Zapomnijcie o więzieniach, gdzie cele są jednoosobowe i standaryzowane.
Zapomnijcie o przestępcach, którzy identyfikowani są przez numer.
Zapomnijcie o milczącym więźniu, o wszechmocnym strażniku i systemie ochrony kontrolującym każdy wasz krok.
CARANDIRU to wyjątkowy zakład karny na przedmieściach Sao Paulo. Na powierzchni przeznaczonej dla 3000 osób przebywa ponad 8000. W tych ekstremalnych warunkach prawa każdego więźnia dyktuje umowny kodeks. Zamknięci za łamanie prawa bandyci sami wymierzają sobie sprawiedliwość, sami kontrolują swój każdy krok. Jedynym celem każdego jest przeżyć.
Dlaczego w CARANDIRU więźniowie stanowią prawo?
Według prawa brazylijskiego CARANDIRU nie jest zakładem pozbawienia wolności dla skazanych. To miejsce czasowego zatrzymania, gdzie najgroźniejsi przestępcy czekają na rozprawę. Czasami wymiar sprawiedliwości zapomina o nich przez długie lata. Nie zostali uznani winnymi, więc mogą korzystać z przywilejów niedostępnych w żadnym innym więzieniu.
Historia powstała na podstawie wspomnień Drauzio Vrelli, lekarza, który pracował przez 14 lat w piekle - największym więzieniu na świecie, gdzie w 1992 roku miała miejsce masakra, w czasie której zginęło 111 więźniów.
MFF w Cartaginie 2004 - Nagroda w kategorii Najlepszy Film. MFF w Havanie 2003 - nagrody w kategoriach: Nagroda Publiczności, Nagroda Specjalna Jury dla Hectora Babenco, oraz nagroda OCIC, nagroda
Radia Havana, nagroda Saul Yelin, nagroda Glauber Rocha dla Hectora Babenco. MFF w Cannes 2003 - film prezentowany konkursie.
Przybliża życie ludzi w miejscu, w którym żyć się nie da. Trudno uwierzyć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę!
New York Times
Jeden z najlepszych filmów więziennych ostatnich lat.
L.A. Weekly
Porusza prostymi i sugestywnymi portretami więźniów - wrażliwych, czujących ludzi.
Variety
Zabawny, brutalny, szokujący.
BBCi Films
Wstrząsająca i liryczna opowieść o łamaniu prawa w instytucji, która ma stać na jego straży.
Entertainment Today
Wstrząsający obraz człowieka. Mordercy, złodzieje, dealerzy, prostytutki to też ludzie.
Washington Post