Sąsiedzi w polskim kinie. Jak pokazujemy Ukraińców na ekranach?
Kultura powinna raczej rozbijać stereotypy niż je utrwalać, niestety wiemy, że nie zawsze tak się dzieje. Przyjrzeliśmy się wybranym produkcjom, które poruszyły ten temat w trakcie ostatniej dekady i bilans jest słodko-gorzki. Czy teraz, gdy piszemy nowy rozdział w relacjach polsko-ukraińskich, kino nadąży za zmieniającą się rzeczywistością?
Film "Śniegu już nigdy nie będzie" to polsko-niemiecko-holenderski dramat z 2020 roku w reżyserii Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta. Obraz został zaprezentowany premierowo na festiwalu filmowym w Wenecji. Produkcja była polskim kandydatem do Oscara w kategorii filmu międzynarodowego, jednak nie otrzymała nominacji.
Najważniejszą postacią filmu jest Żenia, który urodził się w Czarnobylu, kilka lat po katastrofie w elektrowni atomowej. Chłopiec już od dzieciństwa przejawiał tajemnicze, bioenergoterapeutyczne zdolności. Jako młody mężczyzna postanawia wyjechać do Polski. Podstępem załatwia sobie zezwolenie na pobyt i rozpoczyna pracę w roli masażysty na zamkniętym osiedlu. Z przenośnym łóżkiem odwiedza zamożne rodziny, których członkowie pomimo materialnego dostatku, czują się dojmująco nieszczęśliwi. Dzięki hipnozie Żenia pozwala swoim klientom konfrontować się ze swoimi lękami, potrzebami i osobistymi dramatami.
W roli głównej wystąpił Alec Utgoff, brytyjski aktor urodzony w Ukrainie, znany m.in. z występu w serialu "Stranger Things".
"Najmocniejszym punktem 'Śniegu...' okazuje wcielający się w Żenię Alec Utgoff, który w czasie filmu przyjmuje wiele twarzy, zawsze odpowiednich do oczekiwań mieszkańców osiedla, u których akurat przebywa. Z naiwnym uśmiechem sprawdza się jako milczący obserwator i ujmujący kochanek. Udaje mu się także nadać swojemu bohaterowi aury tajemniczości, przez co do końca nie wiemy, czy jest on obdarzonym nadprzyrodzonymi mocami uzdrowicielem, czy może żerującym na nieszczęściu innych hochsztaplerem. Niestety, twórcy także w jego przypadku mają o wiele za dużo nigdzie niezmierzających pomysłów - m.in. wątek tragicznego dzieciństwa Żeni. Nie wybrzmiewa on także jako zwiastun nadziei dla kolejnych bohaterów" - ocenił recenzent Interii Jakub Izdebski.
"Sala samobójców. Hejter" to - jak podaje producent - "odbicie współczesnej rzeczywistości, w której powszechne są fake newsy i media społecznościowe, a równie wszechobecny hejt przybiera niespodziewane rozmiary".
Głównym bohaterem tej opowieści jest Tomek (Maciej Musiałowski) - pochodzący z biednej rodziny student prawa, którego przyłapano na plagiacie. Gdy zostaje wykreślony z listy studentów, postanawia zataić ten fakt i dalej korzystać z pomocy finansowej państwa Krasuckich (Danuta Stenka i Jacek Koman) - rodziców Gabi (Vanessa Aleksander), przyjaciółki z dzieciństwa, w której chłopak skrycie się podkochuje.
Kłamstwo w końcu wychodzi jednak na jaw, a Krasuccy tracą zaufanie do chłopaka. Wściekły Tomek planuje zemstę na rodzinie. Kiedy dostaje pracę w agencji reklamowej i ma już dostęp do najnowszego sprzętu, zaczyna podsłuchiwać Krasuckich, którzy są aktywnie zaangażowani w kampanię polityczną kandydata na prezydenta Warszawy - Pawła Rudnickiego (Maciej Stuhr).
Być może niewielu widzów pamięta, ale w filmie pojawia się też bohaterka z Ukrainy. To Oksana, gosposia Krasuckich. Jej przedstawienie nie odbiega w żaden sposób od stereotypu - kobieta mówi z wyraźnym wschodnim akcentem i pojawia się niemal "mimochodem", w zaledwie kilku scenach. Niestety twórcy nie zdecydowali się na rozwinięcie tego wątku, a w rolę Oksany wcieliła się polska aktorka (Rozalia Merzicka).
Jeśli mówimy o wątkach ukraińskich w polskim kinie, nie sposób pominąć jednego z najbardziej wstrząsających obrazów podejmujących temat dramatycznych wydarzeń w historii naszych wzajemnych relacji. "Ten film jest zrobiony po to, aby pamiętać, nie po to, żeby się mścić" - zapewniał w rozmowie Interią Wojciech Smarzowski. Mimo to premierze obrazu towarzyszyła atmosfera politycznego skandalu.
"Potrzebujemy dobrych relacji z Ukraińcami, a Ukraińcy z nami. To wszystko jest oczywiste. (...) Wydaje mi się, że po jakimś czasie ten film będzie pracował na oczyszczenie tych naszych relacji" - mówił Wojciech Smarzowski na konferencji po pokazie prasowym "Wołynia".
Obraz przedstawia rzeź dokonaną na Polakach przez oddziały Ukraińskiej Armii Powstańczej i miejscową ludność ukraińską, ale także akcję odwetową Polaków na Ukraińcach. Zdaniem reżysera "proporcje w filmie są dobrze wyważone". W produkcji pokazano mieszane małżeństwa polsko-ukraińskie, złych Ukraińców, ale też dobrych, którzy pomagali Polakom. Jednocześnie wśród Polaków także nie brakuje negatywnych bohaterów.
Smarzowski zapewniał ponadto, że "Wołyń" jest "wymierzony przeciwko skrajnemu nacjonalizmowi", ale jednocześnie "jest zrobiony z dużą wiarą w człowieka".
"Tylko wątek miłości ponad podziałami może zrównoważyć to okropne tło, o którym opowiadamy" - stwierdził reżyser, nawiązując do ostatniej sceny filmu.
"Dziewczyny ze Lwowa" to polski serial, który emitowany był na antenie TVP1 od 6 września 2015 do 20 grudnia 2019 roku. Zdjęcia do produkcji były realizowane w Warszawie i Przemyślu. Obyczajowa komedia w reżyserii Wojciecha Adamczyka cieszyła się dużą sympatią widzów i doczekała czterech sezonów.
Serial opowiada historię Uliany (Anna Gorajska), Poliny (Magdalena Wróbel), Olyii (Katarzyna Ucherska) i Swietłany (Anna Maria Buczek) - bliskich przyjaciółek, które poszukiwaniu lepszego życia opuszczają Ukrainę i udają się do Polski. Celem ich podróży staje się Warszawa. Tam próbują ułożyć sobie życie na nowo. Obraz opowiada o ich perypetiach związanych z życiem na emigracji. W obsadzie znalazło się całe grono znakomitych polskich aktorów, byli to m.in. Marian Dziędziel, Dorota Segda i Marta Lipińska.
Wielu widzów z zapartym tchem śledziło losy głównych bohaterek, w świetnych zresztą kreacjach polskich aktorek. Nie da się jednak ukryć, że serial w dużej mierze bazował na stereotypach, które funkcjonowały wtedy w Polsce na temat Ukraińców. Choć przerysowanie było elementem konwencji, to warto dziś zadać sobie pytanie, czy formuła nie poszła w tej kwestii za daleko.
Akcja serialu "Wataha" rozgrywa się na pograniczu polsko-ukraińskim. Fabuła skupia na losach pracowników Straży Granicznej, którzy zmagają się m.in. z handlem ludźmi, korupcją we władzach i mafijną działalnością mieszkańców regionu. Serial HBO Polska doczekał się trzech sezonów.
Ostatni znacząco różni się od poprzednich. "W tym sezonie 'Wataha' ma twarz kobiety. Główną antagonistką serii jest szefowa ukraińskiej mafii Tatiana Barkova, kreowana przez Evgeniyę Akhremenko, absolutne aktorskie odkrycie tego sezonu. Znalazła się również przestrzeń na rozbudowanie postaci Igi Dobosz granej przez Aleksandrę Popławską czy Agi Małek, w którą wciela się Dagmara Bąk" - mówi reżyserka, Olga Chajdas, cytowana przez producenta.
"Nikt nie jest tu czarno-biały. Ten serial wyraźnie pokazuje, że ktoś, kto kiedyś był dobry, może stanąć po stronie zła. I odwrotnie - nawet największy czarny charakter może mieć w sobie pierwiastek dobra. Dobosz także popełniła przestępstwo i musi radzić sobie z konsekwencjami. Mierzy się z Tatianą Barkovą, główną antagonistką serii graną przez Evgenię Akhremenko, ale trudno stwierdzić, by podział na dobro i zło przebiegał w ich przypadku bardzo jednoznacznie. Każda z nich musiała przekroczyć swoją wewnętrzną granicę" - mówi o trzecim sezonie Aleksandra Popławska.
Choć w zestawieniu pojawiają się produkcje, które traktują bohatera z Ukrainy w sposób indywidualny, nie brakuje też takich, które ukazują skrajnie uproszczony obraz rzeczywistości. Warto też zastanowić się, czy angażowanie polskich aktorów do ról Ukraińców nie jest przypadkiem pójściem na łatwiznę. Pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłości coraz częściej będziemy mogli oglądać zarówno bohaterów, jak i aktorów z Ukrainy w naszych rodzimych produkcjach.
Zobacz również:
Filmy o Ukrainie, które pozwolą lepiej zrozumieć sytuację za wschodnią granicą