Grażyna Staniszewska: Danusia z "Krzyżaków". Ta rola zniszczyła jej karierę
Rola Danusi w filmie "Krzyżacy" Aleksandra Forda wyniosła ją na szczyt popularności. Mogła być wielką gwiazdą, ale życie potoczyło się inaczej. Uwielbiany przez miliony Polaków film zniszczył jej świetnie zapowiadającą się karierę. Grażyna Staniszewska przez kolejnych kilkanaście lat nie zagrała w żadnej produkcji kinowej. Zmarła 4 marca 2018 roku zapomniana przez widzów.
Grażyna Staniszewska urodziła się 23 lipca 1936 roku w Łodzi. Miała 24 lata, kiedy niespodziewanie została gwiazdą. Otrzymała wówczas główną rolę kobiecą w polskiej superprodukcji, której rekordu oglądalności, sięgającego imponującej liczby 33 mln widzów, nie udało się pobić do dziś. W "Krzyżakach" (1960) Aleksandra Forda aktorka zagrała piękną jasnowłosą Danusię Jurandównę.
Oczywiście nie była debiutantką. Zdążyła już wcześniej zagrać w znaczących produkcjach. Po raz pierwszy na ekranie pojawiła się w "Szkicach węglem" (1956) Antoniego Bohdziewicza. W "Krzyżu walecznych" (1958) Kazimierza Kutza wcieliła się we wdowę po Joczysie, a w "Popiele i diamencie" (1958) Andrzeja Wajdy jako Hanka Lewicka, piosenkarka z hotelu, przejmująco zaśpiewała "Czerwone maki na Monte Cassino". Z kolei w "Zamachu" (1958) Jerzego Passendorfera, opowiadającym o usunięciu Franza Kutschery - kata Warszawy podczas II wojny światowej, oglądaliśmy ją jako Krysię.
Reżyserowi Aleksandrowi Fordowi zależało na nowych, mało opatrzonych twarzach. Staniszewska nie musiała nawet specjalnie zabiegać o rolę. To do niej się zgłoszono.
"Danusia musiała mieć jakąś twarz, czyjąś sylwetkę. Użyczyłam jej swojej i na tym właściwie kończył się mój aktorski wkład. Ford niczego nie narzucał, odzywał się tylko, gdy był z czegoś niezadowolony" - wspominała aktorka.
Młodą Jurandównę zagrała jednak niezwykle przekonująco, choć prywatnie znacznie się od niej różniła: miała krótsze i kręcone włosy (do roli nakładała perukę) i była dwukrotnie starsza od granej przez siebie Danusi - ta w chwili poznania Zbyszka z Bogdańca ma zaledwie 12 lat. Scena, w której Danusia ratuje ukochanego Zbyszka przed karą śmierci, narzucając swojemu umiłowanemu na głowę chustę i krzycząc: "Mój ci on", weszła na stałe nie tylko do kanonu scen filmowych, ale też do potocznego języka.
Film okazał się przebojem, ustanawiał kinowe rekordy nie do pobicia. Jednak dla dotąd mało znanych aktorów, "Krzyżacy" wcale nie okazali się wstępem do kariery. Staniszewska mówiła wręcz o przekleństwie. Zresztą nie tylko ona.
"Wydawało się po premierze 'Krzyżaków', że świat legł u naszych stóp. Lecz, jak to się często zdarza w aktorskim życiu, olbrzymia popularność obróciła się przeciw nam. Trudno uwierzyć, ale po filmie Forda nie dostałem już naprawdę interesującej roli. Podobnie było z Grażyną" - wspominał jej partner Mieczysław Kalenik, filmowy Zbyszko z Bogdańca.
Reżyserzy zaczęli omijać gwiazdy "Krzyżaków" szerokim łukiem.
Film Forda miał premierę w 1960 roku, a kolejna rola Grażyny Staniszewskiej pochodzi dopiero z 1973 roku. Zagrała wtedy drugoplanową rolę w dramacie Janusza Majewskiego "Zazdrość i medycyna". To aż 13 lat przerwy! Zapraszano ją co prawda do udziału w spektaklach teatralnych, ale kino się przed nią zamknęło.
Po "Zazdrości i medycynie" nic się nie zmieniło. Już nikt nie pamiętał o słynnej Danusi z "Krzyżaków". Minęło kolejne 16 lat. Ostatnią kinową rolą aktorki był występ w "Lawie" Tadeusza Konwickiego (1989). Potem Staniszewska zakończyła karierę.
Dużo łaskawszy okazał się dla niej teatr. Została aktorką Narodowego w zespole Kazimierza Dejmka. Widownia wybuchała gromkim śmiechem na jej "Krokodyla daj mi luby" w "Zemście". Uwielbiano także jej uroczą rolę w "Niezwykłej przygodzie pana Kleksa" gdzie zagrała Adasia Niezgódkę. Później przeszła do Dramatycznego i, jak większość aktorów, odeszła w stanie wojennym, gdy władza wyrzuciła dyrektora, Gustawa Holoubka.
"Brzydziła się tamtym systemem. W naszym ogrodzie na Żoliborzu pisał swoje kazania ksiądz Jerzy Popiełuszko, z którym się przyjaźniliśmy" - podkreślał jej mąż, profesor chirurgii Wojciech Noszczyk.
Zmarnowanego talentu Staniszewskiej najbardziej żałował Mieczysław Kalenik. Sama aktorka pogodziła się z tym, że kino ją odrzuciło. "Najbliższe są mi role żony, matki, babci i widza, bo jestem z gatunku tak zwanych kur domowych" - wyznała ze śmiechem przy okazji swoich 80. urodzin.
Grażyna Staniszewska zmarła 4 marca 2018 roku w Warszawie. Miała 81 lat. O jej śmierci poinformował Jarosław Prytycki ze Związku Artystów Scen Polskich.