Trudno uwierzyć, że minęło aż pięć lat od czasu, gdy Channing Tatum zagrał główną rolę w filmie fabularnym. Aktor, który w pierwszej chwili zapowiadał się na kolejnego mięśniaka o anielskiej twarzy i pustym spojrzeniu, niespodziewanie okazał się wulkanem charyzmy z dużym dystansem do siebie i komediowym wyczuciem, eksplodującym w dwóch częściach "21 Jump Street". "Foxcatcher" Bennetta Millera udowodnił z kolei, że Tatum sprawdza się także w rolach dramatycznych. W "Psie", który jest także jego reżyserskim debiutem, aktor daje się znać o swoich wszystkich talentach.
Jest ich dwoje. Oboje służyli podczas misji na Bliskim Wschodzie i zostali ranni na polu walki. Traumatyczne przeżycia odbiły się na ich psychice i trudno im się odnaleźć w życiu poza wojskiem. Teraz udają się razem w podróż do oddalonej o półtora tysiąca mil Arizony, by pożegnać kolegę, z którym przyszło im służyć. On to Jackson Briggs (Channing Tatum), wielokrotnie raniony i odznaczony żołnierz, który za wszelką cenę stara się załapać na kolejną misję. Ona nazywa się Lulu, jest owczarkiem belgijskim, a prośba rodziny zmarłego o jej obecności na pogrzebie dała jej kilka dodatkowych dni - armia uznała ją za niezdolną do powrotu do służby, jej szansę na adopcję są niemal zerowe i najpewniej w niedługim czasie zostanie uśpiona. Oboje za sobą nie przepadają, ale przed nimi długa podróż - trzeba będzie się jakoś dogadać.
"Pies" to klasyczne kino drogi, podczas którego dwójka bohaterów będzie się docierać podczas kolejnych zabawnych lub dramatycznych perypetii. Mimo kilkuletniej przerwy, Tatum wciąż sprawdza się jako protagonista. Briggsa łatwo polubić, a razem z Lulu tworzy zgrany duet. Jest wiarygodny jako facet ze swoim bagażem porażek i trudów. Jednocześnie Tatum nie zatracił swojego talentu komediowego - sprzedaje nawet sceny rozmów z Lulu.
Natomiast kolejni bohaterowie i przygody, prezentowani w czasie wyprawy, są na tyle różnorodne, że podczas niespełna stu minut seansu trudno się nudzić. Nie ma tutaj żadnych eksperymentów z formą lub fabułą, wszystko odbywa się wedle sprawdzonego schematu. Nie jest to w żadnym wypadku wadą - działa i to jest najważniejsze.
Jednocześnie Tatum, wraz ze swym stałym współpracownikiem Reidem Carolinem, skupia się na losie żołnierzy po zakończeniu misji wojskowych. Weterani w ich obiektywnie to jednostki, które wracają do kraju poranione psychicznie i fizycznie, często bez perspektyw poza udziałem w kolejnej misji. Niektórzy podejmują próbę ułożenia sobie życia od początku, co wymaga od nich długiej i systematycznej pracy.
Jakkolwiek przejmujące są przywołane przez twórców sytuacje, dwójka reżyserów przedstawia ich problemy w sposób łopatologiczny. Najlepszym przykładem jest konfrontacja Briggsa z bezdomnym, który chwilę wcześniej splądrował jego auto. Mimo szczerych chęci Tatuma i Reida, stać ich tutaj wyłącznie na oczywistości i banały.
"Pies" to udany film drogi o idealnie niedobranej parze oraz bardzo średni film zaangażowany. Między Tatumem i Lulu (a raczej trzema psami, które się w nią wcieliły) jest chemia, dzięki czemu ich para, powoli odnajdujących równowagę bohaterów, wypada wiarygodnie. Niestety, gorzej z częścią poświęconą losom weteranów. "Pies" sprawdza się jako prosty crowd-pleaser, ale widać, że ambicje były w tym przypadku o wiele większe.
6/10
"Pies" (Dog), reż. Reid Carolin i Channing Tatum, USA 2022, dystrybucja: Monolith Films, premiera kinowa: 18 lutego 2022 roku.
Zobacz również:
"C'mon C'mon": Pogadajmy [recenzja]
"Córka": Kto tu jest tak naprawdę zagubiony? [recenzja]
"This Much I Know To Be True": Pytania do Nicka Cave'a [recenzja]
"Matki równoległe": Jazda na Almodopalaczach [recenzja]
"Psie pazury": Jak Jane Campion wodzi nas za nos [recenzja]
Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.