Reklama

Galowe konflikty: Nie tylko Will Smith i Chris Rock

Atak Willa Smitha na Chrisa Rocka po żarcie z żony aktora podczas 94. rozdania Oscarów okazał się jednym z najbardziej niesławnych momentów w długiej historii amerykańskich nagród filmowych. Nie był to jednak pierwszy raz, gdy dowcip prowadzających wyrwał którąś z gwiazd ze strefy komfortu.

Atak Willa Smitha na Chrisa Rocka po żarcie z żony aktora podczas 94. rozdania Oscarów okazał się jednym z najbardziej niesławnych momentów w długiej historii amerykańskich nagród filmowych. Nie był to jednak pierwszy raz, gdy dowcip prowadzających wyrwał którąś z gwiazd ze strefy komfortu.
Will Smith (P) policzkuje Chrisa Rocka (L) podczas gali Oscarów /Myung Chun / Los Angeles Times via Getty Images /Getty Images

Wypełnione ciętymi dowcipami monologi, które trafiały w czułe punkty największych sław, od dłuższego czasu są znakiem rozpoznawczym hollywoodzkich gal rozdania nagród corocznych lub wyróżnień specjalnych.

"Clint... Jesteś beznadziejnym aktorem"

"Clint... Ja to mówię... Nikt nigdy wcześniej tego nie powiedział, a ja to mówię z głębi serca... Jesteś beznadziejnym aktorem" - mówił Don Rickles, komik i głos Pana Bulwy z anglojęzycznej wersji "Toy Story", podczas przyznania Clintowi Eastwoodowi nagrody za całokształt twórczości przez Amerykański Instytut Filmowy. Jego wystąpienia zawsze były jednymi z najbardziej wyczekiwanych.

Reklama

Podobny status miał Steve Martin, jednak ten miejscami potrafi trafić w czułe miejsce. Podczas rozdania Oscarów w 2001 roku komik przyniósł siedzącemu na sali Danny’emu DeVito dip do konsumowanej właśnie marchewki, sugerował, że Tom Hanks planował porwanie Russella Crowe’a, swojego głównego konkurenta do statuetki. Drugi ze wspomnianych przechodził zresztą wtedy katusze, a Martin szybko zorientował się, że ten czuje się niekomfortowo. Gdy zwrócił uwagę, że Ellen Burstyn przytyła i postarzała się do roli w "Requiem dla snu", zaraz dodał: "A Russell Crowe i tak ją podrywał". Gwiazda "Gladiatora" była zażenowana.

"Wszyscy mi mówili: Chris, powinieneś zbojkotować"

Chris Rock, jeden z bohaterów tegorocznej kontrowersji, zawsze prezentował jeszcze ostrzejszy dowcip i zaszedł hollywoodzkim gwiazdom za skórę już kilka razy. W 2016 roku bezkompromisowo skomentował bojkot afroamerykańskich twórców, którzy zdecydowali się zignorować oscarową galę, gdy wśród nominowanych aktorów zabrakło przedstawicieli mniejszości.

"Wszyscy mi mówili: Chris, powinieneś zbojkotować, powinieneś zrezygnować. [...] Dlaczego tylko bezrobotni sugerują ci, że powinieneś rzucić swoją pracę?" - żartował podczas monologu otwierającego 88. galę rozdania Oscarów. Wtedy tez po raz pierwszy zażartował z Pinkett-Smith, z którą współpracował wcześniej w animacjach z serii "Madagaskar". On użyczył swojego głosu zebrze Marty’emu, ona hipopotamicy Glorii. "Jada zapowiedziała, że zbojkotuje Oscary... Jada bojkotująca Oscary jest jak ja bojkotujący majteczki Rihanny. Nikt mnie tam nie zaprosił" - mówił, co spotkało się z wybuchem śmiechu na sali.

W dalszej części swojego monologu Rock nie porzucał tematu Smithów. "Rozumiem, że Jada jest wściekła. Jej mąż, Will, nie został nominowany za 'Wstrząs', czaję. [...] To niesprawiedliwe, że Will był tak dobry i nie dostał nominacji, zgadzam się. Także niesprawiedliwe, że Will dostał dwadzieścia milionów dolarów za 'Bardzo Dziki Zachód'". Jego dowcipy miały już wtedy nie przypaść do gustu gwieździe "Kinga Richarda: Zwycięskiej rodziny".

Nie był to pierwszy raz, gdy jego docinki nie zostały najlepiej przyjęte. W 2005 roku Rock prowadził 77. ceremonię rozdania nagród Akademii. W czasie otwierającego monologu poświęcił dużo czasu na żarty z Jude'a Lawa. "Chciałbym zobaczyć Toma Cruise’a, a dostaję Jude'a Lawa. To nie to samo. Kto to jest? Dlaczego jest w każdym filmie z ostatnich czterech lat? W każdym. Nawet jak nie występuje, to sprawdzasz napisy i okazuje się, że robił ciasteczka na planie albo coś takiego. Jest gejem, jest hetero, jest Amerykaninem, jest Brytyjczykiem. Za rok zagra Kareema Abdula Jabbara" - żartował Rock.

Jego docinki nie spodobały się Seanowi Pennowi, który przyznawał wówczas nagrodę za kobiecą rolę pierwszoplanową. "Proszę o wybaczenie mojego poczucia humoru. Chciałbym jednak odpowiedzieć na pytanie naszego gospodarza o Jude'a Lawa - to jeden z naszych najlepszych aktorów" - powiedział laureat Oscara za "Rzekę tajemnic".

Nikt nie zaszedł Hollywood za skórę tak bardzo

Chyba nikt nie zaszedł Hollywood za skórę tak bardzo, jak Ricky Gervais. Brytyjski komik w latach 2010-2020 pięciokrotnie prowadził galę rozdania Złotych Globów i za każdym razem nie brał jeńców w swoich dowcipach. Dostawało się nawet organizatorom imprezy, czyli Hollywoodzkiemu Stowarzyszeniu Prasy Zagranicznej. Gervais nieustannie podważał ich kompetencje i wskazywał, że jedynym sensem tych nagród jest chęć spotkania gwiazd przez grupę bogatych emerytów. W końcu komik często przebijał bańkę samozadowolenia, rosnącą z każdą kolejną ceremonią rozdania nagród podczas sezonu Oscarowego.

"Jeśli wygracie dzisiaj nagrodę, nie róbcie z tego powodu przemowy politycznej. Nie macie prawa pouczać ludzi o czymkolwiek. Nic nie wiecie o prawdziwym świecie. Większość z was spędziła w szkole mniej czasu niż Greta Thunberg. Jeśli wygracie, to właźcie tu, bierzcie swoją małą nagrodę, podziękujcie waszemu agentowi i waszemu Bogu, i s***********e" - mówił podczas monologu otwierającego galę rozdania Złotych Globów w 2020 roku.

W ciągu swoich pięciu wystąpień na imprezie HSPZ Gervais obraził niezliczoną ilość gwiazd. Wiele z nich było oburzonych jego zachowaniem. W 2011 roku jego wystąpienie skrytykowała Kim Cattrall, gwiazda "Seksu w wielkim mieście 2". Podczas rozdania Globów komik zażartował, że film powinien otrzymać nagrodę za efekty specjalne za odmłodzenie czterech aktorek, znajdujących się na jego plakacie. "Dziewczyny, wiemy, ile macie lat" - mówił, żartując później, że jedną z nich widział w odcinku "Bonanzy" (1959-1973).

Gervais nie bał się także wyciągać demonów przeszłości. "Oto gwiazda 'Iron Mana', 'Dwóch dziewczyn i chłopaka', 'Cudownych chłopców'... Przepraszam, to pornosy?" - żartował, zapowiadając pojawienie się Roberta Downeya Jr. "OK, wystąpił w tych filmach, ale większość z was kojarzy go pewnie z takich instytucji jak klinika Betty Ford i więzienie hrabstwa Los Angeles" - kontynuował, nawiązując do czasów, gdy filmowy Tony Stark miał częste problemy z prawem i narkotykami. "Poza tym, że było to bardzo złośliwe z nieco złowieszczym wydźwiękiem, uważam, że klimat imprezy jest całkiem niezły" - stwierdził Downey Jr. po wejściu na scenę.

"Mel Gibson mi powiedział. Gość ma obsesję"

Nikt jednak nie otrzymał od Gervaisa tylu razy, co Mel Gibson. Komik nader często brał na cel australijskiego aktora i reżysera, przypominając jego problemy z alkoholem oraz antysemickie wybuchy. "Nasza kolejna prezenterka jest piękną, utalentowaną... Żydówką. Mel Gibson mi powiedział. Gość ma obsesję" - żartował, zapowiadając Scarlett Johansson.

Doszło do sytuacji, w której organizatorzy zakazali Gervaisowi docinek w stronę twórcy "Walecznego serca". Uradowany komik przeczytał ich pouczenie ze sceny. Finałem była ich konfrontacja w 2020 roku, gdy Brytyjczyk musiał zapowiedzieć podwójnego zdobywcę Oscara. "To niezręczne dla nas obu. Osobiście obwiniam telewizję NBC. Mel... Wszyscy wiemy, kogo on wini" - żartował Gervais. "Ja czuję się bardzo źle, ale Mel podobno o wszystkim zapomniał. To przez picie". Gdy Gibson pojawił się na scenie, przytulił komika, a następnie wykorzystał swój czas na szykowaną od lat ripostę: "Lubię widzieć Ricky’ego raz na trzy lata. Przypomina mi o kolonoskopii".

Podczas gal zdarza się, że ich gospodarze wchodzą w wyreżyserowane konflikty z gwiazdami obecnymi wśród publiczności, często ku radości innych zgromadzonych oraz widzów. Miejscami wypada to niezręcznie - jak podczas Oscarów w 2010 roku, gdy każda uwaga ze strony prowadzących Aleca Baldwina i Steve’a Martina spotykała się ze zmęczonym i rażącym spojrzeniem George’a Clooneya, nominowanego wtedy za "W chmurach" Jasona Reitmana.

Odwrotny efekt udało się osiągnąć podczas gali rozdania Emmy w 2002 roku. Wówczas w monologu otwierającym komik Conan O’Brien z oburzeniem poinformował zgromadzone gwiazdy o pomyśle producentów. Otóż w trakcie trwania ceremonii miałby on zakochać się w jednej z nominowanych aktorek, a ich romans miałby się ciągnąć do końca wieczoru.

Gdy O’Brien wyliczał wady takiego rozwiązania, nagle z głośników poleciała piosenka "Total Eclipse of the Heart" Bonnie Tyler, a jego spojrzenia skrzyżowały się z Jennifer Aniston, nominowaną za ósmy sezon "Przyjaciół". Romantyczna chwila została nagle przerwana, gdy kamera ukazała towarzyszącego aktorce Brada Pitta, jej ówczesnego męża. Jego mina mówiła wszystko. Na szczęście O’Brien znalazł chwilę później drugą miłość w postaci komika Garry’ego Shandlinga. Tego wieczoru Aniston otrzymała Emmy, a "Przyjaciele" uznano za najlepszy serial komediowy. Z kolei O’Brian przypomniał tę ustawkę w 2016 roku, niedługo po śmierci Shandlinga.

"To uwłaczające. Przegrałeś, a teraz musisz tutaj stać"

Nie ma jednak wspanialszego udawanego konfliktu od burzliwej relacji Jimmy’ego Kimmela i Matta Damona. Żart, który miał swe początki w 2006 roku, szybko wyszedł poza telewizję i stał się nieodłącznym elementem wizerunku obu celebrytów. Nie mogło go więc zabraknąć, gdy Kimmel prowadził kolejne rozdania nagród.

Podczas 68. ceremonii Emmy w 2016 roku Damon pojawił się na scenie na chwilę po przyznaniu wyróżnienia w kategorii "najlepszy talk-show", w którym jego antagonista był jednym z nominowanych. W pierwszej kolejności zmusił Kimmela, by kilkukrotnie przyznał się do przegranej. Później udawał zatroskanie jego nastrojem. "To uwłaczające. Przegrałeś, a teraz musisz tutaj stać przez resztę nocy i bawić wszystkich, a pewnie chciałbyś tylko wrócić do domu, skulić się i płakać". Następnie Damon zwrócił się do szczerze rozbawionej publiczności. "Hej, może pocieszymy Jimmy’ego? Jest wielkim przegranym, brawa dla niego".

Kilka miesięcy później, podczas 89. ceremonii rozdania Oscarów, to aktor był obiektem drwin. "Gdy po raz pierwszy spotkałem Matta, to ja byłem tym grubym" - mówił Kimmel podczas monologu otwierającego. Zaraz próbował powiedzieć coś miłego o swoim przeciwniku - stwierdził, że Damon słusznie przekazał główną rolę w "Manchester by the Sea" Caseyowi Affleckowi, a sam zamiast tego zrobił chińską megaprodukcję "Wielki mur", która przyniosła straty w wysokości 80 milionów dolarów (o czym prowadzący nie wahał się także wspomnieć). Przez resztę wieczoru co chwilę pojawiały się dowcipy wycelowane w filmowego Jasona Bourne’a. Kimmel komentował zdolności aktorskie Damona, który sprawia, że "dwa słowa brzmią jak... trzy słowa", a on sam "nie ma żadnego przydatnego talentu, ale ciężko pracuje". Finałem było wejście na scenę aktora w towarzystwie Bena Afflecka jako wręczających nagrodę za scenariusz oryginalny. Obaj zostali przedstawieni jako "Ben Affleck z gościem". Następnie Damon był zagłuszany przez orkiestrę za każdym razem, gdy tylko próbował się odezwać.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy