Sto lat temu urodził się Federico Fellini
Rozmawiając dzisiaj o Fellinim, mówimy przede wszystkim o największych dziełach, a jego twórczość była dużo bogatsza - przekonuje talianistka i krytyczka filmowa Anna Osmólska-Mętrak. Sto lat temu na świat przyszedł Federico Fellini, autor m.in. "Słodkiego życia", "Amarcordu" i "Casanovy".
Federico Fellini urodził się 20 stycznia 1920 roku w Rimini, jako syn komiwojażera handlującego towarami kolonialnymi i gospodyni domowej. Mając 18 lat, po ukończeniu szkoły wyjechał do Florencji. Utrzymywał się z pisania, rysowania karykatur i to właśnie jako rysownik zdobył już niejaką rozpoznawalność. Po jakimś czasie Federico postanowił przenieść się do Rzymu, gdzie zaprzyjaźnił się z innym przyszłym klasykiem włoskiego kina, Roberto Rossellinim, który zaprosił go do współpracy nad scenariuszem filmu "Rzym, miasto otwarte" (1945), późniejszej pierwszej części swojej trylogii o wojnie. Obraz ten, nominowany do Oscara, uważa się za początek neorealizmu we włoskim kinie. Warto dodać, że w 1995 roku znalazł się na watykańskiej liście 45 filmów fabularnych, które propagują szczególne wartości religijne, moralne lub artystyczne.
W rozmowie z PAP Anna Osmólska-Mętrak zwróciła uwagę, że "rozmawiając dzisiaj o Fellinim, mówimy przede wszystkim o największych dziełach, a jego twórczość była dużo bogatsza". Rozwijając swoją myśl krytyczka dodała: "Z reguły jest tak, że dzisiaj mówiąc - Fellini, mamy na myśli przede wszystkim takie filmy, jak 'La Strada' (1954), 'Osiem i pół' (1963) i 'Słodkie życie' (1960). W drugiej kolejności zaś 'Amarcord' (1973) i właściwie to wszystko, a przecież jego twórczość to ponad 20 filmów".
Jako reżyser Fellini debiutował nakręconym wspólnie z Alberto Lattuadą filmem "Światła variete" (1950). To historia młodej dziewczyny marzącej o karierze scenicznej. Pierwszym zaś samodzielnie nakręconym przez Felliniego filmem był "Biały szejk" (1952), w którym nowożeńcy z prowincji przybywają na miesiąc miodowy do Rzymu. Można tu dostrzec już niektóre cechy stylu reżysera - realistyczne obrazy i satyrę społeczną, ściśle połączoną z elementami fantazji. Warto dodać, że filmem tym Fellini rozpoczyna współpracę z kompozytorem Nino Rotą, który towarzyszyć mu będzie przy produkcji wielu następnych dzieł.
Rok później powstają "Wałkonie" (1953), również z muzyką autorstwa Nino Roty. Obraz opowiada historię mieszkającej na prowincji piątki przyjaciół przed trzydziestką, która w beztroski sposób przegapia swoje życie, trwoniąc marzenia. Film zdobył Srebrnego Lwa na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji (1953). Przyjmuje się, że film ten rozpoczyna najlepszą dekadę twórczości reżysera.
Rok 1954 potwierdza tę tezę, powstaje bowiem wówczas film uważany za jedno z arcydzieł tego reżysera - "La Strada". Zdobywa m.in. Oscara i Srebrnego Lwa. W rolach głównych wystąpili Anthony Quinn (Zampano) i żona reżysera, Giulietta Masina (Gelsomina). W następnych latach powstają "Niebieski ptak" (1955) i nagrodzone Oscarem, nakręcone specjalnie dla żony "Noce Cabirii" (1957). "La Strada" to przypowieść osadzona w klimacie magicznego realizmu. Był to ostatni tego typu film Felliniego. Z początkiem lat 60. Włoch kręci dzieła, dające ostre i sugestywne wizje kryzysu europejskiej cywilizacji. "Skończyła się faza filmów zbliżonych narracją do powieści, teraz filmy powinny upodobnić się do poezji. Staram się uwolnić moje prace od schematu: opowieść o początku, rozwinięciu i zakończeniu. Chcę, aby były one bardziej jak poemat, z metrum i kadencją" - mówił wówczas reżyser.
Takim filmem jest zdobywca Oscara za najlepsze kostiumy "Słodkie życie" (1960) - bogate plastycznie widowisko, gorzka satyra na upadek europejskich wartości. W rolach głównych wystąpili Marcello Mastroianni i Anita Ekberg. Wcielający się w postać dziennikarza i fotoreportera Marcello Rubiniego, Mastroianni stworzył postać, która stała się symbolem cynizmu paparazzo. Natomiast scena, w której filmowa Sylvia (Ekberg) kąpie się w rzymskiej fontannie, jest jedną z najsłynniejszych w dziejach kina. "Dzięki 'Słodkiemu życiu' znalazłem się w sytuacji idealnej, zupełnie jakby jakaś dobra wróżka spełniła moje trzy życzenia, będące w gruncie rzeczy jednym: móc pracować, nie tracić czasu na zdobywanie funduszy oraz samemu czuwać nad całością tego, co robię" - wspominał reżyser w książce "Ja, Fellini" Charlotte Chandler.
W 1963 roku powstaje ostatni czarno-biały film Felliniego, powszechnie uważany za jego najbardziej sztandarowe arcydzieło - "Osiem i pół". Można się w nim dopatrzyć wątków autobiograficznych, a grany przez Mastroianniego Guido jest swoistym alter ego reżysera. "To film o kondycji artysty, reżysera. Genezą tego filmu, przynajmniej to o czym opowiada sam Fellini, choć nie zawsze można mu wierzyć, był jego kryzys twórczy, który doprowadził do powstania tego arcydzieła. To też jest bardzo symptomatyczne" - oceniła Osmólska-Mętrak.
Obraz ten nagrodzono dwoma Oscarami, za najlepszy film nieanglojęzyczny i za kostiumy. "Fellini tym filmem nadał reżyserskiej profesji rangę, jaką do tej pory cieszyli się tylko kapłani sztuk tradycyjnych" - ocenia krytyk filmowy Michał Oleszczyk. "Był to film, który idealnie trafił w swój czas. Właśnie narodziła się kinofilia lat 60., szerokie rzesze ambitnych widzów po raz pierwszy zainteresowało się kwestią: 'Kto to taki, reżyser filmowy?'. Mistrzowie w typie Bergmana, Antonioniego i Felliniego stali się postaciami kultowymi, a 'Osiem i pół' idealnie ten kult wykorzystało i zmitologizowało" - dodał krytyk. Tymczasem historyk filmu prof. Tadeusz Lubelski w jednym z wywiadów dla Polskiego Radia zdradził: "Mój ulubiony okres twórczości Felliniego zamyka się w latach 1953-1963, od 'Wałkoni' (1953), przez 'La Stradę', 'Noce Cabirii', 'Słodkie życie' do 'Osiem i pół'. (...) Zrobić w ciągu dekady taki zestaw arcydzieł jest rzeczą niezwykłą".
W późniejszym czasie Fellini przeszedł do kolorowej taśmy. Do największych dzieł tego okresu zaliczyć można filmy takie, jak "Giulietta i duchy" (1965), "Satyricon" (1969), "Rzym" (1972), "Amarcord" (1973), "Miasto kobiet" (1980) oraz "Ginger i Fred" (1986). "Amarcord" jest filmem, w którym Fellini mówi o sobie najwięcej. W dialekcie rzymskim tytuł oznacza słowo "pamiętam". Jest to poetycki obraz codziennego życia w małym miasteczku w północnych Włoszech czasu dyktatury faszystowskiej. Nietrudno doszukać się tu fabularyzowanej autobiografii.
Mniej znane, ale również warte obejrzenia filmy Felliniego to m.in. "Klauni" (1970), skandalizujący "Casanova" (1976) z wybitną rolą Donalda Sutherlanda, "Próba orkiestry" (1978), "A statek płynie" (1983) czy "Wywiad" (1987). "Ostatni okres jego twórczości był słabszy, z różnych powodów, m.in. produkcyjnych. Już w latach 80. zrobił filmów niewiele i takich, o których mniej się pamięta. Najsmutniejsze jest to, że jego ostatni film zrealizowany niespełna cztery lata przed śmiercią - 'Głos księżyca' (1989) - jest prawie w ogóle nieznany. Było to smutne pożegnanie, bo filmem, o którym mało kto pamięta" - zauważyła Osmólska-Mętrak.
W roku 1993, tuż przed śmiercią, otrzymał honorowego Oscara za całokształt twórczości. "To był człowiek, który myślał obrazem. Zaczynał jako rysownik, wszystkie swoje postaci rozrysowywał. Doznania wzrokowe są podstawową warstwą u Felliniego. Dlatego też to się poddaje tak różnym interpretacjom, bo istota nie jest tu w słowie, tylko właśnie w obrazie. Te zaś mają to do siebie, że można je interpretować na wiele sposobów" - podkreśliła Osmólska-Mętrak. Na warstwę wizualną w twórczości Felliniego uwagę zwrócił również Lubelski: "Fellini nie był wybitnym intelektualistą, był natomiast człowiekiem niezwykle wrażliwym, znawcą sztuki. Świetnie czuł malarstwo".
Fellini zmarł 31 października 1993 roku w swoim ukochanym Rzymie. "Fellini kojarzony jest jako wizytówka i legenda włoskiego kina, najwybitniejszy reprezentant. Jednak, jeśli chodzi o oglądanie jego filmów i ich znajomość, to jest ona niestety niewielka. Dotyczy to przede wszystkim młodszego pokolenia, a trzeba podkreślić, że są to filmy do wielokrotnego oglądania. I rzeczywiście warto oglądać je wielokrotnie, bo za każdym razem można w nich odkryć coś nowego. Pod tym względem są nadal aktualne" - skonkludowała Osmólska-Mętrak.