Reklama

Czas odświeżyć! Rzucił wszystko i zginął w dziczy. Ten film wciąż boli

"Wszystko za życie" to film, do którego wracam jak do jakiejś księgi z największymi mądrościami życia. Za każdym razem czytam ją na nowo - z innym doświadczeniem, inną wrażliwością, innym pytaniem. To jedna z tych historii, które nie przemijają, bo mówią o rzeczach, które dotyczą każdego z nas: o wolności, samotności, poszukiwaniu sensu i potrzebie bycia blisko. W cyklu "Czas odświeżyć" nie mogło zabraknąć tego tytułu.

O czym jest "Wszystko za życie"?

 "Wszystko za życie" to oparta na faktach opowieść o Christopherze McCandlessie, młodym absolwencie college’u, który po ukończeniu studiów decyduje się odrzucić wszystko, co znał. Wyrzeka się pieniędzy, kontaktu z rodziną i wygód życia w społeczeństwie, by ruszyć w samotną podróż autostopem przez Amerykę, z celem dotarcia na Alaskę i zamieszkania w dziczy. Film, wyreżyserowany przez Seana Penna stawia wiele pytań: czym jest prawdziwa wolność? Czy można naprawdę odnaleźć siebie, odcinając się od innych ludzi? Czy marzenia o prostym życiu blisko natury są wystarczające, by przetrwać?

Reklama

Zaczęło się od buntu

Gdy miałam kilkanaście lat i poczucie, że świat mnie nie rozumie, Chris McCandless był dla mnie bohaterem idealnym. Porzucił wszystko: rodzinę, wygodne życie, pieniądze, by wyruszyć samotnie na Alaskę. W jego radykalizmie widziałam odwagę, której mi brakowało - bunt przeciwko światu pełnemu oczekiwań i masek. Chciałam jak on - rzucić wszystko i zacząć od nowa, gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna. Ale ja uciekałam nie w dzicz, tylko w siebie. I tak jak on, z czasem zaczęłam rozumieć, że samotność wcale nie daje wolności.

Pamiętne słowa Chrisa, zapisane przez niego pod koniec życia - "szczęście jest prawdziwe tylko wtedy, gdy się nim dzielimy" - wtedy wydały mi się ładne. Dziś wiem, że są bolesną prawdą.

Wolność, która boli

Wracając do tego filmu kilka lat później, w czasie studiów, zobaczyłam coś nowego: że dobra materialne nie są wrogiem szczęścia – mogą być jego wsparciem. A potem, trzy lata temu, kiedy próbowałam poskładać siebie po dwóch załamaniach nerwowych, dostrzegłam, jak bardzo Chris się pogubił. Jak samotność, którą wybrał, zaczęła go zżerać od środka. Jak odcinanie się od rodziny, przeszłości, korzeni, nie daje ukojenia, a czasem tylko pogłębia cierpienie.

Dziś patrzę na Chrisa z empatią, ale też z dystansem. Widzę w nim nie tylko odważnego buntownika, ale i chłopaka, który szukał siebie, nie mając jeszcze do końca narzędzi, by siebie zrozumieć. Nie miał obok nikogo, kto by mu w tym pomógł. Jego rozwój raczej nie poszedł więc do końca tak, jak mógłby, prowadząc do przykrego końca.

Film, który nadal uczy

"Wszystko za życie" to film, który nie stracił na aktualności, bo opowiada o czymś, co jest w nas wszystkich. O potrzebie wolności, bliskości, sensu. O tym, że nawet najbardziej romantyczna wizja życia "poza systemem" ma swoją cenę. I że nie ma jednej recepty na szczęście, ale zawsze lepiej szukać go z kimś u boku.

Christopher McCandless stał się symbolem pragnienia autentyczności. Jednakże, jego historia to także przestroga: radykalizm potrafi nas zaślepić. Odsuwa nas od ludzi, od miejsc, od emocji. To rzecież właśnie relacje dają nam punkt odniesienia. Pomagają sprawdzić, czy decyzje, które podejmujemy, naprawdę nam służą.

Ten film - wspaniale zagrany i pełen pięknych, surowych kadrów przyrody - nie mówi, co jest dobre, a co złe. Jedynie pyta. My, widzowie, odpowiadamy na te pytania inaczej, w zależności od tego, gdzie jesteśmy w swoim życiu. Dlatego tak bardzo warto do niego wracać, bo on naprawdę dorasta razem z nami.

ZOBACZ TEŻ:

Ethan Hunt ratował świat już siedem razy. Tom Cruise na planie ryzykował życiem

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Czas odświeżyć | Wszystko za życie | Sean Penn
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama