"Ciekawy przypadek Benjamina Buttona": Zapomniany hit mistrza thrillerów. Czy po latach dalej zachwyca?
Ponad piętnaście lat temu do kin trafił film, który od razu zachwycił widzów. Kilka tygodni później rozpoczął wyścig po Oscary otrzymując aż trzynaście nominacji. Ostatecznie "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" otrzymał trzy statuetki w mało prestiżowych kategoriach, stając się tym samym jednym z największych przegranych gali.
- Oscar bait, czyli filmy stworzone z miłości do Oscarów
- "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" - niezrealizowany projekt wielkich twórców Hollywood. Reżyserem, któremu w końcu udało się stworzyć film był David Fincher
- "Ciekawy przypadek..." zapewnił Fincherowi jego pierwszą nominację do Oscara. Film walczył o złotego rycerzyka w 13 kategoriach. Ostatecznie otrzymał trzy
Oscary to najpopularniejsze nagrody filmowe na świecie. O złotych rycerzykach słyszały nawet osoby, które na co dzień nie interesują się za bardzo przemysłem filmowym. Jednak najpopularniejsze nie oznacza, że podczas pełnej przepychu gali, nagradzane są produkcje najlepsze z najlepszych. Twórcy filmowi, aktorzy, aktorki i reżyserzy zabiegają o oscarowe nominacje, bo doskonale wiedzą, że to zapewni im oraz ich filmowi rozgłos. Niektóre filmy wydają się być nawet stworzone pod Oscary.
Powstało nawet pojęcie "Oscar bait", czyli w dosłownym tłumaczeniu "oscarowa przynęta". Takie filmy zazwyczaj wypuszczane są pod koniec roku, aby zapisać się w pamięci widzów i spełnić minimalne wymagania kwalifikacyjne do zdobycia nominacji. "Oscarowe przynęty" to bardzo często epickie dramaty osadzone w historii, nierzadko powstają na podstawie popularnych powieści. W obsadzie takich filmów nie brakuje głośnych nazwisk, a fabuła przyprawia widzów o drżenie serc. Wiele osób za taką oscarową przynętę uważa "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona".
Film jest adaptacją klasycznej noweli F. Scotta Fitzgeralda, opowiadająca o człowieku, który przychodzi na świat jako... osiemdziesięciolatek i stopniowo młodnieje - jego losy śledzimy od końca I wojny światowej aż po XXI wiek. Hollywoodzcy twórcy kilkukrotnie próbowali przenieść dzieło amerykańskiego pisarza na ekran.
Pierwsze próby miały miejsce w latach 90. W pewnym momencie projektem zainteresował się Steven Spielberg. W ostatecznie niezrealizowanym filmie główną rolę miał zagrać Tom Cruise. W 1998 roku o pojawiły się doniesienia, że film wyreżyseruje Ron Howard, a tytułowym Benjaminem zostanie John Travolta. Jednak i tym razem nic nie wyszło z tych planów.
Reżyserem, któremu w końcu udało się stworzyć "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" był David Fincher. 61-letni obecnie reżyser znany jest ze swojego charakterystycznego stylu opowiadania oraz zamiłowania do bardziej cięższych, psychologicznych historii. Jego pełnometrażowym debiutem była trzecia część "Obcego". W 1995 roku swoją premierę miał kultowy film "Siedem", a kilka lat później "Gra" oraz "Podziemny krąg". Te filmy zapewniły reżyserowi Fincherowi miejsce w historii kina. W 2002 roku do kin trafił "Azyl", a pięć lat później "Zodiak".
Ambitnym projektem Fincher chciał utorować nową drogę, jaką może podążać filmowy kryminał. Dzisiaj "Zodiak" nalezy do klasyki gatunku, jednak w czasie premiery film nie wzbudził zainteresowania. Przynajmniej wśród masowej widowni, która mimo zaangażowania przez Finchera gwiazd (m.in. Jake Gyllenhaal, Mark Ruffalo, Robert Downey Jr.), nie ruszyła tłumnie na kin Tym samym "Zodiak" stał się jedynym filmem w dorobku reżysera, którego budżet się nie zwrócił.
Po tej finansowej porażce David Fincher zaprezentował światu coś zupełnie innego od jego dotychczasowych filmów. Przepełniony głośnymi nazwiskami melodramat z elementami fantastyki zdecydowanie wyróżniał się na tel poprzednich dzieł reżysera. W głównych rolach wystąpili Cate Blanchet i Brad Pitt, którzy byli wtedy u szczytu popularności. Do tego za sprawą romancy Pitta z Angeliną Jolie, o aktorze było bardzo głośno i jego twarz niemal nie schodziła z okładek. "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" miał więc wszystko, by stać się kinowym przebojem.
Co ciekawe i tym razem droga na ekran nie była łatwa. Produkcja filmu od pomysłu do premiery trwała niemal dekadę. Fincher wyznał, że myślał na ekranizacją dzieła Fitzgeralda na długo przed nakręceniem filmu "Zodiak". Wiedział jednak, że potrzebuje wsparcia dużego studia oraz ogromnych pieniędzy. W przekonaniu producentów filmowych pomógł mu Brad Pitt. Zielone światło od wytwórni Paramount dostał w 2003 roku. W tym samym roku zmarł ojciec reżysera, co wpłynęło na jego podejście do opowiadanej historii.
Zdjęcia do filmu miały powstać w Nowym Orleanie. Niestety, w 2005 roku miasto zostało zniszczone przez huragan Katrina. Fincher zaczął tracić nadzieję, że kiedykolwiek uda się przenieść tę historię na ekran. "Wysłaliśmy kierownika lokacji do Nowego Orleanu jakieś sześć tygodni po Katrinie, a on zadzwonił i powiedział: 'To wszystko wciąż tu jest, wszystko, co chcemy zobaczyć. Nie ma systemu robót publicznych i wszystkie ujęcia z wózkami będziemy musieli sfałszować, ale w zasadzie wciąż tu jest i jeśli chcesz zaryzykować, przyjedź. Nie wiem, czy uda mi się zdobyć sklejkę do budowy scenografii, ale są hotele, które umierają z chęci zakwaterowania ludzi'" - wspominał Fincher w jednym z wywiadów.
Postanowił zaryzykować. Studio zgodziło się wyłożyć 150 milionów dolarów i "ani grosza więcej". Ryzyko się opłaciło. W przeciwieństwie do poprzedniego filmu Finchera, "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" cieszył się ogromnym zainteresowaniem widzów wzruszonych tragiczną historią miłości Benjamina i Daisy. W sezonie nagrodowym zdobywał nominację za nominacją. W sumie zdobył ich ponad 80, co (wg informacji portalu Filmweb) przełożyło się na 14 realnie zdobytych statuetek. "Ciekawy przypadek..." zapewnił Fincherowi jego pierwszą nominację do Oscara. Film walczył o złotego rycerzyka w 13 kategoriach. Ostatecznie otrzymał trzy w dodatku w mało prestiżowych kategoriach technicznych. Podobnie było w przypadku innych nominacji.
Mimo komercyjnego sukcesu produkcja wzbudzała skrajne emocje. Część widzów i krytyków uważała film niemal za arcydzieło, inni zarzucali mu granie na najniższych emocjach, a samemu reżyserowi stworzenie filmu "pod oscarową publiczkę". "Biorąc pod uwagę zasoby i talent, mógł powstać całkiem niezły film. Ale tak trudno przejąć się tą historią. Nie ma w niej żadnej lekcji do wyciągnięcia. Żadne katharsis nie jest możliwe" - pisał o nim legendarny krytyk Roger Ebert. "To niezwykły pomysł, który został znakomicie zrealizowany. Poruszające dzieło złotej fantazji zawieszone tuż nad ciemnymi wodami naszej własnej śmiertelności" - twierdził z kolei Matthew De Abaitua.
Zobacz również:
David Fincher: Kultowe filmy, niepowtarzalny styl
Cate Blanchett i Andrew Upton: Od 25 lat razem. Niezwykła historia pary