"Krzyk 6": Ghostface sam (?) w Nowym Jorku [recenzja]

Melissa Barrera i Jenna Ortega w scenie z filmu "Krzyk VI" /materiały prasowe

"Krzyk 6" jest najlepszą częścią franczyzy od czasu pierwszego filmu z 1996 roku. Jest to też najmroczniejsza i najbardziej brutalna odsłona serii, w której zabójcą jest Ghostface. - Nowy "Krzyk" jest otwarty na moje pokolenie, ale pozostaje tym, czym był w latach 90. Jest straszny, zabawny i bawi się konwencją" - mówiła rok temu w rozmowie ze mną dla Interii Jenna Ortega. Najnowsza odsłona dowodzi, że miała stuprocentową rację.

Jeżeli poprzedni "Krzyk" był dla filmowego kolektywu Radio Silence (reżyserzy Tyler Gillett, Matt Bettinelli-Olpin oraz producent Chad Villella) odważnym wejściem w świat stworzony przez Wesa Cravena, to szósta część kultowej slasherowej sagi jest bezczelnym wyważeniem drzwi. W dodatku na własnych zasadach. - Piąta część "Krzyku" była zbiorem najlepszych motywów z filmów Wesa Cravena. Tamten film miał być przejściem od jego świata do nowego otwarcia. Nie oznacza to, że zupełnie pozbawiliśmy "Krzyk VI" elementów, które Wes stworzył. To przecież jest niemożliwe w przypadku kogoś, kto wymyślił tak wyrazistą postać jak Ghostface. "Krzyk VI" jest natomiast surowszy niż poprzednie części serii" - mówił Gillett w wywiadzie, jaki przeprowadziłem z tercetem Radio Silence dla magazynu "Plus Minus".

Reklama

To prawda - nowa odsłona "Krzyku" jest surowsza, brutalniejsza i na dodatek wypływa na nowe tory, które pozwalają postać Ghostface'a nadal ciekawie eksploatować. O ile poprzedni "Krzyk" był hołdem złożonym nieżyjącemu Wesowi Cravenowi, który wyreżyserował cztery części i wykreował modę na samoświadomy metaslasher, to "szóstka" jest już w pełni tworem młodych reżyserów, którzy byli przecież dziećmi, gdy "Koszmar z ulicy Wiązów" meblował ten podgatunek horroru. W najnowszej odsłonie znajdziemy sporo cytatów, autocytatów i ironicznego wyśmiania prawideł gatunku. Teraz już nie mamy do czynienia ze zwykłym sequelem, ale franczyzą, gdzie zginąć może absolutnie każdy, czego dowodem jest uśmiercenie Luke'a Skylwalkera i Hana Solo w "Gwiezdnych wojnach". Wyjaśnia nam to na ekranie nie kto inny, jak Mindy (Jasmin Savoy Brown), która już w poprzednim filmie dała się poznać jako znawczyni slasherów. Jak dodam, że pierwszą ofiarą Ghostface'a w "szóstce" jest filmoznawczyni, wykładająca czym jest włoskie kino giallo i Dario Argento - to wiadomo, że jesteśmy w krwawym metaslasherowym domu. Jest to jednak już dom chłopaków z Radio Silence, którzy wszędzie zostawiają odciski swoich palców - wyrosłych z niezależnego horroru "V/H/S".

Akcja "Krzyku" tylko dwa razy wyszła poza miasteczko Woodsboro. W drugiej części (1997) krwawa jatka miała miejsce na campusie studenckim, natomiast trzecia (2000) w samym sercu Hollywood. Teraz przeniesienie akcji do Nowego Jorku otworzyło twórcom zupełnie nowe możliwości narracyjne. Nowy Jork (grany co prawda przez Montreal) jest w kinie miejscem mistycznym i magicznym, choć nie miał do tej pory szczęścia do slasherów. Przeniesienie tam akcji ósmej części "Piątku 13-ego" skończyło się przecież katastrofą. "Jako miłośnicy kina akcji lat 90. możemy pobawić się na ekranie miastem, które jest nieodłączne dla tego gatunku. Nowy Jork ma swój niepowtarzalny klimat, co otwiera nam wiele nowych furtek" - mówił mi przed premierą Matt Bettinelli- Olpin. Obietnica została spełniona z nawiązką. Nie tylko krwawa i elektryzująca rzeź w nowojorskim metrze przejdzie do klasyki gatunku.

Scenarzystom (James Vanderbilt, Guy Busick i autor trzech części "Krzyku" Kevin Williamson) udało się też tak zbudować akcję, by usprawiedliwić nieobecność na ekranie Neve Campbell, która pierwszy raz w całej serii nie wcieliła się w ikoniczną rolę Sidney Prescott. Poszło o zbyt niską gaże, jaką proponowali jej producenci. Cóż, podejrzewam, że w następnej części powróci, zgarniając podwójną premię. Ze starej ekipy "Krzyku" na ekranie zobaczymy więc już tylko Courteney Cox jako cyniczną reporterkę Gale Weathers, która na szczęście ma tym razem do zagrania więcej ciekawych scen niż w zeszłorocznym "Krzyku".

Pojawia się też postać z "Krzyku 4", ale nie będę psuł wam zabawy spoilerem, kim jest. Nieobecną Campbell i uśmierconego w poprzednim filmie Dwighta (David Arquette) godnie wypełniają postacie, które przeżyły masakrę w poprzedniej części. Jenna Ortega po tytułowej roli w netfliksowym "Wednesday" Tim Burtona stała się wielką gwiazdą, która jest świadoma swojego ekranowego magnetyzmu. Razem z Melissą Barrerą w roli Sam Carpenter tworzą duet, który nie ustępuje charyzmie Sidney i Gale. Siostry przejmują pewną ręką stery serii, a walka Sam z krwawą spuścizną swojego ojca Billiego Loomisa (Skeet Ulrich), czyli Ghostface'a z "jedynki" jest solidnie rozegrana i daje pole do popisów w kolejnych odsłonach sagi.

Najważniejsze jest jednak to, że "Krzyk VI" nie zatracił tego, co było największą siłą serii. O ile w "Halloween", "Piątku 13-ego" czy w "Koszmarze z ulicy Wiązów" wiemy, kto jest boogeymanem, to w "Krzyku" zawsze jest obecna zagadka. Kto jest skryty za maską? Czy udało się zgadnąć w trakcie seansu? Finałowy twist akcji każdego filmu zawsze zaskakiwał, nawet gdy budził kontrowersję u fanów. W tej odsłonie dostajemy kilka naprawdę zaskakujących zwrotów akcji i krwawe otwarcie godne oryginalnego z pamiętnym epizodem Drew Barrymore. Tym razem już początek jest podlany gęstym sosem kina gore.

Podobnie jak w przypadku "Creed III" już bez Sylvestra Stallone w roli Rocky'ego, udało się twórcom pogodzić ze sobą nostalgię za kultową serią z nowym otwarciem pasującym do wrażliwości nowego pokolenia. Nie dziwię się, że tercet z Radio Silence ma podobno robić nową wersję "Ucieczki z Nowego Jorku". Skoro okazali się być tak godnymi następcami Wesa Cravena, to również drugi ojciec chrzestny slashera John Carpenter może być spokojny o swoje dziedzictwo. "Krzyk VI" to najlepsza część serii od czasu "jedynki". Ba, gdyby reżyserzy docisnęli na samiutkim końcu mroczny pedał gazu do końca, to uznałbym ten film za numer jeden całej franczyzy. No, ale Hollywood rządzi się swoimi prawami i ucieka od europejskiego pesymizmu horroru lat 70. Niemniej jednak wspomnienie włoskiego krwawego kina giallo daje nadzieję na kolejny mocny transgresywny krok w następnej części.

8/10

"Krzyk VI", reż. Tyler Gillett, Matt Bettinelli-Olpin, USA 2023, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa: 10 marca 2023 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Krzyk 6
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy