Wojciech Modest Amaro: Będzie ostro
Presja, nerwy wymieszane z kulinarnymi talentami uczestników oraz ogromnymi oczekiwaniami. - Spróbuję wszystkich metod - zapowiada szef polskiej edycji piekielnego programu.
Znalazł pan w sobie diabelski pierwiastek?
Wojciech Modest Amaro: - Tak, sięgnąłem do dawno zapomnianej przeszłości - moich doświadczeń z Anglii, gdzie taki styl, nazwijmy to "gordonowski", funkcjonował i przerobiłem go na swoje potrzeby.
Rozumiem, że nie były to traumatyczne wspomnienia?
- Ta gastronomia miała taki styl. W kuchni nie ma czasu na długie wywody i rozdmuchane formułki. Trzeba mówić krótko i na temat - dotrzeć do każdego. Czasami dobitnie, w ostrych słowach. Niekiedy trzeba wziąć kogoś na bok. Do każdego jest inny klucz. Więc próbuję wszystkich dostępnych, nie zabronionych prawem metod, ale jest piekielnie (śmiech).
Nim zdecydował się pan na szefowanie w polskiej "Hell's Kitchen", oglądał pan Gordona Ramsaya, czy wystarczyły panu własne doświadczenia?
- Znam Gordona, miałem przyjemność pracować z nim w Londynie. Za dużo nie było go w kuchni, ale był jego styl (śmiech). Parę wzorców zaczerpnąłem, ale staram się dodać coś od siebie i pokazać moje cechy charakteru. Niektóre musiałem wygrzebać z dna sumienia (śmiech). Dynamika, którą Gordon narzucił programowi nie pozwala, by nasza wersja diametralnie różniła się od pierwowzoru. To trudne, wyczerpujące i wymagające zadanie.
Granie na emocjach?
- To prawdziwy emocjonalny rollercoaster i dla uczestników, i dla mnie. Po konkurencjach są nagrody i to jest czas, by zaprzyjaźnić się z nimi. Później, gdy wszystko się wali i pali, patrzę im w oczy z innej perspektywy. Ale nie ma sentymentów.
Jak pan ocenia uczestników polskiej edycji programu?
- Utrwalił się mój wizerunek z "Top Chefa" - spokojnego człowieka, więc było dla nich zaskoczeniem, że odsłoniłem drugą stronę swojej natury.
Używa pan wyższych rejestrów swojego głosu?
- Używam i coś tam trzeba będzie wypikać (śmiech), ale też widzę, że mają niesamowitą determinację, wiedzą, o co walczą i znają swój pułap.
W swojej restauracji też preferuje pan taki styl zarządzania?
- Nie. W Atelier Amaro pracujemy w kompletnej ciszy. Ale to zespół, który jest ze sobą ponad dwa lata. Jesteśmy zgrani. Zdarza mi się porozmawiać z kimś ostro, ale to sporadyczne przypadki. Funkcjonujemy bardzo sprawnie.
Wśród uczestników programu ma pan już swoich faworytów?
- W każdej drużynie mam kogoś, o kim myślę, że mógłby się przydać. Patrząc na potencjał, który w połączeniu z odpowiednią dawką wiedzy trzeba im jeszcze zaaplikować.
Polska edycja porwie widzów?
- Nie mam pojęcia, wszystko zależy od odbiorcy. Na pewno będzie sporym zaskoczeniem, nie unikniemy porównań. Jednak liczę, że zaakceptują naszą wersję piekielnego gotowania (śmiech).
Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk.