Reklama

"Bo się boi": Armen Nahapetian zapewnia, że nie został wygenerowany przez sztuczną inteligencję

"Nie stworzyła mnie sztuczna inteligencja" – taki dopisek w swoim biogramie na koncie instagramowym umieścił ostatnio Armen Nahapetian, który w filmie "Bo się boi" Ariego Astera gra młodą wersję tytułowego Bo. Tę samą postać, ale z lat późniejszych, gra już Joaquin Phoenix. Na dopisek w krótkim biogramie na Instagramie Nahapetian zdecydował się po tym, gdy uświadomił sobie, że wielu widzów uważa, iż młoda wersja Bo powstała poprzez komputerowe odmłodzenie Phoeniksa.

"Nie stworzyła mnie sztuczna inteligencja" – taki dopisek w swoim biogramie na koncie instagramowym umieścił ostatnio Armen Nahapetian, który w filmie "Bo się boi" Ariego Astera gra młodą wersję tytułowego Bo. Tę samą postać, ale z lat późniejszych, gra już Joaquin Phoenix. Na dopisek w krótkim biogramie na Instagramie Nahapetian zdecydował się po tym, gdy uświadomił sobie, że wielu widzów uważa, iż młoda wersja Bo powstała poprzez komputerowe odmłodzenie Phoeniksa.
Armen Nahapetian, "Bo się boi" /materiały prasowe

"Kilka tygodni temu wybrałem się do kina. Jeden z jego pracowników pokazał palcem plakat 'Bo się boi' i bardzo się zdziwił, że jestem realną osobą" – wyznał Armen Nahapetian w rozmowie z portalem "Variety". 

Na plakacie widoczny jest główny bohater filmu w czterech odsłonach w różnym wieku. W trzech z tych wcieleń wystąpił Joaquin Phoenix. Stąd możliwe zdziwienie pracownika kina, który uznał, że i czwarty Bo musi być odmłodzonym cyfrowo Phoeniksem.

Reklama

"Bo się boi": Widzowie myśleli, że Armen Nahapetian jest efektem sztucznej inteligencji

Jak się okazało w trakcie premiery filmu "Bo się boi", tak samo myślało wielu widzów. Dowodem jest dyskusja w mediach społecznościowych, w której wiele osób pisało, że Phoenix w filmie "Bo się boi" zagrał wszystkie cztery wcielenia głównego bohatera. Jeszcze kilka lat temu takie nieporozumienie nie byłoby możliwe. Ale w ostatnich latach rozwój technologii deep fake i sztucznej inteligencji umożliwia coraz bardziej skuteczne "odmładzanie" aktorów. 

Szczytem tych możliwości ma być czekający na premierę film "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia", gdzie będzie można zobaczyć młodego Harrisona Forda. Aby tego dokonać, specjalne oprogramowanie wyselekcjonowało niezbędny materiał z wielu godzin archiwalnych nagrań z prawdziwym Harrisonem Fordem sprzed lat.

Sytuacja, której doświadczył Armen Nahapetian, nie była pierwszym przypadkiem błędnego założenia widzów, że ekranowa kreacja to efekt komputerowej obróbki wizerunku. Podobne przypuszczenia snuto na temat gwiazdora serialu "Ted Lasso", Bretta Goldsteina. Widzowie byli przekonani, że grany przez niego Roy Kent został wygenerowany komputerowo. Jak przystało na komika, Goldstein, zdementował te pogłoski umieszczając w sieci nagranie, na którym wygląda jak animowany avatar.

Z humorem do całego zamieszania podchodzi też Nahapetian. "Trochę żartuję, trochę jestem poważny, tak pół na pół. Wydawało mi się, że ludzie w końcu zdadzą sobie sprawę, że jestem, no wiecie, prawdziwym chłopcem" – zażartował aktor z dopisku w swojej notce biograficznej na Instagramie.

Czytaj więcej: "Bo się boi": Surrealistyczna odyseja. Ten film jest jak "Władca Pierścieni"

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Bo się boi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy