Wojciech Pokora: Aktor z przypadku? Mija pięć lat od śmierci artysty
Wojciech Pokora, wybitny aktor filmowy i teatralny, obdarzony niezwykłym talentem komediowym, wciąż jest dobrze obecny w pamięci widzów. Zawsze twierdził, że aktorem został przez przypadek, a żona, z którą spędził ponad 60 lat, była mu pisana. Artysta zmarł 4 lutego 2018 w wieku 83 lat. Jakie były jego najważniejsze wcielenia?
Wojciech Pokora urodził się 2 października 1934 r. w Warszawie. Ukończył Technikum Budowy Silników Samolotowych. Nim rozpoczął karierę aktorską, przez kilka lat pracował w FSO.
- Po ukończeniu Technikum Budowy Silników Samochodowych dostałem nakaz pracy na Żeraniu, w Fabryce Samochodów Osobowych, gdzie pracowałem ponad dwa lata. Założono tam wówczas amatorski zespół teatralny pod patronatem Teatru Powszechnego i postanowiłem się do niego zapisać. Tak, to czysty przypadek, że jestem aktorem i do dnia dzisiejszego podkreślam, że nie nadaję się do tego fachu. Oczywiście wykonuję go w miarę uczciwie, sumiennie, nawet powiedziałbym - z pokorą! - aktor mówił w rozmowie z "Tele Tygodniem".
Wojciech Pokora ma na koncie wiele znakomitych ról filmowych, nigdy jednak nie ukrywał, że najlepiej czuł się na deskach teatru.
"Na początku mojej kariery zostałem zaangażowany do Teatru Dramatycznego i byłem przekonany, że jestem aktorem dramatycznym. Tak się jednak złożyło, że w tym teatrze grali też m.in. Zdzisław Leśniak czy Wiesław Gołas, którzy uwielbiali się mną bawić, ponieważ byłem bardzo łatwy do rozśmieszania. Za każdym razem to wykorzystywali i rozśmieszali mnie na scenie i poza sceną. Pewnego razu kompletnie ugotowany zbiegłem ze sceny wprost w ramiona dyrektora teatru, który zdenerwowany powiedział mi, że są też inne teatry, do których nadaję się bardziej, skoro ze mnie taki śmieszek" - przyznał Wojciech Pokora.
Pokora zajmował się także reżyserowaniem komedii teatralnych. Jednym z jego ulubionych autorów był Ray Cooney, brytyjski mistrz współczesnej farsy, którego sztuki artysta reżyserował kilkakrotnie i to z wielkim sukcesem. "Mayday" Cooneya w reżyserii Pokory wystawiane jest od 1994 roku nieprzerwanie w Teatrze Bagatela w Krakowie. Sztuka święciła także triumfy w teatrach w Warszawie, Częstochowie, Wrocławiu i Katowicach. "Widać ludzie na świecie mają podobne poczucie humoru. Poza tym, to rzeczywiście kapitalny materiał komediowy. I zdecydowanie najlepsza sztuka Raya Cooneya" - twierdził Pokora.
Sukces spektaklu "Mayday" artysta uważał za swój osobisty sukces. "To ukoronowanie moich scenicznych wzlotów i upadków" - podkreślił w jednym z wywiadów.
Wojciecha Pokorę pamiętamy także z wielu wyrazistych kreacji telewizyjnych. W "Czterdziestolatku" wcielił się w postać inżyniera Mieczysław Gajnego, w "Alternatywach 4" oglądaliśmy go jako docenta Zenobiusza Furmana, wreszcie w "Zmiennikach" (na zdjęciu) zagrał Antoniego Kłuska, prezes klubu sportowego "Ogniwo".
Wojciech Pokora ma również na koncie wiele niewielkich ról w kinowych hitach. W "Rejsie" (1970) Marka Piwowskiego wcielił się w jednego z uczestników tytułowego rejsu, w "Misiu" Stanisława Barei zagrał pracownika Milicji Obywatelskiej i autora piosenek, z kolei w "Zezowatym szczęściu" Andrzeja Munka stworzył postać podchorążego w obozie - jego kreacja była jednak tak niewielka, że nie uwzględniono go w czołówce filmu.
Największą popularność i sympatię widzów przyniosła mu rola gosposi domowej Marysi w komedii "Poszukiwany, poszukiwana" Stanisława Barei. Aktor zdobył tym filmem ogromną popularność, ale było to dla niego przekleństwo. "To było przerażające. Kilkakrotnie zmieniałem numer telefonu, bo ludzie robili sobie żarty. Dzwonili i pytali, czy gosposia nie potrzebuje pracy. Na ulicy dzieci wołały za mną: 'Marysiu!' - wspominał.
"Był kimś wyjątkowym, niepowtarzalnym i niepodrabialnym w historii polskiej komedii. Potrafił pokazać w jednej postaci, którą grał - czasami śmiesznej, czasami smutno-śmiesznej - czułość, tkliwość, bezradność, często złośliwość, choleryczność, tchórzliwość, serwilizm, interesowność, absurdalność, ale i niezależność, i szaleństwo. To wszystko jest w człowieku, tym wulkanie dobra i zła" - wspominał Pokorę ksiądz Andrzej Luter.
W 2005 r. w rozmowie z dziennikarzem "Trybuny" Wojciech Pokora wyznał: "Coraz rzadziej zdarza mi się dobry humor. Bo i z czego tu się śmiać? Czasami mam wrażenie, że znalazłem się w domu wariatów, a świat kompletnie oszalał".
Był niezwykle skromny, a ponadto - jak mówiło się o nim w aktorskim środowisku - nieustannie dążył do zawodowej perfekcji. "Bardzo rzadko jestem zadowolony z granej przez siebie roli. Uważam, że mógłbym to zagrać lepiej" - mówił w tym samym wywiadzie.
Rola hrabiego Żorża Ponimirskiego w serialu "Kariera Nikodema Dyzmy" była ulubioną ekranową kreacją Wojciecha Pokory.
Miłością życia Wojciecha Pokory była żona Hanna, którą poznał, gdy byli jeszcze nastolatkami. Małżeństwo przetrwało ponad 60 lat, aż do śmierci aktora. Para miała dwie córki.
"Tak naprawdę to chyba byliśmy sobie przeznaczeni. Na początku naszej znajomości nie znosiłam Wojciecha, nie mogłam na niego patrzeć i gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że będzie moim mężem, tobym go najgrubszym flamastrem skreśliła na liście swoich znajomych. Wydawał mi się okropny, zarozumiały. Z czasem przyszła miłość... Mimo różnych przeszkód, a może właśnie dlatego, przetrwaliśmy. Moja mama, która początkowa go nie lubiła, bo co to za partia - aktor, później przepadała za nim"- Hanna Pokora mówiła o mężu w rozmowie z "Super Expressem".
Wojciech Pokora i jego żona zostali w 2014 roku nagrodzeni Srebrnymi Jabłkami magazynu "Pani".
Zobacz również:
Wojciech Pokora na scenie rozkwitał temperamentem
Pogrzeb Wojciecha Pokory. "Odszedł twórca ujmujący skromnością"