Marian Opania: Żona wyciągnęła go z piekła. "To dzięki niej wciąż żyję"
Marian Opania - odtwórca ról profesora Zyberta w serialu "Na dobre i na złe", Bola w "Piłkarskim pokerze" i redaktora Winkela w "Człowieku z żelaza" - kończy 80 lat. "Gdybym urodził się drugi raz, nigdy nie zostałbym aktorem. Byłbym normalnym człowiekiem" - mówił w jednym z wywiadów.
"Niepozorny facecik, od którego nie można oderwać wzroku" - tak mówił o nim Kazimierz Kutz.
Marian Opania zadebiutował na ekranie dwa lata przed ukończeniem warszawskiej PWST jako Misiek w "Miłości dwudziestolatków". Później mogliśmy go oglądać jako: kaprala Łażewskiego w "Czterech pancernych i psie", redaktora Winkela w "Człowieku z żelaza", czy Roberta w "Komorniku".
Jego redaktor Winkel był rolą, w której aktor w pełni objawił się w zupełnie innym wcieleniu, ostatecznie porzucając zapamiętane przez wszystkich emploi - jak sam mówi "specjalistów od pierwszych miłości i zawadiackich żołnierzyków". Opania stworzył przejmującą kreację człowieka w średnim wieku, redaktora Radiokomitetu, pijaka i sługusa systemu, który oddelegowany z Warszawy do strajkującej stoczni ma zbierać materiały kompromitujące jednego z głównych przywódców protestu.
Kolejne lata przyniosły Opani ważne role Maćka Sumińskiego w "Stanie wewnętrznym" Krzysztofa Tchórzewskiego (1983) i Bola w "Piłkarskim pokerze" Janusza Zaorskiego (1988). Z powodzeniem grał w komediach: serialu telewizyjnym Stanisława Barei "Zmiennicy" (1986), "Rozmowach kontrolowanych" Sylwestra Chęcińskiego (1991), "Saunie" Filipa Bajona (1992).
Sympatię szerokiej widowni zyskał jednak jako Profesor Zybert w telewizyjnym serialu "Na dobre i na złe" (1999).
Opania występował także z wielkim powodzeniem w spektaklach muzycznych: "Brelu" w reżyserii Emiliana Kamińskiego i Wojciecha Młynarskiego (1985) oraz w kolejnych przedstawieniach w reżyserii Młynarskiego: "Wysockim" (1989) i Hemarze" (1987). "Wprost bezkonkurencyjny jest Marian Opania w utworze 'Ten wąsik' (parodiujący Hitlera, za co Niemcy poszukiwali Hemara po swoim wkroczeniu do Warszawy w 1939)" - notował Zbigniew Mierzwiński.
Wraz z Wiktorem Zborowskim tworzy Marian Opania Kabaret Super Duo. "Artyści prezentują program, na który składają się piosenki Młynarskiego, Wysockiego i Brela. W programie kabaretu są także śmieszne szmoncesy (humor żydowski), zapożyczone ze starych warszawskich kabaretów. Całość występu przeplatana jest zabawnymi anegdotami zza kulis teatru oraz opowieściami z planu filmowego. Na występie Super Duo możemy usłyszeć najlepsze teksty znane z kabaretów 60 i Kabaretu Starszych Panów" - czytamy w opisie ich występu.
Jedną z najwybitniejszych jego ról na deskach Ateneum był Kubuś w "Kubusiu Fataliście i jego panu" wg Denisa Diderota w reżyserii Andrzeja Pawłowskiego (1993). W 2010 roku na scenie Teatru Polonia wcielił się w tytułową postać Fredrowskiej komedii "Pan Jowialski". "Marian Opania gra pijanego Pana Jowialskiego 'koncertowo" - notowała Joanna Derkaczew.
"Zawsze grałem nieudaczników, ciepłych facecików. Nigdy nie miałem szansy zagrania silnego mężczyzny. Rolę Króla Leara powierzył mi pewien reżyser amerykański. Zadzwonił do mnie John Steppling, gdy był wykładowcą szkoły filmowej w Łodzi. 'A kto panu powiedział, że ja zagram Króla Leara?' - spytałem go. 'Pół szkoły tak mówi' - odpowiedział. I zagrałem. I miałem o dziwo, dobre recenzje. Potem chciał to powtórzyć w Los Angeles, ale pomyślałem sobie, że około 70. trudno zrobić karierę w Hollywood" - opowiadał w rozmowie z Polska Agencją Prasową.
Marian Opania nie jest bywalcem salonów. "Nie przepadam za 'wielkim światem'. Tych ścianek i tych oślepiających błysków po prostu nie cierpię. Tych zawiści, zazdrości, wyścigów mam dosyć. Mnie to nie bawi. Nigdy nie przepadałem za przyjęciami, rautami - zawsze stałem pod ścianą i nie wiedziałem, co z sobą zrobić" - mówił w rozmowie z PAP.
Zamiast na czerwony dywan, woli wybrać się... ryby.
Jedną z pasji Mariana Opani jest bowiem wędkarstwo. Na rozgrywanych co roku Zawodach Aktorów Wędkarzy zawsze jest jednym z faworytów imprezy.
W latach 70. XX wieku aktor zmagał się z uzależnieniem od alkoholu.
"Grywałem w teatrze, ale najciekawsze role dostawali inni. To był przykry okres. Zacząłem zaglądać głębiej do kieliszka, a nawet bardzo głęboko. To było piekło. Piłem alkohol, bo mnie nie obsadzano, a nie obsadzano mnie, bo piłem. Błędne koło. Ledwo się z tego wygrzebałem" - mówił Polskiej Agencji Prasowej.
W czasie studiów w stołecznej PWST Marian Opania uchodził za abstynenta.
"Nie piłem i nie paliłem przez całe studia, a po studiach zacząłem jedno i drugie. Wpadłem w taki wir roboty, że pozwalałem sobie... Ja, który w czasie przyjęcia maturalnego wylewałem wódkę do kwiatków, w latach siedemdziesiątych miałem potężny problem z alkoholem" - powiedział, wspominając najgorszy okres swojego życia.
Z powodu alkoholu na włosku zawisła nie tylko kariera Mariana Opani, ale też jego małżeństwo. Aktor przyznaje, że uzależnienie prawie zrujnowało mu życie. Żona, a byli wtedy zaledwie kilka lat po ślubie, postawiła mu warunek - albo ona, albo alkohol. Obiecała jednak, że pomoże mu w walce z nałogiem. I słowa dotrzymała.
"Rozumiała problem, wiedziała, że to choroba. Wyciągnęła mnie z piekła. To dzięki żonie wygrzebałem się i teraz nawet piwa nie piję. Jestem twardy w tym postanowieniu" - przyznaje Opania.
"Byłem otoczony kochającymi ludźmi i, chcąc wyjść z nałogu, znalazłem sobie nadrzędny cel, do którego zacząłem uparcie dążyć. Tym celem była rodzina. Uratowała mnie żona. To dzięki niej wciąż żyję" - powiedział niedawno.
W listopadzie 2012 roku Opania dostał propozycję zagrania jednej z najważniejszych ról w swojej karierze. W "Smoleńsku" Antoniego Krauze miał się wcielić w prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "Potwierdzam, że otrzymałem taką propozycję, ale... odmówiłem udziału w tym filmie" - ujawnił aktor.
I wytłumaczył, dlaczego nie zgodził się przyjąć roli, którą ostatecznie zagrał Lech Łotocki.
"Z Antkiem Krauze, utalentowanym reżyserem i moim przyjacielem miałem bardzo niemiłą rozmowę. Powiedziałem mu, że mogę zagrać każdego, nawet Gomułkę - umiem go nawet naśladować - ale śp. Lecha Kaczyńskiego nie chcę grać, mimo mojego prawicowego nastawienia. Nie mógł się z tym pogodzić, choć nasza wcześniejsza współpraca układała się znakomicie. Nie zagrałbym ani z tej, ani z tamtej strony w filmie stricte politycznym, choć prezydenta Kaczyńskiego darzyłem szacunkiem i sympatią, a jego żonę uwielbiałem" - przyznał Opania.
I przekonuje, że "aktorstwo to nie jest łatwy zawód". "Panienki wyobrażają sobie, że to są czerwone dywany, Cannes, ścianki, piękno i podziwianie. Tak, ale potem się zestarzeją i nikt nie będzie ich chciał. I co potem - skok z okna, narkotyki, wódka? Wielu nie wytrzymało tego naporu" - zauważa aktor.
Opania przyznaje jednak, że w aktorstwie są też momenty piękne, bo efekty pracy aktorów wzruszają ludzi, rozśmieszają ich, dają powody do przemyśleń. Mimo to drugi raz nie zdecydowałby się na aktorstwo. "Gdybym urodził się drugi raz, nigdy nie zostałbym aktorem. Byłbym normalnym człowiekiem. Amatorsko uprawiałbym sztukę - rzeźbił, pisał wiersze, malował. Robiłbym różne rzeczy, ale nie byłbym komediantem, nie byłbym człowiekiem na sprzedaż" - kwituje Opania.