Jamie Lee Curtis zobowiązała się, że nie zagra więcej w serii „Halloween”
W piątek 14 października w amerykańskich kinach będzie miał premierę film "Halloween. Finał", czyli trzecia część nowej trylogii "Halloween". W Polsce będzie ją można zobaczyć dwa tygodnie później. Wszystko wskazuje na to, że jest to ostatnia odsłona słynnego cyklu, w której w roli Laurie Strode zobaczymy Jamie Lee Curtis. Aktorka powtarzała wielokrotnie, że nie zagra w kolejnych częściach, a teraz zobowiązała się do tego na piśmie.
Jamie Lee Curtis po raz pierwszy w rolę Laurie Strode wcieliła się w filmie Johna Carpentera "Halloween" z 1978 roku. 42 lata później jej przygoda z tą postacią się kończy. Aktorka zapewniała już kilkukrotnie, że będzie to ostatnia część popularnego cyklu, w której pojawia się Laurie. Teraz potwierdziła to w wieczornym programie Jimmy’ego Kimmela, gdzie podpisała stosowne zobowiązanie.
Taką pisemną deklarację niejako wymusił na aktorce Kimmel, który nie krył, że nie wierzy w jej powtarzane wiele razy zapowiedzi. Dlatego w trakcie rozmowy wręczył jej do podpisania dokument, którego treść najpierw odczytał.
"Deklaruję, że to mój ostatni film z serii 'Halloween'. Ja, Jamie Lee Curtis, królowa krzyku, córka Janet Leigh i Tony’ego Curtisa, matka Lindsay Lohan, niniejszym przyrzekam pod karą krzywoprzysięstwa, że 'Halloween. Finał' będzie ostatnim filmem cyklu "Halloween", w jakim się pojawię po wsze czasy, uwzględniając wszystkie sequele i mulitwersy. Niewywiązanie się z tej deklaracji egzekwowane będzie przez komisariat policji z Haddonfield w stanie Illinois" - napisano w dokumencie.
Fragment dotyczący Lohan był żartem z filmu "Zakręcony piątek". Z kolei Haddonfield to fikcyjne miasto, w którym rozgrywa się akcja filmów z serii "Halloween".
I choć Jamie Lee Curtis zażartowała, że przed podpisaniem tego dokumentu powinna skonsultować się ze swoim prawnikiem to ostatecznie złożyła na nim swój podpis.
Czytaj więcej:
Brad Pitt dusił własne dziecko? Jest odpowiedź!
Ruszył proces Kevina Spaceya. Aktor twierdzi, że jest niewinny
"Miłość na pierwszą stronę": Ja cię kocham, a ty pstryk [recenzja]