Hollywoodzki gwiazdor ukrywał diagnozę. "Wielu ludzi uważa tę chorobę za zemstę"
Był utalentowanym aktorem, tancerzem, wokalistą oraz reżyserem. Jednak dla większości widzów i znawców kina na zawsze pozostanie Normanem Batesem z kultowego horroru Alfreda Hitchcocka. Prywatnie Anthony Perkins skrywał wiele tajemnic, które ujrzały światło dziennie na krótko przed jego śmiercią.
- Anthony Perkins odziedziczył talent aktorski po ojcu. Po jego śmierci zafascynowany studiował jego scenariusze oraz filmy.
- Przegrał casting z Jamesem Deanem, ale reżyser "Na wschód od Edenu" dał mu kolejną szansę. Kilka lat później Perkins został okrzyknięty godnym następcą tragicznie zmarłego aktora.
- Występ w "Psychozie" Alfreda Hitchcock przełamała jego wizerunek sympatycznego chłopca z sąsiedztwa.
- Sława nie cieszyła Anthonego. Uciekł przed nią do Francji i z sukcesami podbijał kino europejskie.
- Przez całe życie zmagał się z własną orientacją seksualną, a pod koniec skrywał przez światem poważną chorobę.
- "Wielu ludzi uważa tę chorobę za zemstę boga. Ja wierzę, że pojawiła się, by nauczyć ludzi miłości, wyrozumiałości i współczucia" - powiedział przed śmiercią Anthony Perkins.
Przyszły gwiazdor Hollywood przyszedł na świat w kwietniu 1932 roku. Ojciec Anthony'ego, Osgood Perkins, był wziętym aktorem odnoszącym sukcesy na Broadwayu. Chłopiec podziwiał ojca, ale spędzał z nim bardzo mało czasu. Osgood częściej niż w domu przebywał na scenie. Wychowaniem syna zajęła się matka, Janet Esselstyn, przy pomocy francuskiej niani Jane, której Tony zawdzięczał bardzo dobrą znajomość języka francuskiego.
Pod nieobecność ojca matka zaczęła wywierać ogromny wpływ na życie małego Tony'ego. "Stałem się nienormalnie bliski mojej matce" - wspominał sam aktor. Motyw silnej więzi matki i syna często powraca w filmach z jego udziałem. W jednym z wywiadów przyznał, że bywał zazdrosny o własnego ojca. Chciał mieć matkę tylko dla siebie. Jednocześnie czuł, że musi się od niej odciąć. "Mówił, że łączyła go bliska więź z dominującą matką. I na różnych różnych etapach życia czuł potrzebę uwolnienia się od niej" - mówił jeden z jego znajomych w filmie dokumentalnym "Antohony Perkins, aktor niepokojący".
We wrześniu 1937 roku Osgood Perkins zmarł w wyniku zawału serca. Zaledwie pięcioletni Anthony miał ogromne poczucie winy po śmierci ojca. "Byłem przerażony. Założyłem, że zabiło go moje moje pragnienie jego śmierci. Modliłem się i modliłem, aby mój ojciec wrócił. Pamiętam długie noce przepłakane w łóżku. Przez lata pielęgnowałem nadzieję, że tak naprawdę nie umarł. Ponieważ widziałem go na filmie, czułem się tak, jakby wciąż żył. Stał się dla mnie mityczną istotą, której należało się bać i którą trzeba było ułagodzić" - wyznał w rozmowie z magazynem "People".
Anthony zaczął niemal maniakalnie studiować scenariusze ojca. Oglądał produkcje z jego udziałem, studiował role Osgooda. Szybko stało się jasne, że pójdzie w jego ślady. Dorastający Perkins spędzał czas w otoczeniu kobiet, bliższych i dalszych przyjaciółek jego matki. Z czasem Janet Esselstyn zaczęła przekraczać cielesne granice syna. "Ciągle mnie dotykała i pieściła. Nie zdając sobie sprawy, jaki efekt wywierała na dorastającym chłopcu" - wspominał aktor.
Jako nastolatek zaczął silniej odczuwać brak ojca. Miał również problemy w szkole. Postanowił jednak skupić się na nauce, a matka na jego prośbę przeniosła go do szkoły dla chłopców. W mniejszej klasie wreszcie poczuł się swobodnie. Z czasem odkrył w sobie pasję do aktorstwa. Występował w szkolnych przedstawieniach. Wakacje 1947 roku spędził z trupą teatralną znajomych matki. Miał 18 lat, gdy rozpoczął studia aktorskie. W kinie debiutował jeszcze jako student w roli Freda Whitmarsha w komediodramacie George’a Cukora "Aktorka".
Zobacz również:
Rock Hudson: Gwiazdor Hollywood latami ukrywał sekret
Romy Schneider: Życie aktorki nie było bajką. Zmarła przedwcześnie
Francoise Dorléac szła po sławę. Siostra Catherine Deneuve zginęła tragicznie
Wziął udział w przesłuchaniu do filmu "Na wschód od Edenu". Ostatecznie przegrał z Jamesem Deanem. Młodziutki aktor zrobił jednak ogromne wrażenie na reżyserze filmu. Elia Kazan obsadził go w sztuce "Herbata i sympatia" z 1954 roku. Dla Perkinsa była to bardzo osobista rola. Sztuka odzwierciedlała wydarzenia ze studenckich czasów aktora. Jeden ze studentów został wtedy ciężko pobity, a przyczyną napaści miał być jego homoseksualizm. Wśród studentów zapanowała atmosfera strachu.
"Sztuka opowiadał o młodym i wrażliwym mężczyźnie niepewnym swojej męskości w homofobicznym środowisku. Perkins dużo wniósł do swojej pierwszej roli" - ekspert w filmie "Anthony Perkins, aktor niepokojący". W tym czasie Perkins sam zmagał się ze swoją seksualnością. Poruszająca trudne tematy sztuka odniosła ogromny sukces. Nie tylko widzowie i krytycy zachwycali się Anthonym, ale również jego koledzy i koleżanki z teatru. "On był tym chłopcem. Widziałem wcześniej Johna Kerra, ale Tony miał fantastyczną jakość do tej roli - całą surowość, ból i zamieszanie, po prostu miał. Jego występ był dla mnie niezwykle przejmujący" - mówiła o nim jego sceniczna partnerka, Joan Fickett.
Wkrótce o młodego Perkinsa upomniało się Hollywood. Od samego początku grywał u boku wielkich gwiazd. Chociaż sprawiał wrażenie skromnego, cichego młodzieńca, to wprost rozkwitał na planie. Nie dał się przyćmić nawet największym nazwiskom złotej ery Hollywood. W westernie "Przyjacielska perswazja" towarzyszył Gary'emu Cooperowi. Jednak to zaledwie 24-letnim aktorem zachwycali się widzowie. Córka Coopera, Maria Cooper Janis, wspominała, że jej ojciec podziwiał młodszego kolegę z planu. "Wiem, że mój ojciec uwielbiał Tony'ego Perkinsa. Mój ojciec uważał, że był piekielnie dobrym aktorem" - stwierdziła.
Po roli w westernie wszyscy chcieli obsadzać Perkinsa w swoich filmach. W 1958 roku "Newsweek" napisał o nim "to najprawdopodobniej najlepszy amerykański aktor dramatyczny przed trzydziestką". Anthony Perkins był nie tylko zdolnym, ale również niezwykle sympatycznym człowiekiem, z którym po prostu chciało się współpracować. W komedii romantycznej "Duby smalone" partnerowała mu debiutująca na ekranie Jane Fonda. Perkins robił wszystko, by młodziutka aktorka czuła się swobodnie w jego towarzystwie oraz na planie.
Jednym z jego najważniejszych filmów był dramat w reżyserii Stanleya Kramera, "Ostatni brzeg" z 1959 roku. Produkcja opowiadała o świecie zniszczonym przez wojnę atomową, w którym ludzkość odlicza dni do końca swojego istnienia. "Moja postać nie chce się zmierzyć z rzeczywistością, przede wszystkim dlatego, że ma dziecko. Tony pięknie zagrał człowieka, który próbuje dojść do ładu z osobą nieprzyjmującą do wiadomości prawdy. Kiedy go poznałam i zjedliśmy razem kolację, Tony chciał, żebym czuła się przy nim swobodnie jako aktorka. Powiedział: 'zachowuj się tak, jakbyś jadła w domu'. Próbował stworzyć między nami intymną atmosferę. To było nasze pierwsze spotkanie" - wspominała pracę z Perkinsem aktorka Donna Anderson.
Hollywood widziało go w rolach młodych amantów oraz uroczych chłopcach z sąsiedztwa. Taki miał być również prywatnie. W tamtych czasach wizerunek gwiazd był często narzucany przez producentów. Nawet niewielkie odejście od "normy" mogło oznaczać koniec kariery. Dlatego Anthony Perkins nie mógł otwarcie mówić o swojej orientacji. Dziś określa się go jako osobę biseksualną. Podobnie do wielu znanych gwiazdorów, niemal przez całe życie ukrywał swoje prawdziwe oblicze. By spełnić pokładane w nim nadzieje, pojawiał się u boku pięknych gwiazdeczek. Za to prywatnie wiązał się z kolegami po fachu.
Wizerunek sympatycznego młodzieńca pomógł mu przełamać mistrz kina grozy - Alfred Hitchcock. "Hitchcock nie szufladkował aktorów. Łagodny chłopiec z sąsiedztwa nie kojarzy się z brutalna zbrodnią" - tłumaczył w filmie "Anthony Perkins, aktor niespokojny" krytyk Allan Hunter. W filmie "Psychoza" Perkins stworzył ikoniczną rolę. Jego Norman Bates jest jedną z najpopularniejszych postaci popkultury. Współpracę z Hitchcockiem aktor uznał za najbardziej udanych w swojej karierze. W wywiadach z zapałem bronił kontrowersyjnego artystę.
Łączyło ich podobne poczucie humoru. Reżyser chodząc po planie nazywał swoją gwiazdę "paniczem Batesem". Zachęcał aktora do utożsamiana się z postacią. Perkins na planie nosił nawet własne ubrania. Sukces "Psychozy" wynika w dużej mierze właśnie z tej doskonałej relacji reżysera i aktora. Hitchcock i Parkins rozumieli postać Batesa. Reżyser darzył aktora wyjątkową sympatią. Zdając sobie sprawę, że bliskie towarzystwo kobiet potrafi onieśmielić Anthony'ego, dał mu tydzień urlopu. W tym czasie ekipa nagrała morderstwo pod prysznicem. I tak, w najsłynniejszej scenie "Psychozy" widzimy na ekranie nie Anthony'ego Perkinsa, a jego dublera.
"Psychoza" niemal od razu stała się filmem kultowym. Jednak jej sukces zakłócił dotychczasowe spokojne życie Perkinsa. "Zaszkodził mi, bo widzowie zaczęli mnie z tego typu rolami. Pomógł, bo ludzie widząc mnie na ulicy nie mówili już 'idzie ten jak mu tam'. Zaczęli kojarzyć moje nazwisko z twarzą. Skutek był dwojaki" - mówił w rozmowie z Bobbym Wraintantem z NBC.
Chcąc uwolnić się od "Psychozy" niespodziewanie wyjechał do Europy i osiedlił się we Francji. Tam zagrał w skromnym filmie "Miecz i waga". W Paryżu czuł się swobodnie. Tu nie musiał silić się na wizerunek amanta czy macho. Był młody i... zakochany. Wolne chwile spędzał u boku aktorka Jean-Clauda Brialy. W "mieście zakochanych" mogli cieszyć się większą swobodą niż w Stanach. Z kolei francuscy twórcy oraz widzowie docenili artystyczną wrażliwość Perkinsa. Dzięki francuskiej niani swobodnie porozumiewał się po francusku. Cieszył się więc spokojem i możliwością grania w kinie europejskim.
Na początku lat 60. został nagrodzony w Cannes. W 1962 zagrał w swoim najważniejszym filmie europejskim - "Procesie" w reżyserii Orsona Wellesa. Perkinsowi na ekranie towarzyszyła wielka gwiazda - Romy Schneider. Podczas gdy jego europejska kariera rozkwitała, w Hollywood zaczęli o nim zapominać. Czasami wracał do Stanów gdzie został zepchnięty na drugi plan i kręcił głównie filmy telewizyjne. Nie zniechęcał się jednak i chętnie przyjmował różne role. Film "Sędzia z Teksasu" był przełomem w jego życiu prywatnym. Na planie poznał aktorkę Victorię Principal, z którą połączyła go wielka namiętność. Miał wtedy prawie czterdzieści lat. Do tamtej pory kobiety podobały mu się, ale ich nie uwodził.
Mówiono, że Principal i Perkins na cztery dni zamknęli się razem w pokoju hotelowym. Ich romans zakończył się jednak równie szybko, jak zaczął. Niecałe dwa lata później, 9 sierpnia 1973, podczas skromnej uroczystości Perkins poślubiła fotografkę i aktorkę Berry Berenson. Towarzyszyła im matka aktora oraz jego przyjaciel. Małżonkowie poznali się rok wcześniej podczas przyjęcia w Nowym Jorku. Jednak ich wzajemna fascynacja zaczęła się dużo wcześniej. Berry jako nastolatka podkochiwała się w przystojnym aktorze. Namiętnie oglądała jego filmy i zbierała wszystkie artykuły na jego temat. '
Z kolei Tony natrafił kiedyś na jej zdjęcie i wyznał przyjacielowi, że chciałby się ożenić z kobietą w tym typie. Znając romantyczną przeszłość aktora, wiele osób zastanawiało się co tak naprawdę łączyło go z żoną. Przyjaciele Tony'ego nie wróżyli im długiego stażu. "Wiele osób patrzyło na nas i mówiło: 'Kogo oni oszukują? To nigdy nie zadziała'. Byłem tak naiwna, że nie mogłem zrozumieć, o czym mówią. Powiedział mi [że jest gejem], a po prostu tego nie zarejestrowałam" - wspominała sama Berry.
Mimo to tworzyli bardzo zgrany związek. "To było prawdziwe poczucie małżeństwa między nimi. Cokolwiek mieli, było cudowne. To była prawdziwa rodzina" - napisał Dominick Dunne w nieoficjalnej autobiografii aktora. Perkins i Berenson doczekali się dwóch synów, a aktor robił wszystko, by być obecnym w życiu chłopców. "Pamiętam, ze byłem u niego w domu i jadłem kolację z nim, jego żoną oraz dziećmi. Byli jak każda inna rodzina z klasy średniej. Nie mogłem uwierzyć, że Tony przynosi do stołu groszek i napełnia szklanki mrożoną herbatą" - wspominał scenarzysta Tom Holland.
W Nowym Jorku Perkins odnosił sukcesy na Broadwayu. Pod koniec lat 70. z całą rodziną przeprowadził się do Los Angeles. Niespodziewanie, Hollywood po siedemnastu latach nieobecności powitało go z otwartymi ramionami. Zagrał m.in. w widowiskowym filmie Disneya, "Czarna dziura" oraz produkcji "Akcja na morzu północnym". Jednak szybko przekonał się, że Hollywood nie ma litości dla dojrzałych aktorów. W 1983 roku wrócił do swojej ikonicznej roli. "22 lata później Norman Bates wraca do domu" - pisano w gazetach. "Miał zagrać typ bohatera, którego widzowie darzą sympatią. Napisałem dla Tony'ego rolę, w której bohater ewoluuje w sposób uzasadniony psychologicznie i budzi współczucie. Tony zgodził się ją zagrać" - tłumaczył Tom Holland.
"Psychoza II", podobnie do oryginału, cieszyła się ogromną popularnością. Był to największy kinowy przebój 1983 roku. Sam aktor bardzo zaangażował się w promocję produkcji, która była dla niego logicznym przedłużeniem oryginału. Media oszalały, gdy usłyszały o powrocie Perkinsa do kultowej roli. Był to największy przebój 1983 roku. Aktor bardzo się zaangażował w promocję filmu. Kilka lat później zadebiutował jako reżyser trzeciej części serii. Dał się poznać jako człowiek, który doskonale wie, czego chce. Był przy tym niezwykle empatyczny i wprowadzał na planie bardzo dobrą energię. Ekipa filmowa oraz aktorzy zachwycali się skromnym amerykańskim artystą. Był bardzo bystry, miał wspaniałe poczucie humoru, a przede wszystkim szanował swoich współpracowników. "Był ciepły, przystępny i zaangażowany. Często reżyserzy i producenci są tak pochłonięci pracą, że nie poświęcają zbyt wiele uwagi takim skromnym osobom, jak ja. On był fajny - tak go zapamiętałam" - wspominała Lee Garlington.
W 1990 roku plotkarski magazyn "The National Esquire" opublikował sensacyjny artykuł: "gwiazda 'Psychozy' Anthony Perkins ma wirusa AIDS". Informację tę otrzymał od pracownika jednego z laboratoriów medycznych. Perkins w obawie o karierę wszystkiemu zaprzeczył. Pracował wtedy nad czwartą częścią "Psychozy" i obawiał się, że gdyby prawda wyszła na jaw, byłby to koniec jego kariery. "Nie chciał, by ktoś się dowiedział. Uważał, że jeśli to wyjdzie na jaw, nikt nie będzie chciał z nim pracować" - mówiła jego żona w rozmowie z "New York Timesa".
O chorobie wiedzieli najbliżsi aktorka i pomagali mu ukryć diagnozę przed światem. "Wielu naszych przyjaciół nie wiedziało o jego chorobie, ponieważ Tony nie chciał im się zwierzać. Teraz ludzie mówią: "Och, gdybym tylko wiedział, od razu dałbym mu jakąś rolę". Nie wiem, czy w to wierzę" - dodała Berenson. Media nie dawały im jednak spokoju: "Byli straszni, śledzili nawet naszą gosposię. Krążyli nad nami jak sępy". Idąc na badania podawał fałszywe nazwisko w obawie przed kolejnym przeciekiem.
Wiosną 1992 roku Perkins nakręcił swój ostatni film "Zbrodnia doskonała". Po zakończeniu zdjęć zaszył się w domu i niemal z niego nie wychodził. Z każdym tygodniem czuł się coraz gorzej. Premiery swojego filmu już nie doczekał. Zmarł 12 września 1992 roku w otoczeniu najbliższych. Anthony Perkins wiedział, że umiera. Ostatnie dni spędzał na rozmowie z nastoletnimi synami, którzy zapisywali jego przemyślenia.
"Zdecydowałem się nie rozgłaszać tego publicznie, ponieważ, cytując 'Casablankę', nie jestem zbyt szlachetny, ale nie trzeba zbyt wiele, by zobaczyć, że problemy starego aktora nie stanowią wzgórza fasoli na tym zwariowanym, starym świecie" - mówił. Dodał przy tym, że nauczył się "więcej o miłości, bezinteresowności i ludzkim zrozumieniu od ludzi, których spotkałem w tej wielkiej przygodzie w świecie AIDS, niż kiedykolwiek w gardłowym, konkurencyjnym świecie, w którym spędziłem swoje życie".
O śmierci aktora poinformowały media na całym świecie. Często cytując ostatnie słowa Perkinsa: "Wielu ludzi uważa tę chorobę za zemstę boga. Ja wierzę, że pojawiła się, by nauczyć ludzi miłości, wyrozumiałości i współczucia".
Berry Berenson zginęła 11 września w ataku terorystycznym. Znajdowała się w jednym z samolotów. Synowie poszli w ich ślady. Elvis poszedł w muzyczną stronę, Oz zajmuje się reżyserią (m.in. netflixowe "I Am the Pretty Thing That Lives in the House").