Reklama

Bruce Willis przechodzi do historii kina. Czy choroba przyczyniła się do upadku jego kariery?

Bruce Willis przejdzie do legendy jako sardoniczny John McClaine ze "Szklanej pułapki", mimo tego, że w ostatnich latach rozmienił na drobne swoją legendę w serii żenujących filmów. Okazało się, że robił to przez chorobę. Nie zapominajmy jednak, że Willis ma na koncie współprace z takimi wielkimi filmowcami, jak Tarantino, Edwards, Anderson, Jewison, De Palma czy Frears. Zapamiętajmy go właśnie z tych ról.

Bruce Willis przejdzie do legendy jako sardoniczny John McClaine ze "Szklanej pułapki", mimo tego, że w ostatnich latach rozmienił na drobne swoją legendę w serii żenujących filmów. Okazało się, że robił to przez chorobę. Nie zapominajmy jednak, że Willis ma na koncie współprace z takimi wielkimi filmowcami, jak Tarantino, Edwards, Anderson, Jewison, De Palma czy Frears. Zapamiętajmy go właśnie z tych ról.
Bruce Willis odchodzi na emeryturę /Karwai Tang/WireImage /Getty Images

Wiadomość o chorobie Bruce’a Willisa zszokowała bardziej jego fanów, niż świat filmu. Od dawna w branży podejrzewano, że ikoniczna gwiazda kina lat 90. XX wieku może cierpieć na afazję.

Do tej podstępnej choroby neurologicznej przyznały się wcześniej inne gwiazdy kina. Sharon Stone i Julie Harris przeżyły udary, które wywołały afazję. Afazję zdiagnozowano też dekadę przed śmiercią Terry'ego Jones'a z legendarnego Monty Pythona. Emilia Clark z "Gry o tron" cierpiała na afazję po tym, jak w wielu 24 lat odkryto u niej tętniaka mózgu. Oświadczenie rodziny Willisa (w tym byłej żony Demi Moore), że odchodzi on z aktorstwa, potwierdziły tylko krążące przypuszczenia.

Reklama

Bruce Willis: Choroba zaatakowała już wcześniej

"Los Angeles Times" opisał, z jakimi problemami zmagali się filmowcy, pracujący w ostatnich latach z Willisem. Reżyser zeszłorocznego "Poza prawem", Mike Burns, napisał w mailu do scenarzysty filmu, by ten wyciął 5 stron ze scenariusza i pozbył się monologów postaci, granej przez Willisa. W "The Times" pojawił się przejmujący tekst o tym, jak Willis był zagubiony na planie i jego zachowanie wpływało na opóźnienia produkcji. Dotyczyło to również filmów, gdzie Willis dostawał 2 miliony dolarów za kilka dni pracy, co wzbudzało frustracje reszty ekipy.

Ujawniono, że Willis musiał nosić w uchu mikrofonik, przez który dyktowano mu dialogi. Podejrzewano wówczas, że to fanaberia, jak w przypadku Marlona Brando, który również czytał swoje dialogi z kartek przyklejonych na ścianach i ubraniach jego partnerów z planu. W kolejnych filmach akcji Willis był też zastępowany dublerami. W "Glass" M. Night Shyalamana z tego powodu miał nosić w tylu scenach kaptur. Podczas kręcenia "Planu ocalenia" (2020) miał wystrzelić z nabitej broni. Willis nie kojarzył też planów, na jakich się znajdował.

W ciągu 4 lat nakręcił 22 filmy, w tym sporo gniotów, przeznaczonych od razu na rynek VOD. Willis stawał się powoli drugim Stevenem Seagalem i Jean Claude Van Dammem. Notabene po tym, jak odrzucił rolę w trzeciej części "Niezniszczalnych", gdzie przywracano do łask ikony maczystowskiego kina (łącznie z JCVD), Sylvester Stallone nawał go "pazernym leniem".

Specjalna Złota Malina dla Bruce'a Willisa

Bruce Willis stał się tak wyrazistą ikoną złego kina, że twórcy Złotych Malin dla najgorszych filmów roku stworzyli oddzielną kategorię "Najgorszy film Bruce’a Willisa". Po ujawnieniu choroby aktora, kategoria została zlikwidowana.

Również Kevin Smith przepraszał rodzinę Willisa za swoje ostre słowa o nim. Ikona niezależnego kina ("Sprzedawcy", "W pogodni za Amy", "Dogma") pracował z Willisem przy filmie "Cop out. Fujary na tropie". Film okazał się totalną porażką i zniechęcił Smitha do maistreamowego kina. Przez lata reżyser obarczał winą "gwiazdorzącego" na planie Willisa, którego wcześniej określał swoim bohaterem. "Czuję się jak dupek" - napisał Smith po informacji o chorobie Willisa.

67-letni aktor od kilku lat przygotowywał się na emeryturę. Wyprzedawał swoje warte dziesiątki milionów dolarów nieruchomości i kręcił jak najwięcej filmów, zgarniając nieraz milion dolarów za dzień pracy.

Czy można upadek kariery Willisa zrzucać na karb choroby?

Jack Nicholson czy Gene Hackman również odeszli na emeryturę, ale pod koniec kariery nie grali w żenujących produkcjach, a obaj przecież nie byli w latach swojej świetności lepiej zarabiającymi gwiazdami niż Bruce Willis, który za rolę w "Szóstym zmyśle" (1999) dostał 14 milionów dolarów.

Willis, zanim pojawiły się niepokojące objawy choroby, wybierał udział w fatalnych projektach, choć nie mogą one równać się z poziomem jego filmów z ostatnich pięciu lat. W tym okresie próbował bowiem przypominać o swojej dawnej wielkości. Epizod w niedocenionym "Osieroconym Brooklynie" (2019) Edwarda Nortona i powtórzenie roli Davida Dunna w "Split" (2016) M. Night Shyamalan, którą stworzył w "Niezniszczalnym" (2000) są tego dowodem. Zresztą niespodziewanie katastrofalne zakończenie trylogii Shyamalana w "Glass" (2019) pokazuje, że Willis miał również pecha do projektów ambitnych, które waliły się nie z jego winy. Kto by się w końcu spodziewał, że sam Steven Frears nakręci tak banalne "Żądze i pieniądze" (2012), a publika nie kupi go w roli męża (u boku Michele Pfeiffer) w "Tylko miłość" (1999) innego świetnego reżysera Boba Reinera?

Ważne jednak, by nie zamykać Bruce’a Willisa w ostatnim okresie jego kariery. Hollywoodzki gwiazdor to nie tylko ikona kina akcji o twarzy Johna McClane’a z pierwszych trzech części (spuśćmy kurtynę milczenia nad kontynuacjami z XXI wieku) "Szklanej pułapki" Johna McTiernana i Renny'ego Harlina, gdzie notabene musiał dotrzymać aktorskiego kroku tak wybitnym Brytyjczykom, jak Alan Rickman i Jeremy Irons.

Bruce Willis próbował wyrwać się z szufladki

Bruce Willis próbował wiele razy wyrwać się z szufladki i tworzył ciekawe kreacje dramatyczne. Nie zapominajmy, że zanim Liam Neeson dokonał spektakularnego pirueta, przeskakując z kina Martina Scorsese, Woody'ego Allena czy Rolanda Joffe'a do kina akcji, to właśnie Willis podbił ten gatunek jako aktor komediowy z serialu "Na wariackich papierach" (1985-89), za który dostał Złoty Glob i Emmy. Komediowe doświadczenie, które zbierał też w "Randce w ciemno" (1987) legendarnego Blake’a Edwardsa, pozwoliło Willisowi dać kinu akcji ironię, sarkazm i dystans, jakiego nie potrafili zapewnić ówcześni jego królowie, z którymi potem zagrał w dwóch częściach "Niezniszczalnych" (nie mylić z filmem Shyamalana, który ma w Polsce taki sam tytuł).

Trudno nie zauważyć, że Willis od samego początku balansował na pograniczu komedii i kina akcji. Śmiał się z siebie i swojego wizerunku macho z kina lat 90. XX wieku. Nie każda gwiazda, jak on w 2019 roku, zdecydowałaby się na roast w Comedy Central. W czasie, gdy za ostre żarty polityczna poprawność "kasuje" komików, autodystans Willisa zasługuje na szacunek.  Nie przez przypadek kinowy twardziel powrócił też do telewizji. W trzech odcinkach "Przyjaciół" zagrał ojca dziewczyny Rossa.

Po spektakularnym sukcesie dwóch "Szklanych pułapek", które zrobiły z niego gwiazdę pierwszej wielkości, Willis zagrał w przewrotnych komediach "Ze śmiercią jej do twarzy" (1992) czy "Hudson Hawk" (1991). Za ten ostatni film zdobył swoją pierwszą Złotą Malinę (co ciekawe, nie za rolę, ale za scenariusz). Był to autorski projekt Willisa. Wymyślił go, wtrącał się na planie w reżyserię i zagrał główną role. Po latach komedia się broni, ale w 1991 roku niemal przetrąciła mu karierę. Jednak z tego okresu pochodzą też mroczniejsze i brutalniejsze filmy, jak "Motyw zbrodni" Alana Rudolfa (1992), gdzie zagrał męża sadystę u boku Demi Moore. W brutalnym "Ostatnim skaucie" (1991) mistrza gatunku Tony’ego Scotta wcielił się w upadłego detektywa, tworząc przy okazji wraz z Damonem Wyansem jeden z najciekawszych międzyrasowych policyjnych buddy movie w historii. Wielu fanów gatunku stawia ten film ponad "48 godzin" Waltera Hilla czy nawet "Zabójczą broń" Donnera.

Lata 90. to najlepsze filmy Willisa

W 1994 roku za ułamek swojego stałego honorarium Bruce Willis stworzył wybitną rolę w "Pulp Fiction", gdzie sam się wprosił jako fan "Wściekłych psów", debiutującego z przytupem i bezczelnością Quentina Tarantino. Willis chciał rolę Vincenta Vegi, która była zarezerwowana dla powstającego z aktorskiego grobu Johna Travolty. Warto wspomnieć, że Bruce Willis kilka lat wcześniej zagrał dziecko Johna Travolty w serii "I kto to mówi?", podkładając pod malucha głos. Ostatecznie w "Pulp Fiction" przypadła mu rola boksera Butcha, choć dziś zapomina się, że to właśnie pojawienie się w projekcie Bruce’a Willisa pchnęło produkcje bardzo szybko do przodu. Potem Willis zagrał w nowelce Tarantino w "Czterech pokojach" (1995) oraz w "Sin City" Roberta Rodrigueza (z reżyserskim  udziałem Tarantino). Przepiękna wizualnie ekranizacja mrocznych komiksów noir Franka Millera (2005 i 2014) to okres zmierzchu najlepszych ról Willisa, choć nie można też zapominać o jego smakowitym epizodzie w grindhousowym "Planet Terror" Rodrigueza i Tarantino  z 2007 roku.

Willis przejdzie bez wątpienia do historii kina si-fi jako ratujący ziemię ojciec kosmonauta z patetycznego "Armageddonu" Michaela Baya, ale to role w "12 małpach" (1996) monty pythonowskiego wizjonera Terry Gilliama i "Piątym elemencie" (1997) Luca Bessona są jego najbardziej złożonymi kreacjami w tym gatunku. W pierwszym to szarżujący Brad Pitt dostał oscarową nominację, ale to Willis stworzył naprawdę poruszająca postać, która na dodatek ma ekranową chemię z Madaleine Stowe.

Dopiero w 2015 roku w "Looper" Ryana Johnsona, Willis przypomniał jak dobrze potrafi ogrywać własny wizerunek w oryginalnych i wychodzących poza utarte ramy gatunku filmach si-fi. Tarantino, Rodriguez, Gilliam, Besson i Scott w ciągu dekady? Jak wieku aktorów może się pochwalić takim reżyserskim gwiazdozbiorem, w tak krótkim czasie?

Wykpiwanie wizerunku twardziela

W wykpiwaniu wizerunku twardziela Willis był resztą zawsze mistrzem. Niezdarny, łysiejący kapitan policji w "Kochankowie z księżyca: Moonrise Kingdom"(2012), jednego z najoryginalniejszych i zupełnie odrębnych amerykańskich filmowców Wesa Andersona, wąsaty gliniarz alkoholik z "16 przecznic" (2007) reżysera "Zabójczej broni" Richarda Donnera, drobny złodziejaszek we "Włamaniu na śniadanie" (2001) Barry Levinsona - to wszystko role, odrywające go od McClane’a.

Willis miał szczęście pracować z wybitnymi filmowcami, choć nie zawsze przekładało to się na sukces w kinach. Niespodziewaną, a sporą porażką finansową i artystyczna okazała się satyra "Fajerwerki próżności" (1990) Briana de Palmy, gdzie Willis zagrał u boku Toma Hanksa (jeszcze przed dwoma Oscarami). Również remake "Dnia szakala" (1997) w reżyserii Michaela Catona-Jonesa nie przyniósł chwały Willisowi, choć dowiódł, że nie chce on tylko odcinać kuponów od swojego wizerunku. Największy aktorski sukces Willisa przyszedł na koniec dekady lat 90., gdy najmocniej eksperymentował z poważniejszym repertuarem.

W "Szóstym zmyśle" (1999) Shyamalana Willis stworzył pełnokrwistą rolę człowieka, który nie wie, że jest duchem. Pamiętamy ten film dzięki jednemu z najbardziej zaskakujących i oryginalnych finałów w historii amerykańskiego kina, przełomowej roli dziecięcej Haley'a Joela Osmenta oraz nadziei (szybko prysła), że reżyser "o trudnym nazwisku" jest nowym Alfredem Hitchcockiem. Zapominamy, że Osment nie stworzyłby tak świetnej roli, a finał tak mocno by nie wybrzmiał, gdyby nie kapitalna robota Willisa. Film dostał 6 nominacji do Oscara (w tym dwie aktorskie), ale żadna nie przypadła w udziale Willisowi.

To samo było przy nominowanym do 7 Oscarów "Pulp Fiction" , gdzie pominięto Willisa, choć nie odstępował od nominowanych Travolty, Jacksona i Thurman. Wciąż krytycy nie doceniają jego niejednoznacznych kreacji w "Kodzie Mercury" (1998), gdzie zagra agenta FBI chroniącego chłopca z autyzmem. Kto dziś też pamięta, że Bruce Willis w 1989 roku dostał nominację do Złotego Globu za rolę weterana wojny w Wietnamie w "In Country" wybitnego reżysera Normana Jewisona?

Bruce Willis jest mistrzem w swoim rodzaju kina

Czy dlatego Willis zrezygnował z dramatycznych ról? "Nie dostajesz Oscara za komedie i za strzelanie do ludzi" - powiedział w jednym z wywiadów, dodając, że nigdy nie liczył na statuetkę. Jednak w 1994 roku zagrał u boku samego Paula Newmana w skromnym "Naiwniaku" Roberta Bentona. W roku triumfu "Szóstego zmysłu" Bruce Willis pojawił się w ekranizacji Kurta Vonnenguta "Śniadanie mistrzów" Alana Rudolpha. Zagrał u boku takich gigantów ekranu, jak Albert Finney i Nick Nolte. Nie ustępował im kroku, choć sama ekranizacja nie wzbudziła zachwytu. To mało istotne.

Bruce Willis jest mistrzem w swoim rodzaju kina. Przeszedł do jego historii, mimo dziesiątek miernych filmów z ostatnich kilku lat, którymi zarabiał na leczenie. Mam nadzieję, że powie chorobie Yupikayey, motherfucker!

Zobacz również:

Alain Delon żegna się ze światem. Wzruszające słowa

Cary Fukanaga: Reżyser "Bonda" w Ukrainie. "To jest prawdziwe"

Johny Depp kontra Amber Heard. Proces będzie transmitowany w telewizji

Will Smith zrezygnował z członkostwa w Akademii Filmowej

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bruce Willis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy