanowić się, jak widzimy tę postać, co chcemy opowiedzieć w tym filmie.

Zdaniem niektórych, jest to sport dla ludzi, oględnie mówiąc, niezbyt inteligentnych. Inni twierdzą, że wymaga precyzyjnego planu, uczy panowania nad emocjami.

- Zdecydowanie jestem w tej drugiej grupie. Boks być może nie wymaga wiedzy książkowej, ale bez wątpienia potrzebne jest skupienie, precyzja, inteligencja. Ludzie, których poznałem i którzy byli związani z boksem, przekazali mi, jak wymagająca jest to dyscyplina sportu. Jak trzeba przewidywać każdy ruch przeciwnika, jak zaplanować i przeprowadzić walkę w dziewięć minut, bo tutaj mówię o boksie olimpijskim, na jak wysokich obrotach zarówno umysłowych, jak i fizycznych trzeba być w tym czasie. W boksie nie wygrywa się przemocą, ale siłą woli. A najpiękniejsze walki to te, które kończą się najszybciej. Mnie boks bardzo pomaga, z jednej strony trening na ringu oczyszcza umysł, z drugiej sprawia, że jest w jakiś sposób stymulowany.

Jest sporo kultowych filmów o bokserach jak np. "Rocky", "Narodziny legendy" czy "Wściekły byk". Masz jakiś ulubiony?

- Chyba wspomniany "Rocky" z Sylwestrem Stallone. Lubię do tego filmu wracać i za każdym razem się wzruszam. Są w nim wartości, które bardzo cenię. Na pewno ten film był dla mnie inspiracją w pracy nad kreowaniem postaci Jurka Kuleja.

Jerzy Kulej to legenda polskiego sportu.

- W czasie pracy starałem się o tym nie myśleć, nie chciałem sobie dokładać dodatkowego stresu. Refleksje przychodzą teraz, kiedy już skończyliśmy zdjęcia. Czuję odpowiedzialność, zależało nam, żeby ten film miał uniwersalny i aktualny przekaz. To nie jest film o karierze sportowej Jerzego Kuleja, ale opowieść o człowieku, ze wszystkimi jego plusami i minusami. A przede wszystkim opowiada o relacji między nim a jego żoną. Bardzo burzliwej, trudnej. Jurek u szczytu swojej kariery, gdzieś między jedną a drugą olimpiadą w wielu sprawach się pogubił. Ten dysonans między jego życiem prywatnym a karierą był dla mnie najciekawszy.

Sława często uderza do głowy. Nie tylko sportowcom.

- Myślę, że czasy się trochę zmieniły. Podobno kiedyś na planach filmowych trwała jedna niekończąca się impreza. Dziś od aktora wymaga się bardzo dużej dyscypliny. Przynajmniej ja tak to widzę albo nie dotarłem w rejony zatracenia i szaleństwa. Myślę też, że w czasach, kiedy Jurek Kulej święcił triumfy, inna była skala popularności i z czego innego wynikała. Przede wszystkim doceniano wybitne osiągnięcia, dziś w dobie social mediów o popularność trzeba cały czas się starać, nieustająco ją "podlewać". Nie wystarczy być aktorem i grać w dobrych filmach.

Masz 34 lata, zdążyłeś już zagrać kilka głównych ról, dostałeś parę nagród. Był moment, kiedy zaszumiało ci w głowie od sukcesów?

- Trzeba by było zapytać o to osoby, które są obok mnie. Bez wątpienia Malwina, moja partnerka [Malwina Buss, aktorka - przyp. red.], potrafi sprowadzić mnie na ziemię. Ale to działa w dwie strony. Kiedy trzeba, to się wspieramy, ale potrafimy się też mocno opie*dzielić. Nasz związek jest najwspanialszą rzeczą, która przytrafiła mi się w życiu.

Podobno związek dwójki aktorów to relacja wysokiego ryzyka.

- Żaden związek nie jest łatwy, a do tego my z Malwiną wykonujemy zawód, który - umówmy się - jest porąbany i ciężko go w ogóle zdefiniować. Trzeba być czujnym, żeby za bardzo nie odlatywać. W naszym przypadku gdzieś to wszystko tonuje nasza córka. Jagoda ma cztery lata i jeszcze nie ma pojęcia, czym się zajmują jej rodzice. To ona pokazuje nam, gdzie są priorytety. Bardzo chcieliśmy mieć z Malwiną dziecko, marzyliśmy o tym naszym wspólnym ziomeczku. Pojawiła się Jagódka i jest fajnie. Chociaż nie ma się co oszukiwać, czasami bywa też trudno, ale bycie rodzicem daje niesamowicie dużo satysfakcji. Myślę, że ojcostwo sprawiło też, że zrobiłem postęp jako aktor. Na pewno jestem dużo bardziej świadomy. Kiedy przestałem się skupiać wyłącznie na sobie i na swojej karierze, tylko te siły zostały rozłożone, to poczułem, że potrafię więcej.

Mimo to paradoksalnie najwięcej uznania zyskały twoje kreacje drugoplanowe. Jak na przykład w "Zielonej granicy" Agnieszki Holland, za którą otrzymałeś nagrodę im. Cybulskiego.

- Rola pierwszoplanowa to większa odpowiedzialność, większa praca, większe wyzwanie. Natomiast przy drugim planie jest możliwość, żeby przeszarżować i trochę zaryzykować. To jest też możliwe w pierwszym planie, ale mogłoby to okazać się nie do zniesienia dla widza przez półtorej czy dwie godziny, kiedy trwa film.

- Nagroda im. Zbyszka Cybulskiego jest wyjątkowa, bo przecież można ją dostać tylko raz, do 35. roku życia, w związku z tym z automatu nakłada się presja, że nie ma się za dużo czasu. Mnie udało się załapać. Dodatkowo nazwisko Zbyszka Cybulskiego dodaje tej nagrodzie wyjątkowej rangi, Cybulski jest przecież ikoną, kojarzy się z czymś szalonym, zaczepnym, zbuntowanym, więc bardzo cieszę się z tej nagrody, ale też czuję ciśnienie, żeby nie okazało się, że kogoś oszukałem i przy kolejnym projekcie wyjdzie, że wcale na tę nagrodę nie zasłużyłem.

- "Zielona granica" jest dla mnie bardzo ważnym filmem, zagrałem w nim bardzo ważną rolę, trudną, ale niezwykle ciekawą. Już sam proces przygotowań i analizy, kiedy siedzieliśmy z Agnieszką Holland i dziewczynami, czyli Kasią Warzechą i Kamilą Taraburą (współreżyserki filmu "Zielona granica") był bardzo interesujący. Dodatkowym ważnym elementem tego projektu było to, że graliśmy w nim oboje z Malwiną. (...)

Agnieszka Holland, teraz Xawery Żuławski, debiutowałeś u Macieja Pieprzycy i Andrzeja Wajdy. Masz szczęście do reżyserów.

- W tym zawodzie dużo zależy od szczęścia, ale trzeba też umieć to szczęście nie przegapić. Nie mówię tego z perspektywy kogoś, kto coś wykorzystał, bo myślę, że na takie podsumowania czas przyjdzie czas później, ale bez wątpienia mam poczucie, że wiele zawdzięczam dobrym zbiegom okoliczności.

Po maturze poszedłeś na studia dziennikarskie. Kiedy poczułeś, że chcesz być aktorem?

- Dość długo w ogóle nie widziałem, co chciałbym robić. Liceum to nie był dla mnie szczęśliwy okres. Zacząłem studiować dziennikarstwo, co akurat okazało się niezłą decyzją, w pewnym momencie zainteresowałem się reportażem filmowym. Pomyślałem, że może poszedłbym na jakiś kurs aktorski. Kursu nie znalazłem, za to złożyłem papiery do trzech publicznych uczelni aktorskich, w Krakowie byłem tuż pod kreską. Dla mnie to był znak, że warto w to pójść. Zrezygnowałem z dziennikarstwa, przeniosłem się do Krakowa i chodziłem do szkoły Lart Studio, w której przygotowywałem się do egzaminów. Rok później zostałem przyjęty do krakowskiej Akademii Teatralnej.

Nie bałeś się postawić wszystkiego na jego kartę?

- Właściwie cały rok w Larcie był ciągłym stresem, przecież tam jest pełno ludzi, którzy mają podobne marzenia, chcą równie mocno, więc automatycznie każdy z nas się nakręcał spekulując, marząc. Każdy był rywalem, więc motywacja była, szczególnie w przeddzień zdawania do szkoły teatralnej. Później długo nie doświadcza się tego typu adrenaliny, tej presji, że masz tam pójść i w 30 sekund przekonać do siebie profesorów, którzy uczą w tej szkole, że to możesz być ty, że masz w sobie zarówno tę gotowość, jak i chęć, żeby nabyć tę wiedzę.

Co cię kręci w aktorstwie?

- Teraz? Czy kiedy zaczynałem pracować w zawodzie?

A to się zmieniło?

- Wszystko się zmieniło. Teraz o czym innym mam ochotę opowiadać, mam inny punkt widzenia na tę pracę. Marzę, żeby móc przefiltrować to, co w sobie aktualnie niosę i jednocześnie opowiedzieć jakąś ciekawą historię. Tak jak o Jerzym Kuleju. Tam jest wiele rzeczy, które gdzieś mnie porywały, nad którymi się zastanawiałem, dodatkowo doszła możliwość zmierzenia się z bardzo wymagającym i wycieńczającym zadaniem. To mnie w tej pracy pociąga, jest dla mnie wyzwaniem, w którym przekraczam jakieś swoje granice. To wszystko składa się na cały ten cały fun, który wyciągam z tego zawodu. Może zabrzmi to dla kogoś naiwnie, może obrazoburczo, ale dla mnie cały czas praca jest zabawą.

Rozmawiała Izabela Komendołowicz-Lemańska

*****

Tomasz Włosok - w 2016 roku skończył krakowską Akademię Teatralną. Debiutował u Macieja Pieprzycy w "Jesteś mordercą" i "Powidokach" Andrzeja Wajdy. W 2020 roku na Festiwalu Polskich Filmów w Gdyni został nagrodzony za drugoplanową rolę w filmie "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa" w reż. Macieja Kawulskiego. Rok później był nominowany do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego za rolę w "Piosenkach o miłości" (reż. Tomasz Habowski). Nagrodę otrzymał w 2023 roku rolę w filmie "Zielona granica" Agnieszki Holland. Zagrał też m.in. w Hiacyncie", "Jak pokochałam gangstera", "Chrzcinach", serialach "Kruk" i "Nieobecni". W tym roku zobaczymy go w głównej roli w produkcji o Jerzym Kuleju. Jego partnerką jest aktorka Malwina Buss. Mają czteroletnią córkę Jagodę.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Włosok | Kulej (2024)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy