Stanisław Mikulski: Życie z Klossem to nie bajka
"Stawka większa niż życie" nie schodzi z ekranów telewizyjnych od chwili premiery w 1968 roku. Tymczasem grający Hansa Klossa Stanisław Mikulski 1 maja w doskonałej formie i bardzo uroczyście obchodził 85. urodziny.
Czy czuję się spełniony i czy jestem szczęśliwy? Oczywiście w tym zawodzie człowiek nigdy nie jest do końca spełniony. Jednak ja uparcie będę powtarzać, że moje życie ułożyło się i nie mam prawa narzekać - zapewnia. Choć lekko nie miał - i jako aktor, i jako człowiek.
Życiowa rola Hansa Klossa w "Stawce większej niż życie" przyniosła mu tyle samo radości, co kłopotów. Serial odniósł gigantyczny sukces, on stał się gwiazdą pierwszej wielkości, ale gwiazdą zaszufladkowaną. Stracił szansę na granie innych ciekawych postaci.
- Chodziłem po reżyserach, żebrałem i nic. No, prawie nic. Dali mi zagrać Pana Samochodzika, czyli kolejną pozytywną postać typu Wujek Dobra Rada. Nie o taką rolę mi chodziło. Zagrać szmatę. Słabego faceta, który się ześwinił. Pijaka, złodzieja, cwaniaczka. Albo agenta obcego wywiadu, którego na końcu łapią. Marzyłem o taki postaciach, ale gdzie tam! Wciąż tłumaczono mi, że urodziłem się Klossem i że widzowie niechętnie by mnie widzieli w innych wcieleniach. I tak całe lata - opowiadał.
"Stawka..." dała mu jednak coś jeszcze. W trakcie pracy nad serialem poznał kostiumograf Jadwigę Rutkiewicz, która została jego drugą żoną (pierwszą była Wanda, primadonna operetki lubelskiej, matka jego syna Piotra, z którą rozwiódł się po 12 latach). Choć było to szczęśliwe małżeństwo, to jednak naznaczone tragicznymi przeżyciami - ich jedyny syn zmarł kilka godzin po porodzie, a w latach 70. ona ciężko zachorowała na ziarnicę (zmarła w 1985 roku).
Wtedy na jego szczęście pojawiła się propozycja objęcia stanowiska dyrektora Ośrodka Kultury Polskiej w Moskwie. Wyjechał, by - jak mówił - "się przewietrzyć". Wrócił po dwóch latach, w 1990 r., zakochany w młodszej od niego o 23 lata Małgorzacie. Są razem do dziś, a on u jej boku odnalazł upragniony spokój.
Miał 60 lat i chciał wrócić do zawodu. Ale to nie było proste - choć od "Stawki..." minęło ponad 20 lat, wciąż był Klossem. - Jakoś głupio mi było iść do któregoś z dyrektorów teatrów. Nie chcą mnie, to się nie będę napraszał. Siedziałem w domu i wgapiałem się w telefon - opowiadał.
Ten zadzwonił dopiero w 1995 roku. Mikulski dostał propozycję poprowadzenia teleturnieju "Koło fortuny". Zgodził się, bo to było coś nowego. I dawało pieniądze. Wtedy przypomnieli sobie o nim producenci popularnych seriali, powierzając mu granie epizodów. Jeden podobał mu się szczególnie - w "Złotopolskich" zagrał kiedyś wziętego aktora na emeryturze, którego nikt nie rozpoznaje...
Dzisiaj, z perspektywy czasu, docenia jednak szansę, jaką dostał od losu. - Dopisało mi szczęście, że to ja dostałem tę rolę. Wydaje mi się, że zagrałem ją względnie przyzwoicie. I nadal jestem Klossem - mówi. Zgodził się nawet wydać autobiografię "Niechętnie o sobie", w której opisał swoje życie. Przy okazji przyznał, że wciąż robi plany na przyszłość. - Nie myślę o żadnych smutnych sprawach, bo inaczej trzeba by usiąść, załamać ręce i czekać - twierdzi.
Dlatego już się cieszy na wyjazdy na działkę na Mazurach. - Mam tam chałupę, malutką, dwa pokoje, ale bardzo ją lubię. Ciągle coś tam dłubię, psuję, a potem naprawiam - żartuje. Jego 85. urodziny stały się dla reżysera Jarosława Antoszczyka pretekstem do nakręcenia poświęconego aktorowi odcinka serialu "Ikony srebrnego ekranu". Premiera odbędzie się jeszcze w tym roku.
EGP
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!