Reklama

Al Pacino: Przekleństwo "Ojca chrzestnego"

Rola Michaela Corleone w „Ojcu chrzestnym” uczyniła z Ala Pacino jedną z największych hollywoodzkich gwiazd. Występ w tej kultowej filmowej trylogii przyniósł mu pierwszą w karierze nominację do Oscara i ogromną popularność. Okazuje się, że sam aktor z ową popularnością miał spory problem. Jak ujawnił w najnowszym wywiadzie, latami czuł na sobie ciężar tej postaci, będąc nierzadko postrzeganym wyłącznie przez jej pryzmat. „Ta rola dała mi nową tożsamość, z którą trudno mi było sobie poradzić” – wyznał 81-letni Pacino.

Rola Michaela Corleone w „Ojcu chrzestnym” uczyniła z Ala Pacino jedną z największych hollywoodzkich gwiazd. Występ w tej kultowej filmowej trylogii przyniósł mu pierwszą w karierze nominację do Oscara i ogromną popularność. Okazuje się, że sam aktor z ową popularnością miał spory problem. Jak ujawnił w najnowszym wywiadzie, latami czuł na sobie ciężar tej postaci, będąc nierzadko postrzeganym wyłącznie przez jej pryzmat. „Ta rola dała mi nową tożsamość, z którą trudno mi było sobie poradzić” – wyznał 81-letni Pacino.
Al Pacino w filmie "Ojciec chrzestny" /CBS Photo Archive /Getty Images

"Ojciec chrzestny" to klasyka światowego kina. Dla odtwórców głównych ról produkcja ta okazała się albo trampoliną do sukcesu i międzynarodowej sławy, albo przypieczętowaniem gwiazdorskiego statusu. Z Ala Pacino, który wcielił się w Michaela Corleone - najmłodszego syna, a zarazem następcę granego przez Marlona Brando mafijnego bossa Vito - rola ta uczyniła jedną z największych gwiazd Fabryki Snów. Zdaniem wielu odbiorców, pozostaje ona najważniejszą pozycją w aktorskim portfolio laureata Oscara.

Reklama

"Ta rola dała mi nową tożsamość, z którą trudno mi było sobie poradzić"

Okazuje się tymczasem, że nagła sława, jaką zagwarantował Pacino występ w kultowej trylogii Francisa Forda Coppoli, nie była dlań błogosławieństwem, lecz przekleństwem. W wywiadzie udzielonym "The New York Times" aktor przyznał, że nie mógł pogodzić się z tym, iż latami był definiowany jedynie przez tę postać. "Poczułem, że nagle oczy całego świata były skierowane na mnie i tak już zostało. Ta rola dała mi nową tożsamość, z którą trudno mi było sobie poradzić" - wyznał gwiazdor.

I podkreślił, że choć docenia szansę, jaką wówczas otrzymał, bycie nieustannie postrzeganym przez pryzmat Michaela Corleone okazało się ciężarem. "To kawał świetnego kina, więc mam świadomość, że to duże szczęście być jego częścią. Dla każdego aktora to byłaby istna wygrana na loterii. Ale muszę przyznać, że zaakceptowanie tego, jak ta rola wpłynęła na mnie i pójście dalej zajęło mi właściwie całe życie. W końcu nie grałem Supermana" - zaznaczył Pacino.


Reżyser legendarnej produkcji w jednym z wywiadów przyznał, że gwiazdor "Irlandczyka" od samego początku był jego pierwszym i jedynym wyborem. "Odkąd przeczytałem książkę Mario Puzo, wyobrażałem sobie w tej roli Pacino. Nie brałem pod uwagę nikogo innego, dlatego usilnie starałem się go nakłonić do przyjęcia angażu" - zdradził filmowiec.

Rola w epickim arcydziele Coppoli otworzyła przed Pacino wrota do kariery w Hollywood. Na przestrzeni lat zagrał on w takich hitach, jak "Człowiek z blizną", "Zapach kobiety", "Donnie Brasco" czy "Adwokat diabła". Prócz Oscara, gwiazdor ma na koncie m.in. cztery Złote Globy, nagrodę BAFTA i otrzymanego na MFF w Wenecji Złotego Lwa za całokształt twórczości.

Zobacz również:

Teraz się wstydzi? Karierę zaczynała od filmów erotycznych

Znany Rosjanin nie ma wątpliwości. "Putin przeżywa psychiczne załamanie"

Najgorszy człowiek na świecie? Te gwiazdy są wciąż zapatrzone w Putina

To koniec? Kina w Rosji stoją nad przepaści

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Ojciec chrzestny | Al Pacino
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama